sobota, 21 marca 2020

Rozdział 18

I o to chodziło. Wiedziałam, że dziewczynki nie będą mogły oprzeć się by zobaczyć na własne oczy miejsce, w którym ich matka się wychowywała. A ja wreszcie będę mogła zrealizować swój plan.- zaśmiała się pogardliwie Cora.
Wypadek w Granny's nie był przypadkowy. To właśnie ona uszkodziła rury by przenieść wesele do Zaczarowanego Lasu. Zło nigdy nic nie osiągnie jeśli nie będzie cierpliwe. Mroczna powędrowała więc do swojej chatki i przygotowywała się na przyszłościowy plan. Obmyślała każdy szczegół. A zaczęła od podmienienia pantofelków swojej starszej córki, na podrobione, przez co nikt z tu obecnych nie będzie mógł wrócić do Storybrooke. Następnie przygotowała słabszą w efekcie klątwę snu, która mogłaby potrwać kilka godzin (jakby nie mogła użyć tabletek nasennych), aż Corze uda się podszyć pod Reginę i przekonać jedną z bliźniaczek do nienawiści do własnej matki. Trochę obserwowała dziewczynki, wiedziała jaka jest każda z nich. Wiedziała także co je denerwuje. Dlatego postanowiła wybrać na swojego sprzymierzeńca Tori. Była ona dość ruchliwym dzieckiem. Lilly wydawała się dużo bardziej spokojniejsza.

***W tym samym czasie wesele trwało w najlepsze. Wszyscy bawili się wyśmienicie. Sala była pełna tańczących par. Na wielkim stole było mnóstwo jedzenia. Niektóre z potraw zostały ocalone z restauracji Babci i Czerwonego Kapturka. Lecz nic nie trwa wiecznie i wszystko kiedyś się kończy. Tak też było z weselem.
- To co sprzątanie i pora wracać.
Po godzinie wszystko było ogarnięte.
- Coś jest nie tak. Pantofelki nie działają.- poinformowała zebranych Zelena.
-Czyli zostajemy tutaj?- spytała wyraźnie podniecona tym faktem Tori.
-Po moim trupie. Czy ma ktoś z Was jakiś pomysł?- spytała ciemnowłosa.
-Dlaczego po prostu nie...-zaczęła Zelena, ale nie dokończyła gdyż jej siostra, dała znać głową, że chodzi o jej córki.
- Nie widzę chętnych. Więc tu zostajemy. Cóż.  Nie ma jak w domu- stwierdził Henry. W sumie Waszym domu.
- Nawet fajnie, że tu zostaniemy dłużej- ucieszyła się Lucy.
Regina nie chcąc zwariować zabrała dzieci by pokazać im konie.
-Ojej. Mamo. Są śliczne. Mogę na jednym pojeździć?- spytała Tori.
- Tak. Tylko uważaj byś nie spadła. Z resztą i tak będę Cię asekurować.- ostrzegła kobieta.
Lilly w tym czasie szczotkowała jedną klacz. Była ona koloru biszkoptowego. Jak skończyła daną czynność, pogłaskała zwierzę po pyszczku.  Wyraźnie jej się to spodobało, gdyż dotykała nim dziewczynkę. Tori natomiast jeździła jakby to nie był jej pierwszy raz.
-Brawo. Skąd umiesz tak dobrze jeździć?- spytała zdziwiona, ale dumna z córki Regina.
-Raczej to geny. Dużo nam opowiadałaś o koniach. Ja trochę czytałam... I tak wyszło.- wytłumaczyła skromnie.
Tori nie miała dosyć. Jeździła i jeździła. Czuła się jakby latała.  I ten wiatr we włosach.  Robin w tym czasie doszedł do drugiej córki. I razem mieli zamiar wybrać się na krótki spacer do lasu.
-Tato czy mogę wziąć ją na spacer? Wydaje mi się, że chętnie chciałaby sie wybrać z nami. W porządku Lilly. Robin pomógł córce wyprowadzić klacz z boksu i ruszyli. Po drodze dziewczynka karmiła, zwierzę małymi kawałeczkami jabłka.
Po czasie wrócili z wyprawy. Obie dziewczynki po całym dniu osobnej zabawy wróciły co prawda zmęczone do pokoju, ale miały jeszcze siłę by zrelacjonować tej drugiej jak spędziły dzień. Nawet przy samych opowieściach były wciąż szczęśliwe.
Nie wiedziały jednak, że to ich ostatnia noc razem. Cora rozpyliła przygotowaną wcześniej słabszą klątwę snu dla Reginy, oraz jej ,,pożal się Boże męża". Jako Robin podała Lilly herbatę z (opoźnionym działaniem) eliksirem zapomnienia, a później zmieniła postać na swoją młodszą córkę. Przyszła do pokoju dziewczynek i poprosiła Tori na rozmowę przed domem.
- Nie możesz być jak Twoja siostra? Ona już śpi. A Ty co?
- A myślałam, że jednak jesteś inna. To po co była ta cała jazda?!
To były jej ostatnie słowa. Wykrzykując je po prostu pobiegła gdzieś w las. Biegnąc tak bez celu, przed siebie, jedynie tylko płakała. Zatrzymała się gdy poczuła ból w nogach. Cora odmieniając się wlała jeszcze do niewypitego wina córki i jej męża po kropli eliksiru zapomnienia, a następnie poszła po śladach, swojej wnuczki. Znalazła ją.
-Dlaczego płaczesz drogie dziecko? I jesteś tutaj sama o tej porze?- zaczepiła Tori.
-T...To nic takiego.- odparła dziewczynka wycierając łzy płynące po policzkach.
- Jak chcesz. Mogę Cię zabrać gdzieś, gdzie będziesz szczęśliwa.
-Może to Pani zrobić?
 "Rodzice mówili by nie ufać obcym, ale co tam. Po słowach mamy na pewno nie będą się martwić.".
-Więc? Chcesz iść ze mną?
- Tak.- zgodziła się dziewczynka.
Słysząc to Cora sprowadziła lustro jednym skinieniem ręki. Przeszła.
Tori była w szoku widząc to. Postanowiła jednak przejść. Po tym lustro po prostu zniknęło.
-T...to była magia!- stwierdziła zadowolona.
- Tak. Dlaczego jesteś taka zdziwiona? Twoja mama stale jej używała.
-Naprawdę? Skąd to wiesz?-spytała zdziwiona.
- Jestem jej matką. Ależ oczywiście Twoja matka włada magią.
-Nigdy mi nie pokazywała.  Nawet nie mówiła o tym. To jest niesamowite. Nauczysz mnie?!
Tego właśnie chciała Cora. Wszystko poszło według jej planu.
-Ależ oczywiście moje drogie dziecko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz