Cora uczyła Tori magii. Ponadto wychowywała dziewczynkę, a także ,,hodowała" w niej złość, gniew i nienawiść do własnej rodziny- zwłaszcza do siostry bliźniaczki. Regina nie miała już ochoty na wino, dlatego wylała je. Reszta rodziny Mills nie miała tyle szczęścia. Pani Burmistrz próbowała przypomnieć rodzinie o Tori, lecz to na nic. Ale nie straciła nadziei. Wieczorami zajmowała się sprawą zaginięcia córki. Oczywiście Cora chcąc zasiać nienawiść w dziewczynce, pokazywała tej jak żyje jej siostra. Co odnosiło efekty.
Hades od swoich zaufanych ludzi dowiedział się kto stoi za porwaniem dziewczynki. Przekazał informacje Zelenie.
-Cześć siostra. Mam pewne wiadomości odnośnie jednej z Twoich córek. Nie wiem jak to możliwe, ale nasza matka żyje. Mało tego. To ona stoi za porwaniem Tori. Uczy ją magii. Doszły mnie też słuchy, że chce skłócić dziewczynki. Myślę, że Lilly także musi zacząć naukę.
-Wykluczone. Nie pamiętasz co było z nami?- stwierdziła stanowczo Regina.
Lecz rudowłosa nie poddała się. Prosto po szkole odbierała siostrzenicę. Wyznała jej prawdę. I wbrew woli siostry, uczyła dziewczynkę wielu zaklęć.
Kilka dni później Pani Burmistrz odwiozła Lill do szkoły. Sama pojechała do pracy. Gdy Lilly wchodziła do budynku przed jej oczyma przeleciała kula ognia.
-Chyba nie myślałaś, że pozwolę Ci mieć wszystko?!
- Nie chcę tego. Jesteśmy rodziną. Być samej nie jest wcale tak fajnie.
-Nieprawda!! Masz ich tylko dla siebie!! Rozpieszczają Cię!!-krzyczała Tori.
-Spokojnie. Wróćmy do domu. Nie wiem kto naopowiadał Tobie takich głupot.- próbowała załagodzić sytuację druga z bliźniaczek.
-Nasza babcia otworzyła mi oczy.
- Ona jest zła. Nie należy jej ufać.
- To Wam nie należy ufać!!- po czym zaatakowała siostrę.
Lilly bardzo się bała. Ale nie chciała skrzywdzić siostry. Jedynie próbowała bronić swojej osoby. Przytrzymała bliźniaczkę.
-Chodź ze mną do domu. Podzielę się z Tobą wszystkim. Obiecuję.- rzekła zgodnie z prawdą. Tori usłyszała drżący głos siostry.
"Ciekawe jak Ty byś się czuła, gdybyś wiedziała, że własna matka Cię nie chce " i nie becz mi tutaj!!.
-Uspokój się proszę. - mówiła przez łzy po czym po prostu udały się do domu.
Lilly dotrzymywała obietnicy. Ciężko było wyprowadzić ją z równowagi, co Tori na każdym kroku próbowała uczynić. Wpychała się do kolejki jeśli chodzi o łazienkę. Długo w niej siedziała. Nawet kłóciła się z bliźniaczką o miejsce pasażera wiedząc, że siostra musi siedzieć z przodu ze względu na swoją chorobę lokomocyjną. Dziewczyna ulegała nie denerwując się, co bardzo irytowało niedawno jeszcze rozdzieloną z rodziną bliźniaczkę.
"Yyyyh. Co ją wyprowadzi z równowagi?! Nie może być przecież tak spokojna. Wiem." -pomyślała po czym założyła pozostawione na łóżku, ubrania.
Jeszcze niczego nieświadoma dziewczynka weszła do pokoju chcąc się ubrać. Zaczęła patrzeć za uszykowanymi ubraniami. Spojrzała na siostrę.
-Ładnie wyglądasz. Myślałam, że nie jesteś fanką moich ubrań.- powiedziała po czym podeszła do szafy z ubraniami. Wybrała różowo- brokatową sukienkę. To co? Gotowa? Możemy iść.
- Tak. "Nie no. Jeszcze takiej oazy spokoju to nie było. Poddaję się."
Lecz wszystko zmieniło się tego dnia.
Lilly przez nauczycielkę, której zbytnio nie lubiła dostała uwagę, na której było napisane ,,Panna Mills krzyczy na lekcji". Owszem krzyczała, ale dlatego, że Pinocchio pociągnął ją za warkocza. Grzeczna bliźniaczka miała duże obawy jeśli chodzi o reakcję rodziców na uwagę. Mimo iż babsko uwzięło się na nią nigdy nie miała żadnych problemów. Aż do dzisiaj. Przez tą sytuację nie była na niczym innym skupiona. Tori przyglądała się siostrze. "Serio? Takie halo przez jedną uwagę?" Po szkole wróciły do domu. Obie milczały. Ta bardziej złośliwa w końcu nie wytrzymała, wstała podeszła do plecaka siostry i wyjęła dzienniczek. Podążyła do Robina. Lilly w obawie przed wydaniem przez siostrę pobiegła za nią. Chciała powstrzymać bliźniaczkę, ale usłyszała jej słowa.
-Dostałam uwagę. Podpiszesz? -spytała rzucając dzienniczkiem w stronę taty.
-Tori Coro Angeles jak Ty się zachowujesz młoda damo?!- oderwała wzrok znad papierów Pani Burmistrz. Zero szacunku. Zamiast rzu-nie skończyła gdyż wtrąciła się buntowniczka.
-Ale tak po prostu mi się wymsknął.
-Dosyć tego. Teraz ja mówię, a Ty słuchasz!- mówiąc to ciemnowłosa zabrała córce głos.
Masz szlaban. Zero wychodzenia z domu!! Czy to jasne?!
- Tak. Jak zwykle. Dopiero co wróciłam i już mam być więźniem w domu!!- poszła do pokoju.
Lilly weszła zaraz po niej.
-Dzięki. Chociaż nie musiałaś tego robić.
-Serio? Widziałam jak się bijesz z myślami... I było mi Ciebie żal. Co nie znaczy, że Cię lubię.
-Chcesz pogadać?
-Nie. Po chwili milczenia buntowniczka zaczęła mówić co jej na sercu ciąży.
Jej siostra odłożyła rzeczy, którymi chwilę wcześniej się zajęła. W ciszy i skupieniu słuchała Tori.
niedziela, 22 marca 2020
sobota, 21 marca 2020
Rozdział 18
I o to chodziło. Wiedziałam, że dziewczynki nie będą mogły oprzeć się by zobaczyć na własne oczy miejsce, w którym ich matka się wychowywała. A ja wreszcie będę mogła zrealizować swój plan.- zaśmiała się pogardliwie Cora.
Wypadek w Granny's nie był przypadkowy. To właśnie ona uszkodziła rury by przenieść wesele do Zaczarowanego Lasu. Zło nigdy nic nie osiągnie jeśli nie będzie cierpliwe. Mroczna powędrowała więc do swojej chatki i przygotowywała się na przyszłościowy plan. Obmyślała każdy szczegół. A zaczęła od podmienienia pantofelków swojej starszej córki, na podrobione, przez co nikt z tu obecnych nie będzie mógł wrócić do Storybrooke. Następnie przygotowała słabszą w efekcie klątwę snu, która mogłaby potrwać kilka godzin (jakby nie mogła użyć tabletek nasennych), aż Corze uda się podszyć pod Reginę i przekonać jedną z bliźniaczek do nienawiści do własnej matki. Trochę obserwowała dziewczynki, wiedziała jaka jest każda z nich. Wiedziała także co je denerwuje. Dlatego postanowiła wybrać na swojego sprzymierzeńca Tori. Była ona dość ruchliwym dzieckiem. Lilly wydawała się dużo bardziej spokojniejsza.
***W tym samym czasie wesele trwało w najlepsze. Wszyscy bawili się wyśmienicie. Sala była pełna tańczących par. Na wielkim stole było mnóstwo jedzenia. Niektóre z potraw zostały ocalone z restauracji Babci i Czerwonego Kapturka. Lecz nic nie trwa wiecznie i wszystko kiedyś się kończy. Tak też było z weselem.
- To co sprzątanie i pora wracać.
Po godzinie wszystko było ogarnięte.
- Coś jest nie tak. Pantofelki nie działają.- poinformowała zebranych Zelena.
-Czyli zostajemy tutaj?- spytała wyraźnie podniecona tym faktem Tori.
-Po moim trupie. Czy ma ktoś z Was jakiś pomysł?- spytała ciemnowłosa.
-Dlaczego po prostu nie...-zaczęła Zelena, ale nie dokończyła gdyż jej siostra, dała znać głową, że chodzi o jej córki.
- Nie widzę chętnych. Więc tu zostajemy. Cóż. Nie ma jak w domu- stwierdził Henry. W sumie Waszym domu.
- Nawet fajnie, że tu zostaniemy dłużej- ucieszyła się Lucy.
Regina nie chcąc zwariować zabrała dzieci by pokazać im konie.
-Ojej. Mamo. Są śliczne. Mogę na jednym pojeździć?- spytała Tori.
- Tak. Tylko uważaj byś nie spadła. Z resztą i tak będę Cię asekurować.- ostrzegła kobieta.
Lilly w tym czasie szczotkowała jedną klacz. Była ona koloru biszkoptowego. Jak skończyła daną czynność, pogłaskała zwierzę po pyszczku. Wyraźnie jej się to spodobało, gdyż dotykała nim dziewczynkę. Tori natomiast jeździła jakby to nie był jej pierwszy raz.
-Brawo. Skąd umiesz tak dobrze jeździć?- spytała zdziwiona, ale dumna z córki Regina.
-Raczej to geny. Dużo nam opowiadałaś o koniach. Ja trochę czytałam... I tak wyszło.- wytłumaczyła skromnie.
Tori nie miała dosyć. Jeździła i jeździła. Czuła się jakby latała. I ten wiatr we włosach. Robin w tym czasie doszedł do drugiej córki. I razem mieli zamiar wybrać się na krótki spacer do lasu.
-Tato czy mogę wziąć ją na spacer? Wydaje mi się, że chętnie chciałaby sie wybrać z nami. W porządku Lilly. Robin pomógł córce wyprowadzić klacz z boksu i ruszyli. Po drodze dziewczynka karmiła, zwierzę małymi kawałeczkami jabłka.
Po czasie wrócili z wyprawy. Obie dziewczynki po całym dniu osobnej zabawy wróciły co prawda zmęczone do pokoju, ale miały jeszcze siłę by zrelacjonować tej drugiej jak spędziły dzień. Nawet przy samych opowieściach były wciąż szczęśliwe.
Nie wiedziały jednak, że to ich ostatnia noc razem. Cora rozpyliła przygotowaną wcześniej słabszą klątwę snu dla Reginy, oraz jej ,,pożal się Boże męża". Jako Robin podała Lilly herbatę z (opoźnionym działaniem) eliksirem zapomnienia, a później zmieniła postać na swoją młodszą córkę. Przyszła do pokoju dziewczynek i poprosiła Tori na rozmowę przed domem.
- Nie możesz być jak Twoja siostra? Ona już śpi. A Ty co?
- A myślałam, że jednak jesteś inna. To po co była ta cała jazda?!
To były jej ostatnie słowa. Wykrzykując je po prostu pobiegła gdzieś w las. Biegnąc tak bez celu, przed siebie, jedynie tylko płakała. Zatrzymała się gdy poczuła ból w nogach. Cora odmieniając się wlała jeszcze do niewypitego wina córki i jej męża po kropli eliksiru zapomnienia, a następnie poszła po śladach, swojej wnuczki. Znalazła ją.
-Dlaczego płaczesz drogie dziecko? I jesteś tutaj sama o tej porze?- zaczepiła Tori.
-T...To nic takiego.- odparła dziewczynka wycierając łzy płynące po policzkach.
- Jak chcesz. Mogę Cię zabrać gdzieś, gdzie będziesz szczęśliwa.
-Może to Pani zrobić?
"Rodzice mówili by nie ufać obcym, ale co tam. Po słowach mamy na pewno nie będą się martwić.".
-Więc? Chcesz iść ze mną?
- Tak.- zgodziła się dziewczynka.
Słysząc to Cora sprowadziła lustro jednym skinieniem ręki. Przeszła.
Tori była w szoku widząc to. Postanowiła jednak przejść. Po tym lustro po prostu zniknęło.
-T...to była magia!- stwierdziła zadowolona.
- Tak. Dlaczego jesteś taka zdziwiona? Twoja mama stale jej używała.
-Naprawdę? Skąd to wiesz?-spytała zdziwiona.
- Jestem jej matką. Ależ oczywiście Twoja matka włada magią.
-Nigdy mi nie pokazywała. Nawet nie mówiła o tym. To jest niesamowite. Nauczysz mnie?!
Tego właśnie chciała Cora. Wszystko poszło według jej planu.
-Ależ oczywiście moje drogie dziecko.
Wypadek w Granny's nie był przypadkowy. To właśnie ona uszkodziła rury by przenieść wesele do Zaczarowanego Lasu. Zło nigdy nic nie osiągnie jeśli nie będzie cierpliwe. Mroczna powędrowała więc do swojej chatki i przygotowywała się na przyszłościowy plan. Obmyślała każdy szczegół. A zaczęła od podmienienia pantofelków swojej starszej córki, na podrobione, przez co nikt z tu obecnych nie będzie mógł wrócić do Storybrooke. Następnie przygotowała słabszą w efekcie klątwę snu, która mogłaby potrwać kilka godzin (jakby nie mogła użyć tabletek nasennych), aż Corze uda się podszyć pod Reginę i przekonać jedną z bliźniaczek do nienawiści do własnej matki. Trochę obserwowała dziewczynki, wiedziała jaka jest każda z nich. Wiedziała także co je denerwuje. Dlatego postanowiła wybrać na swojego sprzymierzeńca Tori. Była ona dość ruchliwym dzieckiem. Lilly wydawała się dużo bardziej spokojniejsza.
***W tym samym czasie wesele trwało w najlepsze. Wszyscy bawili się wyśmienicie. Sala była pełna tańczących par. Na wielkim stole było mnóstwo jedzenia. Niektóre z potraw zostały ocalone z restauracji Babci i Czerwonego Kapturka. Lecz nic nie trwa wiecznie i wszystko kiedyś się kończy. Tak też było z weselem.
- To co sprzątanie i pora wracać.
Po godzinie wszystko było ogarnięte.
- Coś jest nie tak. Pantofelki nie działają.- poinformowała zebranych Zelena.
-Czyli zostajemy tutaj?- spytała wyraźnie podniecona tym faktem Tori.
-Po moim trupie. Czy ma ktoś z Was jakiś pomysł?- spytała ciemnowłosa.
-Dlaczego po prostu nie...-zaczęła Zelena, ale nie dokończyła gdyż jej siostra, dała znać głową, że chodzi o jej córki.
- Nie widzę chętnych. Więc tu zostajemy. Cóż. Nie ma jak w domu- stwierdził Henry. W sumie Waszym domu.
- Nawet fajnie, że tu zostaniemy dłużej- ucieszyła się Lucy.
Regina nie chcąc zwariować zabrała dzieci by pokazać im konie.
-Ojej. Mamo. Są śliczne. Mogę na jednym pojeździć?- spytała Tori.
- Tak. Tylko uważaj byś nie spadła. Z resztą i tak będę Cię asekurować.- ostrzegła kobieta.
Lilly w tym czasie szczotkowała jedną klacz. Była ona koloru biszkoptowego. Jak skończyła daną czynność, pogłaskała zwierzę po pyszczku. Wyraźnie jej się to spodobało, gdyż dotykała nim dziewczynkę. Tori natomiast jeździła jakby to nie był jej pierwszy raz.
-Brawo. Skąd umiesz tak dobrze jeździć?- spytała zdziwiona, ale dumna z córki Regina.
-Raczej to geny. Dużo nam opowiadałaś o koniach. Ja trochę czytałam... I tak wyszło.- wytłumaczyła skromnie.
Tori nie miała dosyć. Jeździła i jeździła. Czuła się jakby latała. I ten wiatr we włosach. Robin w tym czasie doszedł do drugiej córki. I razem mieli zamiar wybrać się na krótki spacer do lasu.
-Tato czy mogę wziąć ją na spacer? Wydaje mi się, że chętnie chciałaby sie wybrać z nami. W porządku Lilly. Robin pomógł córce wyprowadzić klacz z boksu i ruszyli. Po drodze dziewczynka karmiła, zwierzę małymi kawałeczkami jabłka.
Po czasie wrócili z wyprawy. Obie dziewczynki po całym dniu osobnej zabawy wróciły co prawda zmęczone do pokoju, ale miały jeszcze siłę by zrelacjonować tej drugiej jak spędziły dzień. Nawet przy samych opowieściach były wciąż szczęśliwe.
Nie wiedziały jednak, że to ich ostatnia noc razem. Cora rozpyliła przygotowaną wcześniej słabszą klątwę snu dla Reginy, oraz jej ,,pożal się Boże męża". Jako Robin podała Lilly herbatę z (opoźnionym działaniem) eliksirem zapomnienia, a później zmieniła postać na swoją młodszą córkę. Przyszła do pokoju dziewczynek i poprosiła Tori na rozmowę przed domem.
- Nie możesz być jak Twoja siostra? Ona już śpi. A Ty co?
- A myślałam, że jednak jesteś inna. To po co była ta cała jazda?!
To były jej ostatnie słowa. Wykrzykując je po prostu pobiegła gdzieś w las. Biegnąc tak bez celu, przed siebie, jedynie tylko płakała. Zatrzymała się gdy poczuła ból w nogach. Cora odmieniając się wlała jeszcze do niewypitego wina córki i jej męża po kropli eliksiru zapomnienia, a następnie poszła po śladach, swojej wnuczki. Znalazła ją.
-Dlaczego płaczesz drogie dziecko? I jesteś tutaj sama o tej porze?- zaczepiła Tori.
-T...To nic takiego.- odparła dziewczynka wycierając łzy płynące po policzkach.
- Jak chcesz. Mogę Cię zabrać gdzieś, gdzie będziesz szczęśliwa.
-Może to Pani zrobić?
"Rodzice mówili by nie ufać obcym, ale co tam. Po słowach mamy na pewno nie będą się martwić.".
-Więc? Chcesz iść ze mną?
- Tak.- zgodziła się dziewczynka.
Słysząc to Cora sprowadziła lustro jednym skinieniem ręki. Przeszła.
Tori była w szoku widząc to. Postanowiła jednak przejść. Po tym lustro po prostu zniknęło.
-T...to była magia!- stwierdziła zadowolona.
- Tak. Dlaczego jesteś taka zdziwiona? Twoja mama stale jej używała.
-Naprawdę? Skąd to wiesz?-spytała zdziwiona.
- Jestem jej matką. Ależ oczywiście Twoja matka włada magią.
-Nigdy mi nie pokazywała. Nawet nie mówiła o tym. To jest niesamowite. Nauczysz mnie?!
Tego właśnie chciała Cora. Wszystko poszło według jej planu.
-Ależ oczywiście moje drogie dziecko.
Rozdział 17
Dziewczynki miały swoją jedną ulubioną zabawę. Było widać od razu, że są córkami Reginy, bo podobnie jak ona ze swoją siostrą, bawiły się w księżniczki obdarzone mocami.
"Żeby nie było z tego tragedii"- pomyślała kobieta patrząc na zabawę swoich córek i jednocześnie chcąc lub nie, wracając do swojej przeszłości. "Nie chcę dla nich takiego samego życia jakie ja miałam z Zeleną. Będę inna niż Cora dla nas"-obiecała ciemnowłosa. Wciąż patrzyła na swoje pociechy. Była szczęśliwa. Bardzo długo zajęło jej uwierzenie, że dla niej także jest szczęśliwe zakończenie. Czy można chcieć czegoś więcej? Miała kochającego mężczyznę. 4 dzieci w domu. Czasami wpadał Henry w odwiedziny wraz z Lucy. Regina bardzo lubiła ten czas. Wiedziała, że cieszy się sympatią dziewczynki, a przede wszystkim wciąż czuła się komuś potrzebna. Nie tylko swoim dzieciom. Ale chyba do pełni szczęścia czegoś brakowało.
-Kochanie? Nie uważasz, że powinniśmy wejść na nowy szczebel w naszym związku?
- Co masz na myśli?
- Jesteśmy zaręczeni. Mamy razem trójkę dzieci. Trzeba by było w końcu wykonać ten jeden jedyny krok.
-Chcesz ustalić datę ślubu?
- Tak. W sumie chciałbym by nasz ślub był jak najszybciej.
- Nie wiem czy się uda. Same przygotowania zajmują wieki.
-Podzielimy się i damy radę moja królowo.- namiętnie pocałował ukochaną.
Razem w końcu wybrali datę ślubu. Regina wiedziała, że z salą na wesele nie będzie problemu. Zorganizują zabawę w Granny's Diner. Następnego dnia była umówiona na przymiarkę suknii ślubnych. Tego samego dnia poszła wybrać idealne na tą okazję kwiaty. Wracając kupiła kartki, parę ozdób i zaczęła pisać zaproszenia. Robin załatwił obrączki. Zelena w tym czasie zabrała swojego siostrzeńca i siostrzenice do siebie. Lecz jednak wcześniej wtajemniczona w poczynania siostry poszli wybrać dzieciom idealne stroje na ślub ich rodziców. Dziewczynkom padł ten zaszczyt, że miały sypać kwiatki. Były bardzo podekscytowana.
***Dzień ślubu. Wiadomo jak to jest. Regina kochała Robina. Chciała by wszystko było idealnie, dlatego też bardzo się denerwowała. Czuła, że jest to jej najważniejszy dzień w życiu. Gdy wszystko było już gotowe, usłyszała dany sygnał i powoli szła w stronę ręcznie zrobionego ołtarza, znajdował się on na polanie. Robin gdy tylko zobaczyła ukochaną, już wszystko wiedział. Że jest miłością jego życia. W czasie przysięgi założyli sobie wzajemnie obrączki oraz przypieczętowali związek pocałunkiem. Jednak nie wszystko tego dnia było takie idealne. Okazało się, że w Granny's pękła rura i zalało lokal.
- Co my teraz zrobimy?
-Mam pantofelki. Przenieśmy się do zamku. W końcu każdy zamek ma salę balową. W końcu poczujemy się jak dawniej... A dziewczynki zobaczą jak żyłaś.- stwierdziła Zelena.
"Zawsze marzyłam by zobaczyć Zaczarowany Las"-pomyślała Lilly.
-Mamo zgódź się, proszę.- próbowała wybłagać kobietę druga z bliźniaczek
- No nie wiem.
Obie bliźniaczki patrzyły na ciemnowłosą oczami szczeniaczka.
-Dobra tylko już tak na mnie nie patrzcie.
-Dziękujemy mamusiu. Jesteś najukochańszą mamą na świecie.
-Ej , a ja? - wtrącił się urażony Robin
-A Ty jesteś najukochańszym tatą na świecie.- wypaliły obie bliźniaczki.
-One to ćwiczą, czy tak się dzieje?-spytała rudowłosa.
-Chyba tak już jest... to telepatia bliźniąt.
"Żeby nie było z tego tragedii"- pomyślała kobieta patrząc na zabawę swoich córek i jednocześnie chcąc lub nie, wracając do swojej przeszłości. "Nie chcę dla nich takiego samego życia jakie ja miałam z Zeleną. Będę inna niż Cora dla nas"-obiecała ciemnowłosa. Wciąż patrzyła na swoje pociechy. Była szczęśliwa. Bardzo długo zajęło jej uwierzenie, że dla niej także jest szczęśliwe zakończenie. Czy można chcieć czegoś więcej? Miała kochającego mężczyznę. 4 dzieci w domu. Czasami wpadał Henry w odwiedziny wraz z Lucy. Regina bardzo lubiła ten czas. Wiedziała, że cieszy się sympatią dziewczynki, a przede wszystkim wciąż czuła się komuś potrzebna. Nie tylko swoim dzieciom. Ale chyba do pełni szczęścia czegoś brakowało.
-Kochanie? Nie uważasz, że powinniśmy wejść na nowy szczebel w naszym związku?
- Co masz na myśli?
- Jesteśmy zaręczeni. Mamy razem trójkę dzieci. Trzeba by było w końcu wykonać ten jeden jedyny krok.
-Chcesz ustalić datę ślubu?
- Tak. W sumie chciałbym by nasz ślub był jak najszybciej.
- Nie wiem czy się uda. Same przygotowania zajmują wieki.
-Podzielimy się i damy radę moja królowo.- namiętnie pocałował ukochaną.
Razem w końcu wybrali datę ślubu. Regina wiedziała, że z salą na wesele nie będzie problemu. Zorganizują zabawę w Granny's Diner. Następnego dnia była umówiona na przymiarkę suknii ślubnych. Tego samego dnia poszła wybrać idealne na tą okazję kwiaty. Wracając kupiła kartki, parę ozdób i zaczęła pisać zaproszenia. Robin załatwił obrączki. Zelena w tym czasie zabrała swojego siostrzeńca i siostrzenice do siebie. Lecz jednak wcześniej wtajemniczona w poczynania siostry poszli wybrać dzieciom idealne stroje na ślub ich rodziców. Dziewczynkom padł ten zaszczyt, że miały sypać kwiatki. Były bardzo podekscytowana.
***Dzień ślubu. Wiadomo jak to jest. Regina kochała Robina. Chciała by wszystko było idealnie, dlatego też bardzo się denerwowała. Czuła, że jest to jej najważniejszy dzień w życiu. Gdy wszystko było już gotowe, usłyszała dany sygnał i powoli szła w stronę ręcznie zrobionego ołtarza, znajdował się on na polanie. Robin gdy tylko zobaczyła ukochaną, już wszystko wiedział. Że jest miłością jego życia. W czasie przysięgi założyli sobie wzajemnie obrączki oraz przypieczętowali związek pocałunkiem. Jednak nie wszystko tego dnia było takie idealne. Okazało się, że w Granny's pękła rura i zalało lokal.
- Co my teraz zrobimy?
-Mam pantofelki. Przenieśmy się do zamku. W końcu każdy zamek ma salę balową. W końcu poczujemy się jak dawniej... A dziewczynki zobaczą jak żyłaś.- stwierdziła Zelena.
"Zawsze marzyłam by zobaczyć Zaczarowany Las"-pomyślała Lilly.
-Mamo zgódź się, proszę.- próbowała wybłagać kobietę druga z bliźniaczek
- No nie wiem.
Obie bliźniaczki patrzyły na ciemnowłosą oczami szczeniaczka.
-Dobra tylko już tak na mnie nie patrzcie.
-Dziękujemy mamusiu. Jesteś najukochańszą mamą na świecie.
-Ej , a ja? - wtrącił się urażony Robin
-A Ty jesteś najukochańszym tatą na świecie.- wypaliły obie bliźniaczki.
-One to ćwiczą, czy tak się dzieje?-spytała rudowłosa.
-Chyba tak już jest... to telepatia bliźniąt.
piątek, 20 marca 2020
Teraźniejszość.
Witam. Dla fanów serialu jest to znane. Jednak by, Ci którzy nie mieli styczności z serialem mogli wiedzieć o co chodzi, postanowiłam, że opiszę historię głównej bohaterki. No to zaczynamy!
Melinda Gordon jest córką Beth Gordon (matka) i Paula Eastmana (ojciec) przez większość życia uważała, że jej ojcem jest Tom Gordon, który porzuca rodzinę. Po latach w 3 sezonie Melinda chce dowiedzieć się prawdy o swoim ojcu. W tym też sezonie odkrywa tak długo nurtujące ją pytania. Mało tego przypomina sobie, że człowiek którego uważała za ojca zabił jej biologicznego tatę. Tom widząc, że Melinda przypomina sobie całe to zdarzenie chce ją zabić. Do akcji wkracza Paul. Przejmuje kontrolę nad ciałem Gordona i spycha go ze schodów. Ten umiera. Mel ma jeszcze brata Gabriela, z którym walczy o ocalenie dusz. Jest także mężatką. Niedługo po ślubie z Jimem Clancy'm zamieszkują w małym miasteczku Grandview. Tam otwiera sklep z antykami. Poznaje również swoją pierwszą przyjaciółkę - Andreę Marino. Melinda powiedziała jej o swoim darze. Pod koniec 1 serii Andrea, wiedząc od przyjaciółki, że ma być katastrofa samolotu, którym miał lecieć jej brat wsiada w samochód i chce jakoś powstrzymać. Jednak w konsekwencji ginie. Później za Andreę pojawia się Delia Banks, która ma syna Neda. Druga przyjaciółka Melindy. Kobieta nie chce najpierw mówić samotnej matce o swoim darze, gdyż uważa, że także ją straci, gdy ta pozna prawdę. Jim jest lekarzem. Pomagając swojej żonie, zostaje postrzelony i ginie. Kilka dni po śmierci męża Mel, dochodzi do wypadku, w którym ginie Sam Lucas. Od razu przechodzi na tamtą stronę. Ale w jego ciało wchodzi dusza Jima, bo nie chce on zostawić swojej żony. W konsekwencji traci wspomnienia z obu żyć. Dowiadujemy się, że Sam miał dziewczynę, której zamierzał się oświadczyć. Jego rodzice nie zgadzają się z pomysłem zostania syna w Grandview. Jednak gdy Sam/Jim prawie utonął przypomniał sobie wszystko. Wraz z Melindą mają syna Aidena, który także jak matka ma dar. Jest on jednak silniejszy, posiada także moc empatii, który czasem bywa dla niego groźny. W 5 urodziny z przybyciem Ducha kobiety, z którą Melinda rodziła w tym samym czasie, Aiden przestaje oddychać. Wszystko wraca do normy kilka minut później. Kolejnym darem chłopca jest możliwość zobaczenia Świetlistych i Cieni.
Przed cz.3
W czasie sesji zaczęły dziać się różne dziwne sytuacje. Światło zapalało się i gasło. Przedmioty sie poruszały. Niby duchy nie mają wpływu na rzeczy, a jednak tak. Gdy są zagubione lub złe najlepiej zejść im z drogi.
-Kim jesteś?- spytała przystojnego blondyna, o niebieskich oczach.
-Z kim rozmawiasz?- spytała moja terapeutka.
-Straciła Pani kogoś ostatnio?
- Nie. Nie przypominam sobie.
-Zna Pani wysokiego mężczyznę. Ma blond włosy ułożone na żel w każdą stronę.
- Nie to...niemożliwe.
Od razu wyjęła telefon z torebki i wybrała numer. Zapewne ducha, którego widziała 15-latka.
- Nie odbiera. :(. To mój najlepszy przyjaciel. Ale co się dzieje?
-Pewnie weźmie mnie Pani za wariatkę...jak większość. Przywykłam do tego. Widzę duchy.- powiedziała zgodnie z prawdą.
-Ten mężczyzna zmarł i błąka się tutaj by dokończyć swoje rozpoczęte sprawy. Chyba Pani jest jedną z nich.
- Tak bardzo żałuję, że wyjechałem. Że nie pojechała ze mną. Mógłbym chociaż powiedzieć jej jak bardzo jest dla mnie ważna.
-Też jesteś....ehh :( byłeś dla mnie ważny. Ale wstydziłam się powiedzieć Tobie o swoich uczuciach.
-Powiedz jej proszę, że chcę by żyła dalej. Zakochała się ponownie. I że będę na nią czekał. Wspomnij też, że wciąż ją kocham.
-Widzisz światło? Tak. Myślę, że jesteś gotowy. Przekażę Twoje słowa.
Mimo łez, które napływały im obu, Mary dokończyła powtarzać słowa wcześniej zabłąkanej duszy.
***W tym samym czasie policja podjęła ślad 32-latka. Wrócił on do więzienia, ale już stamtąd nie wyszedł. Współwięźniowie wyznaczyli mu samosąd. Po prostu zmarł.
***Mary gdy tylko zobaczyła jego zabłąkaną duszę, przeraziła się. Oślepiła go trzymającym w ręku lusterkiem.
-Daj mi spokój. Jaka jest Twoja niedokończona sprawa?
- Nie domyślasz się? Zemsta. To przez Ciebie wylądowałem na 5 lat w pace. A teraz mi za to zapłacisz.
Wybiegła przerażona. Mimo, że było już późno, pobiegła do domu Pani psycholog.
-On zmarł. I teraz mnie nawiedza. Nie odejdzie póki się nie zemści :(
-Spokojnie. Wszystko się ułoży.
- Nie! Nieprawda!- płakała. Spodziewam się dziecka. Ja nie chcę. Jestem za młoda poza tym nie prosiłam.
Widziała, że kobieta była w szoku. Nie wiedziała co powiedzieć.
Edd Cassidy nie został wprowadzony w światło. (Nawet na to nie zasłużył) po prostu stał się pierwszym cieniem.
Kilka miesięcy później Mary zdecydowała się urodzić i wychować dziecko. Urodziła dziewczynkę, której dała na imię Beth. Córka bardzo ją zmieniła - dodała siły. Z czasem zaczęły się także problemy. Dziewczynka już od małej nie rozumiała swojego daru. Bała się go. Nie chciała mieć do czynienia z duchami. Dlatego wszystkim pomagała Mary. Na szczęście pracowała w hospicjum. Tam także wiele osób zmarło, a to przed wcześnie, jeszcze inni nie pogodzili się z tym. Będąc jedną z terapeutek pomagała żywym oraz swoim duchom. Uznawała pewną zasadę, pamiętając cierpienie swojego oprawcy gdy stawał się cieniem. Trzeba pomagać każdej zbłąkanej duszy. Nawet wtedy gdy wygląda strasznie. Chciała nauczyć córkę swojego motta, ale ta nigdy nie przystanęła na to. Jednak starsza już Mary kilkanaście lat później doczekała się godnej następczyni- swojej wnuczki. Melindy Gordon.
-Kim jesteś?- spytała przystojnego blondyna, o niebieskich oczach.
-Z kim rozmawiasz?- spytała moja terapeutka.
-Straciła Pani kogoś ostatnio?
- Nie. Nie przypominam sobie.
-Zna Pani wysokiego mężczyznę. Ma blond włosy ułożone na żel w każdą stronę.
- Nie to...niemożliwe.
Od razu wyjęła telefon z torebki i wybrała numer. Zapewne ducha, którego widziała 15-latka.
- Nie odbiera. :(. To mój najlepszy przyjaciel. Ale co się dzieje?
-Pewnie weźmie mnie Pani za wariatkę...jak większość. Przywykłam do tego. Widzę duchy.- powiedziała zgodnie z prawdą.
-Ten mężczyzna zmarł i błąka się tutaj by dokończyć swoje rozpoczęte sprawy. Chyba Pani jest jedną z nich.
- Tak bardzo żałuję, że wyjechałem. Że nie pojechała ze mną. Mógłbym chociaż powiedzieć jej jak bardzo jest dla mnie ważna.
-Też jesteś....ehh :( byłeś dla mnie ważny. Ale wstydziłam się powiedzieć Tobie o swoich uczuciach.
-Powiedz jej proszę, że chcę by żyła dalej. Zakochała się ponownie. I że będę na nią czekał. Wspomnij też, że wciąż ją kocham.
-Widzisz światło? Tak. Myślę, że jesteś gotowy. Przekażę Twoje słowa.
Mimo łez, które napływały im obu, Mary dokończyła powtarzać słowa wcześniej zabłąkanej duszy.
***W tym samym czasie policja podjęła ślad 32-latka. Wrócił on do więzienia, ale już stamtąd nie wyszedł. Współwięźniowie wyznaczyli mu samosąd. Po prostu zmarł.
***Mary gdy tylko zobaczyła jego zabłąkaną duszę, przeraziła się. Oślepiła go trzymającym w ręku lusterkiem.
-Daj mi spokój. Jaka jest Twoja niedokończona sprawa?
- Nie domyślasz się? Zemsta. To przez Ciebie wylądowałem na 5 lat w pace. A teraz mi za to zapłacisz.
Wybiegła przerażona. Mimo, że było już późno, pobiegła do domu Pani psycholog.
-On zmarł. I teraz mnie nawiedza. Nie odejdzie póki się nie zemści :(
-Spokojnie. Wszystko się ułoży.
- Nie! Nieprawda!- płakała. Spodziewam się dziecka. Ja nie chcę. Jestem za młoda poza tym nie prosiłam.
Widziała, że kobieta była w szoku. Nie wiedziała co powiedzieć.
Edd Cassidy nie został wprowadzony w światło. (Nawet na to nie zasłużył) po prostu stał się pierwszym cieniem.
Kilka miesięcy później Mary zdecydowała się urodzić i wychować dziecko. Urodziła dziewczynkę, której dała na imię Beth. Córka bardzo ją zmieniła - dodała siły. Z czasem zaczęły się także problemy. Dziewczynka już od małej nie rozumiała swojego daru. Bała się go. Nie chciała mieć do czynienia z duchami. Dlatego wszystkim pomagała Mary. Na szczęście pracowała w hospicjum. Tam także wiele osób zmarło, a to przed wcześnie, jeszcze inni nie pogodzili się z tym. Będąc jedną z terapeutek pomagała żywym oraz swoim duchom. Uznawała pewną zasadę, pamiętając cierpienie swojego oprawcy gdy stawał się cieniem. Trzeba pomagać każdej zbłąkanej duszy. Nawet wtedy gdy wygląda strasznie. Chciała nauczyć córkę swojego motta, ale ta nigdy nie przystanęła na to. Jednak starsza już Mary kilkanaście lat później doczekała się godnej następczyni- swojej wnuczki. Melindy Gordon.
Przed cz.2
Po 5 latach zboczeniec wyszedł na wolność. W międzyczasie Mary chodziła na terapię, by poradzić sobie z traumą, po tamtych wydarzeniach. Były woźny poprzysiągł zemstę na nastolatce. Dopadł ją gdy wracała do domu po sesji. Powtórzył czyn sprzed 5 lat lecz teraz był pełen gniewu, że odważyła się o tym powiedzieć. Usłyszał czyjeś kroki. Uciekł zostawiając umierającą dziewczynę. Na szczęście przechodzień zauważył kolorową kurtkę nieprzytomnej i wezwał pomoc.
Po 6 minutach pogotowie było na miejscu.
-Halo. Słyszysz mnie?- próbował nawiązać kontakt z zaatakowaną. Brak reakcji. Zabieramy ją.
W karetce na chwilę odzyskała przytomność.
- Jak się nazywasz?-spytał lekarz.
-Mary Ann- odpowiedziała po czym zamknęła oczy i ,,zatrzymała się"
Ratownicy przystąpili do reanimacji. Gdy stracili już nadzieję 15 latka zaczęła oddychać.
*** W szpitalu pierwszy raz zadziało się, coś co później na zawsze zmieniło jej życie.
-To moje łóżko. Zejdź z niego.
-Witaj Twoi rodzice już czekają. Wszystkie badania są. Jak się czujesz.
-Eeem...lepiej. Dziękuję. Widział Pan tą dziewczynkę?
-Nikogo tu nie było. Można Cię już wypisać, ale radziłbym zapisać się do psychologa.
-Już mam dziękuję.-oznajmiła.
Po wyjściu ze szpitala Mary nadal chciała walczyć. Wciąż chodziła do szkoły. Ale coś się jednak zmieniło.
-Mary. No w końcu mnie widzisz. Dlaczego tak długo nie odpowiadałaś?- spytała jasnowłosa dziewczynka. Wyglądała na co najwyżej 11 lat.
-P...przepraszam. -podniosła rękę dziewczyna. Czy mogę iść do toalety? Źle się czuję.
-Dobrze. Ale wróć zaraz.
Mary wyszła.
***W łazience.
-Coralle? Martwiłam się o Ciebie. Gdzie byłaś?
-Sama nie wiem.- odparła.
Mary wróciła.
-Wyglądasz lepiej.
- Tak. Moja przyjaciółka się odnalazła.
-O kim Ty mówisz?
-O Coralle.
-Mary... ale Coralle nie odnaleziono.
- Jak to? Przecież jest tutaj (pokazała palcem na ławkę obok.)
-Ona oszalała-wyśmiewali koleżankę.
Dziewczyna nie mogła tego znieść. Popłakała się, schowała swoje rzeczy i po prostu co sił w nogach wybiegła z klasy, a następnie ze szkoły.
***15 minut w domu.
-Coralle jak to jest, że nikt poza mną Cię nie widzi?
-Przypomniałam sobie. Bo nie żyję.
- Co?! Ale jak to? Przecież widzę Cię. Zaczęły napływać jej łzy.
-Zabił mnie Cassidy. Chodź zaprowadzę Cię w miejsce gdzie mnie zakopał.
I tak też było.
Nie rozumiała dlaczego tak się dzieje, ale wiedziała jedno. Minęło 5 lat odkąd zaginęła Carolle. Jej rodzice codziennie mieli nadzieję, że do nich wróci. A na pewno chcieliby wiedzieć co się dzieje z ich córką.
-Skoro nie żyjesz... co Cię tu trzyma?
-Chyba moi rodzice. Powiedz im prawdę. To jak zginęłam... gdzie jestem.
- A jeśli nie uwierzą?- mówiła przez łzy.
-Powiedz by poszli na naszą ulubioną łąkę pełną tulipanów i myśleli o przypadającym kolejnym dniu. Zawsze tak robiliśmy.
Wedle życzenia, niestety zmarłej przyjaciółki, poszłam do jej domu, przekazałam informacje o ich córce najdelikatniej jak tylko mogłam. Nie na wiele się to zdało. W końcu to była wiadomość o jej śmierci. Coralle była z nami. Miałam rację. Nie uwierzyli mi. Dlatego powiedziałam zdanie, które kazała mi powiedzieć moja zmarła przyjaciółka. Coralle przytuliła swoich rodziców.
- To...-zaczęła kobieta przez łzy.
-Coralle?-dokończył mężczyzna szlochając.
- Tak- odpowiedziałam, również płacząc.
-Zapytaj ją proszę...
-Coralle słyszy.
- Jak zginęłaś?
Podczas opowieści przyjaciółki, Mary poczuła, że traci grunt pod nogami. Szybko jednak starała się otrząsnąć by przekazać informacje rodzicom dziewczyny.
-Została skrzywdzona przez złego człowieka. Chciała uciec. Uderzył ją i już nie wstała. Wystraszył się... a następnie ukrył jej ciało. W nocy po prostu ją zakopał. Pokazała mi gdzie została zakopana.
*** 20 minut później byli na miejscu wraz z policją.
- To tutaj- powiedziała Mary.
Policjanci odkopali szczątki Carolle.
-Wow. Jak tu pięknie i jasno.- odezwała się dziewczynka.
15 latka patrzyła na przyjaciółkę.
- Co się dzieje? -spytali równocześnie rodzice Caro.
-Jest gotowa by przejść.
-Powiedz, że ich kocham.- rzuciła na pożegnanie.
-Dobrze powiem.
Po zniknięciu 10-latki, Mary przekazała rodzicom przyjaciółki ostatnią wiadomość od ich córki.
Dzień później odbył się jej pogrzeb.
- No wreszcie możesz w końcu zająć się mną.
Podskoczyła wystraszona.
-Kim jesteś?- mówiła szeptem, by nikt nie patrzył na nią jak na idiotkę, jak to mieli w zwyczaju.
-Amelia Kertiz. Byłam pacjentką w tym samym szpitalu odkąd miałam 6 lat. Byłam chora na białaczkę. Lekarz powiedział, że wyjdę z tego, że jest ktoś kto mi pomoże. Ale nie doczekałam się przeszczepu 😭. Chcę tylko zobaczyć rodziców i przeprosić ich.
- Gdzie mieszkasz?
Ponieważ było to w Nowym Jorku musiała coś wymyślić. Dlatego przyłączyła się do kobiety z 2 dzieci i bez żadnych kłopotów przyjechała na miejsce.
-Skoro jesteś z Nowego Jorku to co robiłaś w szpitalu w Grandview?
-Tutaj mnie przenieśli gdyż to właśnie w tym szpitalu miałam mieć operację.
***Znalazła dom, w którym mieszkała Amelia.
"Jak zawsze prawda o moim darze nie jest brana na serio...Dlatego muszę udowadniać ludziom, że tak jest mówiąc jakieś fakty z ich życia. Dlaczego tak zawsze musi być?"- myślała opowiadając to co mówiła dziewczyna.
Po chwili uwierzyli. Mary powtarzała słowa Amelii.
-I chce byście przestali się smucić. Wie, że nie będzie Wam lekko. Ale będzie w lepszym miejscu. Szczęśliwa i zdrowa kiedyś na Was czekać.
Gdy skończyła zabłąkana dusza dziewczyny zobaczyła światło. Lecz przed pójściem w jego stronę przytuliła rodziców, którzy znieruchomieli. Mary, jak zawsze w takich momentach pełna łez w oczach, pokiwała tylko głową na pytające spojrzenia,.
Po 6 minutach pogotowie było na miejscu.
-Halo. Słyszysz mnie?- próbował nawiązać kontakt z zaatakowaną. Brak reakcji. Zabieramy ją.
W karetce na chwilę odzyskała przytomność.
- Jak się nazywasz?-spytał lekarz.
-Mary Ann- odpowiedziała po czym zamknęła oczy i ,,zatrzymała się"
Ratownicy przystąpili do reanimacji. Gdy stracili już nadzieję 15 latka zaczęła oddychać.
*** W szpitalu pierwszy raz zadziało się, coś co później na zawsze zmieniło jej życie.
-To moje łóżko. Zejdź z niego.
-Witaj Twoi rodzice już czekają. Wszystkie badania są. Jak się czujesz.
-Eeem...lepiej. Dziękuję. Widział Pan tą dziewczynkę?
-Nikogo tu nie było. Można Cię już wypisać, ale radziłbym zapisać się do psychologa.
-Już mam dziękuję.-oznajmiła.
Po wyjściu ze szpitala Mary nadal chciała walczyć. Wciąż chodziła do szkoły. Ale coś się jednak zmieniło.
-Mary. No w końcu mnie widzisz. Dlaczego tak długo nie odpowiadałaś?- spytała jasnowłosa dziewczynka. Wyglądała na co najwyżej 11 lat.
-P...przepraszam. -podniosła rękę dziewczyna. Czy mogę iść do toalety? Źle się czuję.
-Dobrze. Ale wróć zaraz.
Mary wyszła.
***W łazience.
-Coralle? Martwiłam się o Ciebie. Gdzie byłaś?
-Sama nie wiem.- odparła.
Mary wróciła.
-Wyglądasz lepiej.
- Tak. Moja przyjaciółka się odnalazła.
-O kim Ty mówisz?
-O Coralle.
-Mary... ale Coralle nie odnaleziono.
- Jak to? Przecież jest tutaj (pokazała palcem na ławkę obok.)
-Ona oszalała-wyśmiewali koleżankę.
Dziewczyna nie mogła tego znieść. Popłakała się, schowała swoje rzeczy i po prostu co sił w nogach wybiegła z klasy, a następnie ze szkoły.
***15 minut w domu.
-Coralle jak to jest, że nikt poza mną Cię nie widzi?
-Przypomniałam sobie. Bo nie żyję.
- Co?! Ale jak to? Przecież widzę Cię. Zaczęły napływać jej łzy.
-Zabił mnie Cassidy. Chodź zaprowadzę Cię w miejsce gdzie mnie zakopał.
I tak też było.
Nie rozumiała dlaczego tak się dzieje, ale wiedziała jedno. Minęło 5 lat odkąd zaginęła Carolle. Jej rodzice codziennie mieli nadzieję, że do nich wróci. A na pewno chcieliby wiedzieć co się dzieje z ich córką.
-Skoro nie żyjesz... co Cię tu trzyma?
-Chyba moi rodzice. Powiedz im prawdę. To jak zginęłam... gdzie jestem.
- A jeśli nie uwierzą?- mówiła przez łzy.
-Powiedz by poszli na naszą ulubioną łąkę pełną tulipanów i myśleli o przypadającym kolejnym dniu. Zawsze tak robiliśmy.
Wedle życzenia, niestety zmarłej przyjaciółki, poszłam do jej domu, przekazałam informacje o ich córce najdelikatniej jak tylko mogłam. Nie na wiele się to zdało. W końcu to była wiadomość o jej śmierci. Coralle była z nami. Miałam rację. Nie uwierzyli mi. Dlatego powiedziałam zdanie, które kazała mi powiedzieć moja zmarła przyjaciółka. Coralle przytuliła swoich rodziców.
- To...-zaczęła kobieta przez łzy.
-Coralle?-dokończył mężczyzna szlochając.
- Tak- odpowiedziałam, również płacząc.
-Zapytaj ją proszę...
-Coralle słyszy.
- Jak zginęłaś?
Podczas opowieści przyjaciółki, Mary poczuła, że traci grunt pod nogami. Szybko jednak starała się otrząsnąć by przekazać informacje rodzicom dziewczyny.
-Została skrzywdzona przez złego człowieka. Chciała uciec. Uderzył ją i już nie wstała. Wystraszył się... a następnie ukrył jej ciało. W nocy po prostu ją zakopał. Pokazała mi gdzie została zakopana.
*** 20 minut później byli na miejscu wraz z policją.
- To tutaj- powiedziała Mary.
Policjanci odkopali szczątki Carolle.
-Wow. Jak tu pięknie i jasno.- odezwała się dziewczynka.
15 latka patrzyła na przyjaciółkę.
- Co się dzieje? -spytali równocześnie rodzice Caro.
-Jest gotowa by przejść.
-Powiedz, że ich kocham.- rzuciła na pożegnanie.
-Dobrze powiem.
Po zniknięciu 10-latki, Mary przekazała rodzicom przyjaciółki ostatnią wiadomość od ich córki.
Dzień później odbył się jej pogrzeb.
- No wreszcie możesz w końcu zająć się mną.
Podskoczyła wystraszona.
-Kim jesteś?- mówiła szeptem, by nikt nie patrzył na nią jak na idiotkę, jak to mieli w zwyczaju.
-Amelia Kertiz. Byłam pacjentką w tym samym szpitalu odkąd miałam 6 lat. Byłam chora na białaczkę. Lekarz powiedział, że wyjdę z tego, że jest ktoś kto mi pomoże. Ale nie doczekałam się przeszczepu 😭. Chcę tylko zobaczyć rodziców i przeprosić ich.
- Gdzie mieszkasz?
Ponieważ było to w Nowym Jorku musiała coś wymyślić. Dlatego przyłączyła się do kobiety z 2 dzieci i bez żadnych kłopotów przyjechała na miejsce.
-Skoro jesteś z Nowego Jorku to co robiłaś w szpitalu w Grandview?
-Tutaj mnie przenieśli gdyż to właśnie w tym szpitalu miałam mieć operację.
***Znalazła dom, w którym mieszkała Amelia.
"Jak zawsze prawda o moim darze nie jest brana na serio...Dlatego muszę udowadniać ludziom, że tak jest mówiąc jakieś fakty z ich życia. Dlaczego tak zawsze musi być?"- myślała opowiadając to co mówiła dziewczyna.
Po chwili uwierzyli. Mary powtarzała słowa Amelii.
-I chce byście przestali się smucić. Wie, że nie będzie Wam lekko. Ale będzie w lepszym miejscu. Szczęśliwa i zdrowa kiedyś na Was czekać.
Gdy skończyła zabłąkana dusza dziewczyny zobaczyła światło. Lecz przed pójściem w jego stronę przytuliła rodziców, którzy znieruchomieli. Mary, jak zawsze w takich momentach pełna łez w oczach, pokiwała tylko głową na pytające spojrzenia,.
Przed cz. 1 (+18)
-Mary Ann wstawaj spóźnisz się do szkoły. Znowu siedziałaś do późna...
-Jeszcze 5 minut mamo- odrzekła kobiecie 10- latka.
-Nie ma 5 min. Wstawaj, myj się i ubieraj- rozkazała mama dziewczynki.
-Dobrze już dobrze.- powiedziała zrezygnowa Mary po czym wygramoliła się z łóżka i pomaszerowała do łazienki. Po 10 minutach wyszła ubrana i usiadła do śniadania. Po posiłku poszła umyć ząbki i czekała na swojego tatę, który miał odwieźć córkę do szkoły. Wziął kluczyki do auta i wyszli. W drodze słuchali radia. Akurat leciały wiadomości. Od miesiąca było głośno o zaginięciu rówieśniczki Mary - Coralle , z którą na dodatek ta, się przyjaźniła. Gdy tylko znowu była mowa o zaginionej, dziewczynka posmutniała. Chciała wiedzieć co się dzieje z jej najlepszą przyjaciółką. Tęskniła za nią.
-Skarbie? Co Ty śpisz? Mówię do Ciebie od 3 minut. Jesteśmy na miejscu.
-P...przepraszam tato. Ja tylko...
-Wiem. Myślisz o Coralle.- przerwał mi.
Pożegnała się z tatą i powędrowała do szkoły. Gdy tylko weszła do środka czuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się w lewo, to w prawo, nikogo nie zauważyła.
"Może mi się wydaje"- pomyślała.
Mary Ann poza Coralle, nie miała przyjaciół wśród rówieśników. Chociaż bardzo lubiła rozmawiać z 32 - letnim Eddem Cassidy- woźnym ze szkoły, do której chodziła. Jak na dorosłego był miły. Słuchał ją i rozweselał gdy było jej przykro przez wyśmiewających się kolegów. Mówił np. ,,Nie przejmuj się. Zazdroszczą Ci dobrych ocen i tego, że jesteś lepsza od nich."
Ale tydzień później zmieniła o nim zdanie. Bała się go. Mimo iż fizycznie jej organizm zmieniał się z dziecięcego ciałka na kobiece, w środku wciąż była dzieckiem.
Idąc do szkoły, zaczepił ją zaprzyjaźniony mężczyzna, który akurat dzisiaj miał wolne. Dostrzegła, że na ubraniu ma psie włosy.
- Ma Pan psa?-spytała niewinnie.
- Tak. Mogę Tobie go pokazać. Tylko musiałabyś jechać ze mną, do mnie do domu.
Naiwna dziewczynka po prostu wsiadła. 5 minut później byli na miejscu. Rzeczywiście woźny miał pieska, małego,rudego pekińczyka. Od razu przyszedł się przywitać. Mary pogłaskała go. Po czym jej uwagę zwrócił zegar.
-Ojej. Zaraz się spóźnię.
-Spokojnie. Zrób sobie dzisiaj wolne. Napiszę Tobie usprawiedliwienie. Kończąc te słowa zaczął obmacywać 10-latkę, a później wziął ją siłą. Mary prosiła by przestał bo to ją boli, ale mężczyzna nie reagował. Zasłonił dziewczynce usta, ręką i dalej się z nią ,,bawił". 😡 10- latka tylko płakała.
Psiak chcąc pomóc ofierze swojego Pana, ugryzł oprawcę. W tej samej chwili, zszokowana wybiegła z mieszkania w pośpiechu ubierając się. Tego dnia świat tej dziewczynki zawalił się. Przestała przejmować się ocenami, chodziła smutna, a przede wszystkim unikała tego zwyrodnialca. Wstydziła się komukolwiek powiedzieć o tym co ją spotkało. Zachowanie Mary, przykuło uwagę wychowawczyni klasy, do której uczęszczała skrzywdzona. Po szkole umówiła się ze swoją przyjaciółką- Panią psycholog.
-Cześć. Dziękuję, że zgodziłaś się na to spotkanie. Mam w klasie dziewczynkę, która diametralnie się zmieniła. Ma na imię Mary. Czy mogłabyś przyjść jutro i z nią porozmawiać?
- Tak nie ma sprawy.
Kolejnego dnia po rozmowie z Panią psycholog, nauczycielka wezwała rodziców dziewczynki. Po dramatycznej wiadomości, którą przekazała Pani psycholog, rodzice zabrali córkę do domu. Chwilę później przyjechała policja po niczego nieświadomego woźnego.
-Jeszcze 5 minut mamo- odrzekła kobiecie 10- latka.
-Nie ma 5 min. Wstawaj, myj się i ubieraj- rozkazała mama dziewczynki.
-Dobrze już dobrze.- powiedziała zrezygnowa Mary po czym wygramoliła się z łóżka i pomaszerowała do łazienki. Po 10 minutach wyszła ubrana i usiadła do śniadania. Po posiłku poszła umyć ząbki i czekała na swojego tatę, który miał odwieźć córkę do szkoły. Wziął kluczyki do auta i wyszli. W drodze słuchali radia. Akurat leciały wiadomości. Od miesiąca było głośno o zaginięciu rówieśniczki Mary - Coralle , z którą na dodatek ta, się przyjaźniła. Gdy tylko znowu była mowa o zaginionej, dziewczynka posmutniała. Chciała wiedzieć co się dzieje z jej najlepszą przyjaciółką. Tęskniła za nią.
-Skarbie? Co Ty śpisz? Mówię do Ciebie od 3 minut. Jesteśmy na miejscu.
-P...przepraszam tato. Ja tylko...
-Wiem. Myślisz o Coralle.- przerwał mi.
Pożegnała się z tatą i powędrowała do szkoły. Gdy tylko weszła do środka czuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się w lewo, to w prawo, nikogo nie zauważyła.
"Może mi się wydaje"- pomyślała.
Mary Ann poza Coralle, nie miała przyjaciół wśród rówieśników. Chociaż bardzo lubiła rozmawiać z 32 - letnim Eddem Cassidy- woźnym ze szkoły, do której chodziła. Jak na dorosłego był miły. Słuchał ją i rozweselał gdy było jej przykro przez wyśmiewających się kolegów. Mówił np. ,,Nie przejmuj się. Zazdroszczą Ci dobrych ocen i tego, że jesteś lepsza od nich."
Ale tydzień później zmieniła o nim zdanie. Bała się go. Mimo iż fizycznie jej organizm zmieniał się z dziecięcego ciałka na kobiece, w środku wciąż była dzieckiem.
Idąc do szkoły, zaczepił ją zaprzyjaźniony mężczyzna, który akurat dzisiaj miał wolne. Dostrzegła, że na ubraniu ma psie włosy.
- Ma Pan psa?-spytała niewinnie.
- Tak. Mogę Tobie go pokazać. Tylko musiałabyś jechać ze mną, do mnie do domu.
Naiwna dziewczynka po prostu wsiadła. 5 minut później byli na miejscu. Rzeczywiście woźny miał pieska, małego,rudego pekińczyka. Od razu przyszedł się przywitać. Mary pogłaskała go. Po czym jej uwagę zwrócił zegar.
-Ojej. Zaraz się spóźnię.
-Spokojnie. Zrób sobie dzisiaj wolne. Napiszę Tobie usprawiedliwienie. Kończąc te słowa zaczął obmacywać 10-latkę, a później wziął ją siłą. Mary prosiła by przestał bo to ją boli, ale mężczyzna nie reagował. Zasłonił dziewczynce usta, ręką i dalej się z nią ,,bawił". 😡 10- latka tylko płakała.
Psiak chcąc pomóc ofierze swojego Pana, ugryzł oprawcę. W tej samej chwili, zszokowana wybiegła z mieszkania w pośpiechu ubierając się. Tego dnia świat tej dziewczynki zawalił się. Przestała przejmować się ocenami, chodziła smutna, a przede wszystkim unikała tego zwyrodnialca. Wstydziła się komukolwiek powiedzieć o tym co ją spotkało. Zachowanie Mary, przykuło uwagę wychowawczyni klasy, do której uczęszczała skrzywdzona. Po szkole umówiła się ze swoją przyjaciółką- Panią psycholog.
-Cześć. Dziękuję, że zgodziłaś się na to spotkanie. Mam w klasie dziewczynkę, która diametralnie się zmieniła. Ma na imię Mary. Czy mogłabyś przyjść jutro i z nią porozmawiać?
- Tak nie ma sprawy.
Kolejnego dnia po rozmowie z Panią psycholog, nauczycielka wezwała rodziców dziewczynki. Po dramatycznej wiadomości, którą przekazała Pani psycholog, rodzice zabrali córkę do domu. Chwilę później przyjechała policja po niczego nieświadomego woźnego.
Wprowadzenie
Witajcie kochani! Ci co także przetrwali mroczne chwile z serialem, zapewne jak ja (a może i nie) , myślą jak to się stało, że rodzina Melindy ma tak straszny dar. Skoro profesor Eli James, który przeżył śmierć kliniczną, zyskał moce to czemu Mary Ann miałaby mieć inaczej? Zapraszam w takim razie do fun fictiona poświęconego wyjaśnieniu (oczywiście mojej wyobraźni) zdarzeń sprzed serialu oraz późniejszych losów Aiden'a. Zapraszam!
wtorek, 17 marca 2020
Rozdział 2
Następnego dnia wstałam jako pierwsza. Nie lubiłam długo spać. Poszłam do kuchni przygotować śniadanie.
-Aaaa! Złodziejka!-narobiła rabanu Olga. Pewnie przy tym obudziła cały dom.
- Nie, spokojnie. Jestem Angie. I uczę Violettę. -wyjaśniłam chcąc uspokoić gosposię.
-Wszyscy wiemy, że to co w kuchni to moje zadanie. Więc proszę sobie usiąść i zaczekać. Tak w ogóle jestem Olga.
-Milo mi. Jestem Angie.
-Wiesz... kogoś mi przypominasz. Tylko kogo? Niech ja się Tobie lepiej przyjrzę moja droga.
"Ocho. To niemożliwe bym się tak mało zmieniła. Pamięta mnie jako dziecko. Rezolutne... nawet bardzo rezolutne."
- Nie. Może jednak się pomyliłam. Lepiej wrócę do pracy.
-Olgo dlaczego tak krzyczałaś? -zapytał Pan tego niesamowitego domu.
-Bo nie poinformował nas Pan, że mamy takiego uroczego gościa. Myślałam, że to jakaś złodziejka. Nieraz to się słyszy w telewizji? Nawet rzeczy z kuchni kradną.
***Po śniadaniu poszłam z Violą do jej pokoju. Zobaczyłam złoto-brokatową, krótką sukienkę. Wzruszyłam się gdyż należała ona do Marii. Pamiętam, że bardzo ją lubiła.
-Angie? Wszystko w porządku? Dlaczego płaczesz?
-Właśnie o tym chciałam z Tobą porozmawiać.
Obie zauważyłyśmy Germana.
-Tato to babskie sprawy. Kocham Cię ale czasami jesteś nie dozniesienia. Jestem już duża.
-Dla mnie zawsze będziesz małą dziewczynką. Po prostu się o Ciebie martwię. Tym bardziej po tym gdy odkryłaś prawdę o pokoju.
- Nie powinieneś przede mną ukrywać rzeczy mojej mamy. Nie jesteś jedynym, który za nią tęskni! A nigdy nie chcesz mi o niej nic opowiedzieć! Nawet nie mówisz o mamy rodzinie. Na pewno nie była sama.-stwierdziła zdenerwowana nastolatka .
***Byłam zawstydzona rozmową ojca z córką. Dlatego zaczęłam iść w stronę drzwi.
-Angie. Zostań proszę. Chciałaś mi coś powiedzieć. Tata już wychodzi, prawda?- spojrzała na mężczyznę.
-Violu nie traktuj mnie tak.- poprosił.
- nie violuj mi tu. Chcę porozmawiać z Angie. Później zejdę i przyjdę do Twojego biura, może być?-spytała dziewczyna.
German nie miał wyjścia. Po prostu odpuścił i wyszedł.
-Opowiesz co się stało?- poprosiłam.
-Tata, ukrywał przede rzeczy mamy. Zginęła w wypadku. Leciała na swoją ostatnią trasę koncertową. Chciała mieć więcej czasu dla rodziny. Ale mój dziadek wymusił na niej ten ostatni wyjazd. I już nigdy jej nie zobaczyłam. Miałam wtedy 5 lat.
-Przykro mi.
- To nic. Teraz chcę by tata byl szczęśliwy. Ale sam nie dopuszcza do siebie żadnej kobiety. O czym chciałaś porozmawiać?
- To może być trochę... zakręcone. Obiecaj, że nie będziesz zła. Tym bardziej na swojego tatę.
-Angie co się dzieje? Przerażasz mnie.
-Jestem...
-Moją nauczycielką oraz najwspanialszą i najmilszą osobą jaką poznałam w tym domu. No może poza Olgą i Ramallo.
-Proszę wysłuchaj mnie. Jestem siostrą Marii. Twoją ciocią. Szukałam Cię gdy wyjechałaś i myślałam, że nigdy Cię nie odnajdę.
- Kolejne kłamstwo ze strony taty 😔 dlaczego mnie to nie dziwi?- powiedziała wydawała się trochę zszokowana moją informacją, ale także było widać, że z drugiej strony się cieszy.
-Wiesz... martwi się o Ciebie. Może sam sobie wciąż nie radzi z tą sytuacją.
-Może i masz rację. Ale nie musi mnie ranić. Chce dobrze ale wcale tak nie jest. Czasem denerwuję się na niego jednak chcę by był szczęśliwy. Cieszę się, że zostałaś moją guwernantką. I dziękuję, że wyznałaś mi prawdę . - stwierdziła 16 latka.
- Nie umiałabym tego przed Tobą zataić.
-Opowiesz coś o mamie?- poprosiła Viola.
*** Godzinami opowiadałam swojej siostrzenicy o Marii, naszym dzieciństwie i o późniejszym życiu.
- Nie zawsze między Wami było kolorowo jednak umiałyście się dogadać. Czy i ja znajdę z tatą wspólny język?- spytała Violetta.
-Jeżeli porozmawiacie szczerze to tak. - Nie mogę być z tatą do końca szczera. Jeśli się dowie o Tobie znowu będę żyła na walizkach. 😑 A tak tego nie lubię. Nie mam przyjaciół. -wyżaliła się dziewczyna.
-Jest takie miejsce gdzie chodzi wiele miłych osób. Akurat się składa, że pracuję tam. A skoro jesteś córką Marii Castillo, powinnaś spróbować zapisać się do studia. To taka szkoła dla ludzi z talentem muzycznym bądź tanecznym.
-Wiesz, że tata nie da mi iść w stronę mamy. Będzie się bał.
-A mi się coś wydaje, że z czasem zrozumie. Zobaczy, że daje Ci to szczęście. Też widzę, że totalnie odpływasz gdy słyszysz muzykę, np. wczoraj przy nauce, gdy Olga słuchała radia.
-Aaaa! Złodziejka!-narobiła rabanu Olga. Pewnie przy tym obudziła cały dom.
- Nie, spokojnie. Jestem Angie. I uczę Violettę. -wyjaśniłam chcąc uspokoić gosposię.
-Wszyscy wiemy, że to co w kuchni to moje zadanie. Więc proszę sobie usiąść i zaczekać. Tak w ogóle jestem Olga.
-Milo mi. Jestem Angie.
-Wiesz... kogoś mi przypominasz. Tylko kogo? Niech ja się Tobie lepiej przyjrzę moja droga.
"Ocho. To niemożliwe bym się tak mało zmieniła. Pamięta mnie jako dziecko. Rezolutne... nawet bardzo rezolutne."
- Nie. Może jednak się pomyliłam. Lepiej wrócę do pracy.
-Olgo dlaczego tak krzyczałaś? -zapytał Pan tego niesamowitego domu.
-Bo nie poinformował nas Pan, że mamy takiego uroczego gościa. Myślałam, że to jakaś złodziejka. Nieraz to się słyszy w telewizji? Nawet rzeczy z kuchni kradną.
***Po śniadaniu poszłam z Violą do jej pokoju. Zobaczyłam złoto-brokatową, krótką sukienkę. Wzruszyłam się gdyż należała ona do Marii. Pamiętam, że bardzo ją lubiła.
-Angie? Wszystko w porządku? Dlaczego płaczesz?
-Właśnie o tym chciałam z Tobą porozmawiać.
Obie zauważyłyśmy Germana.
-Tato to babskie sprawy. Kocham Cię ale czasami jesteś nie dozniesienia. Jestem już duża.
-Dla mnie zawsze będziesz małą dziewczynką. Po prostu się o Ciebie martwię. Tym bardziej po tym gdy odkryłaś prawdę o pokoju.
- Nie powinieneś przede mną ukrywać rzeczy mojej mamy. Nie jesteś jedynym, który za nią tęskni! A nigdy nie chcesz mi o niej nic opowiedzieć! Nawet nie mówisz o mamy rodzinie. Na pewno nie była sama.-stwierdziła zdenerwowana nastolatka .
***Byłam zawstydzona rozmową ojca z córką. Dlatego zaczęłam iść w stronę drzwi.
-Angie. Zostań proszę. Chciałaś mi coś powiedzieć. Tata już wychodzi, prawda?- spojrzała na mężczyznę.
-Violu nie traktuj mnie tak.- poprosił.
- nie violuj mi tu. Chcę porozmawiać z Angie. Później zejdę i przyjdę do Twojego biura, może być?-spytała dziewczyna.
German nie miał wyjścia. Po prostu odpuścił i wyszedł.
-Opowiesz co się stało?- poprosiłam.
-Tata, ukrywał przede rzeczy mamy. Zginęła w wypadku. Leciała na swoją ostatnią trasę koncertową. Chciała mieć więcej czasu dla rodziny. Ale mój dziadek wymusił na niej ten ostatni wyjazd. I już nigdy jej nie zobaczyłam. Miałam wtedy 5 lat.
-Przykro mi.
- To nic. Teraz chcę by tata byl szczęśliwy. Ale sam nie dopuszcza do siebie żadnej kobiety. O czym chciałaś porozmawiać?
- To może być trochę... zakręcone. Obiecaj, że nie będziesz zła. Tym bardziej na swojego tatę.
-Angie co się dzieje? Przerażasz mnie.
-Jestem...
-Moją nauczycielką oraz najwspanialszą i najmilszą osobą jaką poznałam w tym domu. No może poza Olgą i Ramallo.
-Proszę wysłuchaj mnie. Jestem siostrą Marii. Twoją ciocią. Szukałam Cię gdy wyjechałaś i myślałam, że nigdy Cię nie odnajdę.
- Kolejne kłamstwo ze strony taty 😔 dlaczego mnie to nie dziwi?- powiedziała wydawała się trochę zszokowana moją informacją, ale także było widać, że z drugiej strony się cieszy.
-Wiesz... martwi się o Ciebie. Może sam sobie wciąż nie radzi z tą sytuacją.
-Może i masz rację. Ale nie musi mnie ranić. Chce dobrze ale wcale tak nie jest. Czasem denerwuję się na niego jednak chcę by był szczęśliwy. Cieszę się, że zostałaś moją guwernantką. I dziękuję, że wyznałaś mi prawdę . - stwierdziła 16 latka.
- Nie umiałabym tego przed Tobą zataić.
-Opowiesz coś o mamie?- poprosiła Viola.
*** Godzinami opowiadałam swojej siostrzenicy o Marii, naszym dzieciństwie i o późniejszym życiu.
- Nie zawsze między Wami było kolorowo jednak umiałyście się dogadać. Czy i ja znajdę z tatą wspólny język?- spytała Violetta.
-Jeżeli porozmawiacie szczerze to tak. - Nie mogę być z tatą do końca szczera. Jeśli się dowie o Tobie znowu będę żyła na walizkach. 😑 A tak tego nie lubię. Nie mam przyjaciół. -wyżaliła się dziewczyna.
-Jest takie miejsce gdzie chodzi wiele miłych osób. Akurat się składa, że pracuję tam. A skoro jesteś córką Marii Castillo, powinnaś spróbować zapisać się do studia. To taka szkoła dla ludzi z talentem muzycznym bądź tanecznym.
-Wiesz, że tata nie da mi iść w stronę mamy. Będzie się bał.
-A mi się coś wydaje, że z czasem zrozumie. Zobaczy, że daje Ci to szczęście. Też widzę, że totalnie odpływasz gdy słyszysz muzykę, np. wczoraj przy nauce, gdy Olga słuchała radia.
poniedziałek, 16 marca 2020
Rozdział 1
Bardzo Was wszystkich przepraszam za swoją nieobecność. Nie miałam weny na pisanie. Ale już jestem. I zapraszam do czytania. 😀
Z powodu wakacji chciałam gdzieś pojechać. Chociaż na chwilę zapomnieć o problemach, wyciszyć się i pomyśleć co zrobić w sprawie mojej siostrzenicy. Spakowałam już walizki. I udałam się na lotnisko. Czekając w długiej kolejce po bilet spostrzegłam Germana.
"To nie możliwe. Przecież miał nie wracać."-pomyślałam. "Może jednak to znak, że mogę być bliżej swojej rodziny."
Po chwili do ciemnowłosego doszła dziewczyna. Wyglądała na 16 lat. Kiedy się odwróciła, zamurowało mnie. Jakbym patrzyła na swoją siostrę Marię. Nie zawsze się dogadywałyśmy, ale i tak ją kochałam. Chciałam po prostu wyjść z jej cienia. Byłam tym tak wstrząśnięta, ale za razem też szczęśliwa, że postanowiłam wrócić do domu, spotkać się z Pablo i porozmawiać z nim o tym. Wakacje zaczekają.
***
-Viola jest tutaj. Widziałam Germana na lotnisku. Później doszła moja siostrzenica. Byś widział jak wyrosła jest taka jak Maria.- mówiłam jak nakręcona.
-I co chcesz zrobić Angie? Czekaj. Na lotnisku? Śledziłaś Germana?!
- Nie. Co Ty? Chciałam gdzieś polecieć. Skorzystać z czasu wolnego. I tak jakoś się zdarzyło. Co chcę zrobić? Poznać ją. Ale problem jest w Germanie. Nie wiem dlaczego on to robi. Ale jeśli się dowie kim jestem wywiezie ją... I po raz kolejny stracę Violettę.
-Angie. Spokojnie. Oddychaj głęboko. Nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz.
-Myślisz?
-Ja to wiem.- odpowiedział mój rozmówca.
-A pójdziesz ze mną?
- To raczej Twoja sprawa rodzinna. Nie chcę się mieszać.- powiedział nauczyciel.
"Może Pablo ma rację. Tyle lat jej szukałam. I teraz gdy jest tutaj, ja się zastanawiam. Do odważnych świat należy. Ale co ja jej powiem?"-myślałam. Dziękuję. Jesteś świetnym przyjacielem.- pożegnałam się z przyszłym Dyrektorem Studia, przytulając go.
Chciałam zobaczyć Violę po raz kolejny. Uściskać ją i powiedzieć wszystko. Właśnie. I tu był ten problem... co mam jej powiedzieć? Przez całą drogę do ich domu zastanawiałam się nad tym. Brama była otwarta więc po prostu weszłam. Chciałam zapukać, ale wtem drzwi otworzyły się same. Minęłam się z wyraźnie zdenerwowaną kobietą. Wydawała się być mokra. Ubrana była w białą koszulę i siwą marynarkę.
-W czym mogę pomóc?- usłyszałam męski głos.
-Jestem Angie i przyszłam by...
-Uczyć moją córkę. Proszę wejść. Viola bywa roztargniona. W sumie jest nastolatką. Ma milion myśli w głowie, ale ciężko jest jej się skupić.- kontynuował mężczyzna. Pani jako nowa guwernantka zamieszka z nami.
"Oj się porobiło. Wzięto mnie za nauczycielkę dla Violetty. Czy wszyscy tak mają by wchodzić w zdanie? I później pewnie będzie na mnie"- pomyślałam.
***Po rozmowie wstępnej okazałam się dobrą kandydatką. Zaczęłam od razu. A wieczorem miałam pojechać po rzeczy. Poszłam na górę do pokoju Violi. Zapukałam i usłyszałam jej glos.
-Witaj. Jestem Angie i będę Cię uczyć. Jest jakiś przedmiot, który lubisz?
-Witaj. Wow. Spodziewałam się starszej i gburowatej kobiety. Aż nie wierzę, że tata Cię zatrudnił. Co do Twojego pytania uwielbiam muzykę. Ale jak zapewne wiesz to jest niedozwolone. Nic mi nie wolno. Jedyne co to gram na fortepianie. W domu czujęsię jak więzień.- opowiadała dziewczyna.
-Hm... w takim razie zacznijmy od matematyki, chemii i geografii.
Z powodu wakacji chciałam gdzieś pojechać. Chociaż na chwilę zapomnieć o problemach, wyciszyć się i pomyśleć co zrobić w sprawie mojej siostrzenicy. Spakowałam już walizki. I udałam się na lotnisko. Czekając w długiej kolejce po bilet spostrzegłam Germana.
"To nie możliwe. Przecież miał nie wracać."-pomyślałam. "Może jednak to znak, że mogę być bliżej swojej rodziny."
Po chwili do ciemnowłosego doszła dziewczyna. Wyglądała na 16 lat. Kiedy się odwróciła, zamurowało mnie. Jakbym patrzyła na swoją siostrę Marię. Nie zawsze się dogadywałyśmy, ale i tak ją kochałam. Chciałam po prostu wyjść z jej cienia. Byłam tym tak wstrząśnięta, ale za razem też szczęśliwa, że postanowiłam wrócić do domu, spotkać się z Pablo i porozmawiać z nim o tym. Wakacje zaczekają.
***
-Viola jest tutaj. Widziałam Germana na lotnisku. Później doszła moja siostrzenica. Byś widział jak wyrosła jest taka jak Maria.- mówiłam jak nakręcona.
-I co chcesz zrobić Angie? Czekaj. Na lotnisku? Śledziłaś Germana?!
- Nie. Co Ty? Chciałam gdzieś polecieć. Skorzystać z czasu wolnego. I tak jakoś się zdarzyło. Co chcę zrobić? Poznać ją. Ale problem jest w Germanie. Nie wiem dlaczego on to robi. Ale jeśli się dowie kim jestem wywiezie ją... I po raz kolejny stracę Violettę.
-Angie. Spokojnie. Oddychaj głęboko. Nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz.
-Myślisz?
-Ja to wiem.- odpowiedział mój rozmówca.
-A pójdziesz ze mną?
- To raczej Twoja sprawa rodzinna. Nie chcę się mieszać.- powiedział nauczyciel.
"Może Pablo ma rację. Tyle lat jej szukałam. I teraz gdy jest tutaj, ja się zastanawiam. Do odważnych świat należy. Ale co ja jej powiem?"-myślałam. Dziękuję. Jesteś świetnym przyjacielem.- pożegnałam się z przyszłym Dyrektorem Studia, przytulając go.
Chciałam zobaczyć Violę po raz kolejny. Uściskać ją i powiedzieć wszystko. Właśnie. I tu był ten problem... co mam jej powiedzieć? Przez całą drogę do ich domu zastanawiałam się nad tym. Brama była otwarta więc po prostu weszłam. Chciałam zapukać, ale wtem drzwi otworzyły się same. Minęłam się z wyraźnie zdenerwowaną kobietą. Wydawała się być mokra. Ubrana była w białą koszulę i siwą marynarkę.
-W czym mogę pomóc?- usłyszałam męski głos.
-Jestem Angie i przyszłam by...
-Uczyć moją córkę. Proszę wejść. Viola bywa roztargniona. W sumie jest nastolatką. Ma milion myśli w głowie, ale ciężko jest jej się skupić.- kontynuował mężczyzna. Pani jako nowa guwernantka zamieszka z nami.
"Oj się porobiło. Wzięto mnie za nauczycielkę dla Violetty. Czy wszyscy tak mają by wchodzić w zdanie? I później pewnie będzie na mnie"- pomyślałam.
***Po rozmowie wstępnej okazałam się dobrą kandydatką. Zaczęłam od razu. A wieczorem miałam pojechać po rzeczy. Poszłam na górę do pokoju Violi. Zapukałam i usłyszałam jej glos.
-Witaj. Jestem Angie i będę Cię uczyć. Jest jakiś przedmiot, który lubisz?
-Witaj. Wow. Spodziewałam się starszej i gburowatej kobiety. Aż nie wierzę, że tata Cię zatrudnił. Co do Twojego pytania uwielbiam muzykę. Ale jak zapewne wiesz to jest niedozwolone. Nic mi nie wolno. Jedyne co to gram na fortepianie. W domu czujęsię jak więzień.- opowiadała dziewczyna.
-Hm... w takim razie zacznijmy od matematyki, chemii i geografii.
sobota, 14 marca 2020
Rozdział 16
Cora dowiadując się o radosnej nowinie Reginy znowu przygotowała się na przyspieszony poród. Kiedy tylko ciemnowłosa czuła, że coś się dzieje zadzwoniła do Ashley czy mogłaby zająć się chłopcami. Rozmówczyni zgodziła się, a kobieta zaczęła szykować się do szpitala. Kiedy tylko tam dotarła, zaczęła się zastanawiać dlaczego nie jest jej dane pochodzić w ciąży. Od razu była przyjęta. Ponieważ tym razem była w bliźniaczej ciąży trzeba było przeprowadzić cesarskie cięcie. Położna, która była przy tym wydarzeniu, aż się wzruszyła. Malutkie dziewczynki trzymały się za rączki. Jedna przez drugą płakała. Tym razem nie było wcale aż tak łatwo. Ani z karmieniem... A o wyjściu to już nawet nie myślała. Poinformowano kobietę wcześniej, że po zabiegu musi zostać na obserwację. Lekarz w tym czasie badał czy są zdrowe. Od razu także dziewczynki zostały zaszczepione. Następnie Regina powoli szła by nakarmić swoje małe pociechy. Podziwiała je obie. Była dumna ze swojej całej rodziny. Kilka dni później wraz z córeczkami wyszła do domu.
-Dzień dobry. :)
- Mama! Możemy zobaczyć?-spytał podekscytowany Daniel.
- Tak. Tylko proszę nie krzycz. Dopiero zasnęły. Pani Burmistrz przy córeczkami szybko zgubiła swoją wagę. Dziewczynki rozwijały się prawidłowo. Najchętniej to by chciały już wszystko robić. Ale musiały się też uczyć cierpliwości. Z wyglądu obie wyglądały identycznie. Ale było coś co je odróżniało. Jedna rzecz, która nie była widoczna. A mianowicie znamię. Jedna z dziewczynek gdy raczkowała uderzyła się o poręcz w rączkę( dokładniej na nadgarstku.) Wystraszyła się i zaczęła płakać. Regina wzięła córeczkę i delikatnie opatrzyła ranę. Gdy tkanka się zregenerowała, zostało znamię po tym wypadku. Wyglądało jak lilia biała. Druga z dziewczynek miała znamię w kształcie myszki na brzuszku. Tym razem to nie było, żadne zranienie. Po prostu... z tym się urodziła. Dla Pani Burmistrz rodzina była całym światem. Nikogo nie faworyzowała. Wraz z Robinem wychowywali razem swoje pociechy. Bardzo kochali swoje dzieci.
Cora nadal w postaci Ruby przyszła poznać dziewczynki.
"Są nawet dwie. Tym razem się uda. Regina znowu mnie zawiodła. Zamiast postawić na siebie, ufa najbliższym. Ale jeszcze mam szansę z nimi."
Są takie słodkie.
I hałaśliwe. Nie wiem czy robią to specjalnie, ale gdy coś jest nie tak od razu obie płaczą. To chyba ta sławną więź bliźniąt. -zażartowała Pani Burmistrz.
- Potrzebujesz coś? Bo muszę już lecieć. Granny's pewnie pęka w szwach. Do zobaczenia.
- Nie. Wszystko mamy. Dziękuję. Pa.
***Z czasem dziewczynki nauczyły się najpotrzebniejszych rzeczy, także i urosły. Zawsze co by się nie działo trzymały się razem. Owszem zdarzały się pomiędzy nimi kłótnie, ale szybko się godziły. Lubily także trochę psocić się braciom.
-Cześć ciociu- Przywitała się Robin. --Dobra młoda. Nie daj sobie wejść na głowę. Ta gromadka potrafi dać w kość.
-Tato dam sobie radę. Spokojnie. Możecie jechać na te kilka dni.
Dzieci z Robin bawiły się wyśmienicie. Bardzo ją lubiły.
-Wszyscy gotowi? Idziemy w jedno miejsce.
-A gdzie spytała Tori?
-Zaraz zobaczycie.
Cały dzień spędzili w krainie trampolin. Wszyscy sie świetnie bawili. Dlatego wrócili tacy zmęczeni. I nawet dziewczynki padły dość szybko- co w ich przypadku jest cudem.
Kolejnego dnia Robin zabrała dzieci do Aquaparku.
Lilly wolała wyjść na dwór i się poopalać. Tak na prawdę bała się wody.
- Nie idziesz?- zapytała Tori.
- Nie. Ja...
-Wiem. Boisz się wody.
- Tak.
-Nie martw się. Nie będę Cię namawiać. Po czym poszla do reszty i wepchnęła Rolanda i Daniela do wody.
-Dzień dobry. :)
- Mama! Możemy zobaczyć?-spytał podekscytowany Daniel.
- Tak. Tylko proszę nie krzycz. Dopiero zasnęły. Pani Burmistrz przy córeczkami szybko zgubiła swoją wagę. Dziewczynki rozwijały się prawidłowo. Najchętniej to by chciały już wszystko robić. Ale musiały się też uczyć cierpliwości. Z wyglądu obie wyglądały identycznie. Ale było coś co je odróżniało. Jedna rzecz, która nie była widoczna. A mianowicie znamię. Jedna z dziewczynek gdy raczkowała uderzyła się o poręcz w rączkę( dokładniej na nadgarstku.) Wystraszyła się i zaczęła płakać. Regina wzięła córeczkę i delikatnie opatrzyła ranę. Gdy tkanka się zregenerowała, zostało znamię po tym wypadku. Wyglądało jak lilia biała. Druga z dziewczynek miała znamię w kształcie myszki na brzuszku. Tym razem to nie było, żadne zranienie. Po prostu... z tym się urodziła. Dla Pani Burmistrz rodzina była całym światem. Nikogo nie faworyzowała. Wraz z Robinem wychowywali razem swoje pociechy. Bardzo kochali swoje dzieci.
Cora nadal w postaci Ruby przyszła poznać dziewczynki.
"Są nawet dwie. Tym razem się uda. Regina znowu mnie zawiodła. Zamiast postawić na siebie, ufa najbliższym. Ale jeszcze mam szansę z nimi."
Są takie słodkie.
I hałaśliwe. Nie wiem czy robią to specjalnie, ale gdy coś jest nie tak od razu obie płaczą. To chyba ta sławną więź bliźniąt. -zażartowała Pani Burmistrz.
- Potrzebujesz coś? Bo muszę już lecieć. Granny's pewnie pęka w szwach. Do zobaczenia.
- Nie. Wszystko mamy. Dziękuję. Pa.
***Z czasem dziewczynki nauczyły się najpotrzebniejszych rzeczy, także i urosły. Zawsze co by się nie działo trzymały się razem. Owszem zdarzały się pomiędzy nimi kłótnie, ale szybko się godziły. Lubily także trochę psocić się braciom.
-Cześć ciociu- Przywitała się Robin. --Dobra młoda. Nie daj sobie wejść na głowę. Ta gromadka potrafi dać w kość.
-Tato dam sobie radę. Spokojnie. Możecie jechać na te kilka dni.
Dzieci z Robin bawiły się wyśmienicie. Bardzo ją lubiły.
-Wszyscy gotowi? Idziemy w jedno miejsce.
-A gdzie spytała Tori?
-Zaraz zobaczycie.
Cały dzień spędzili w krainie trampolin. Wszyscy sie świetnie bawili. Dlatego wrócili tacy zmęczeni. I nawet dziewczynki padły dość szybko- co w ich przypadku jest cudem.
Kolejnego dnia Robin zabrała dzieci do Aquaparku.
Lilly wolała wyjść na dwór i się poopalać. Tak na prawdę bała się wody.
- Nie idziesz?- zapytała Tori.
- Nie. Ja...
-Wiem. Boisz się wody.
- Tak.
-Nie martw się. Nie będę Cię namawiać. Po czym poszla do reszty i wepchnęła Rolanda i Daniela do wody.
Rozdział 15
Wszystko się układało. Chłopcy rośli jak na drożdżach. Tydzień po narodzinach odbyła się prezentacja najmłodszego członka rodziny Mills. Nawet do Storybrook wrócił Henry z rodziną. Roland wraz z Henrym zaprezentowali Daniela Henry'ego Robina. Z czasem maluch rósł. Wraz z tym uczył się wstawać oraz siadać, próbował utrzymać także równowagę. Następnie zaczął raczkować. Opanował również chodzenie. Najpierw małe długości od taty do mamy i brata, a później już coraz to się bardziej wydłużały.
Wózek już parzył malca w dupkę, dlatego wolał też chodzić z rodzicami. Następnym etapem było pożegnanie się z pampersami i zamiana ich na nocnik. Był on koloru niebieskiego w kształcie takiej jakby korony z wizerunkiem żółtej gumowej kaczuszki. Malec nie miał już ochoty na mleko. Interesował się potrawami, które konsumowali jego najbliżsi. Regina jadła wraz z nim. Daniel jadł wszystko. Mimo ciągłych atrakcji 3 lata później ciemnowłosa odczuła zmiany w swoim organizmie. Zmianom uległa także dieta Pani Burmistrz.
-Czuję, że po raz kolejny powiększy nam się rodzinka.
Jednak wolała się upewnić. Po pracy pojechała do szpitala by zrobić badania z krwi i ewentualnie kontrolne USG. To co zobaczyła wprowadziło kobietę w zaskoczenie. Ale również także była szczęśliwa. Okazało się bowiem iż Regina spodziewa się bliźniąt. Wracając do domu odebrała Daniela od Ashley oraz pojechała po Rolanda do szkoły.
- Jak Wam minął dzień?
-Superowo.- odpowiedzieli jednogłośnie.
- Ale jesteście rozgadani... normalnie uszy pękają...
- Nie ironizuj mamo... co mamy więcej powiedzieć? Szkoła jak szkoła... normalna sprawa. Jest od poniedziałku do piątku... więc dzień jak codzień.- odpowiedział 13- latek.
Po drodze zrobili jeszcze zakupy. Będąc w domu wypakowała, kupione rzeczy i zaczęła szykować obiad oraz pomagała starszemu synkowi w lekcjach. Daniel siedział obok i przy okazji także próbował się uczyć.
-Cześć Wam.
-Witaj kochanie. Mam niespodziankę. A nawet dwie.
- Tak? A jakie to niespodzianki.
-Jestem w ciąży. (Szepnęła na ucho)
-Tym razem chciałbym chociaż jedną córkę. By było w miarę sprawiedliwie.
-A ja chcę tylko by dzieci były zdrowe. To się dla mnie liczy.
Wózek już parzył malca w dupkę, dlatego wolał też chodzić z rodzicami. Następnym etapem było pożegnanie się z pampersami i zamiana ich na nocnik. Był on koloru niebieskiego w kształcie takiej jakby korony z wizerunkiem żółtej gumowej kaczuszki. Malec nie miał już ochoty na mleko. Interesował się potrawami, które konsumowali jego najbliżsi. Regina jadła wraz z nim. Daniel jadł wszystko. Mimo ciągłych atrakcji 3 lata później ciemnowłosa odczuła zmiany w swoim organizmie. Zmianom uległa także dieta Pani Burmistrz.
-Czuję, że po raz kolejny powiększy nam się rodzinka.
Jednak wolała się upewnić. Po pracy pojechała do szpitala by zrobić badania z krwi i ewentualnie kontrolne USG. To co zobaczyła wprowadziło kobietę w zaskoczenie. Ale również także była szczęśliwa. Okazało się bowiem iż Regina spodziewa się bliźniąt. Wracając do domu odebrała Daniela od Ashley oraz pojechała po Rolanda do szkoły.
- Jak Wam minął dzień?
-Superowo.- odpowiedzieli jednogłośnie.
- Ale jesteście rozgadani... normalnie uszy pękają...
- Nie ironizuj mamo... co mamy więcej powiedzieć? Szkoła jak szkoła... normalna sprawa. Jest od poniedziałku do piątku... więc dzień jak codzień.- odpowiedział 13- latek.
Po drodze zrobili jeszcze zakupy. Będąc w domu wypakowała, kupione rzeczy i zaczęła szykować obiad oraz pomagała starszemu synkowi w lekcjach. Daniel siedział obok i przy okazji także próbował się uczyć.
-Cześć Wam.
-Witaj kochanie. Mam niespodziankę. A nawet dwie.
- Tak? A jakie to niespodzianki.
-Jestem w ciąży. (Szepnęła na ucho)
-Tym razem chciałbym chociaż jedną córkę. By było w miarę sprawiedliwie.
-A ja chcę tylko by dzieci były zdrowe. To się dla mnie liczy.
Rozdział 14
Później noworodek trafił pod opiekę mamy.
-Jest zdrowy- oznajmiła pielęgniarka.
Regina spojrzała na swojego synka, uśmiechnęła się do niego i od razu zaczęła karmić malca. Mimo zmęczenia po porodzie chciała wraz z noworodkiem wracać prosto do domu. W końcu tam także może odpocząć, tym bardziej, że zwolni miejsce innej ciężarnej. A jeszcze wiele rzeczy musi załatwić. Ubranka dla synka. Łóżeczko. Pościel. Niestety przez Corę nie była w stanie się przygotować. Nawet pozornie maluszek nie miał imienia. Oczywiście nowo upieczona mama miala pewne pomysly. Ale czy będą się podobały także Robinowi?
***Regina postawiła na swoim i po niecałej godzinie byli w domu. Robin w tym czasie pojechał po ,,drobne" zakupy oraz odebrać Rolanda z wycieczki. Kiedy wrócili chłopiec był podekscytowany widząc braciszka.
- Nie będzie już nudno. Będę miał się z kim bawić- ucieszył się.
:) Ale to jeszcze trochę. Najpierw musi trochę urosnąć. A w Storybrooke teraz dzieci nie brakuje. -Ale w domu jestem tylko ja z dzieci. - stwierdził Roland. Czy ma jakieś imię?
Regina spojrzała na swojego ukochanego.
-Mam jedynie Daniel Henry Robin.
-Nie wiem czy nie jest za długo Ale mi się podoba- stwierdził mój ukochany. Odpocznij skarbie. Jesteś zmęczona. Zajmę się naszymi synkami- dodał po chwili.
- Jak nie dasz rady po prostu mnie obudź, dobrze? Daniel w sumie zjadł sporo więc nie powinien się przebudzić za szybko.
- Jasne kochanie. Dam sobie radę. Co do karmienia to ja temu nie podołam...- żartował Robin.
***Świeża mama zasnęła. Nie spała jednak zbyt długo. Intuicja pidpowiadała jej, że musi być czujna. Nie wiedziała dlaczego,ale tak czuła i wiedziała by ufać swoim przeczuciom.
W tym czasie Cora rzuciła na rodzinę czar snu i przyszła zobaczyć noworodka. Nie była zachwycona faktem iż ma wnuka.
Serio? I plan poszedł w łeb. Dlaczego nie córka? Może kolejnym razem się uda.- stwierdziła Cora wiedząc co nie co o przyszłości Reginy, po czym zniknęła, budząc męską część domowników oprócz maleństwa.
Regina wstała wypoczęta i zajęła się Danielem. Później przygotowała obiad.
-Czy możemy iść na spacer z moim nowym bratem?
- Jasne. Kochanie. Może zrób sobie przerwę, a ja złożę to łóżeczko. Bo widzę, że zaraz eksplodujesz.
-Może masz rację kochanie.
***Poszli na spacer do lasu. Roland był przeszczęśliwy. Była piękna pogoda. Słońce mocno grzało dlatego też troskliwy tata rozłożył moskitierę na daszek wózka by promienie UV nie poparzyły delikatnej skórki noworodka. W tym czasie Regina za pomocą magii złożyła łóżeczko. Sprawdziła stabilność.
-Misja wykonana.
-Jest zdrowy- oznajmiła pielęgniarka.
Regina spojrzała na swojego synka, uśmiechnęła się do niego i od razu zaczęła karmić malca. Mimo zmęczenia po porodzie chciała wraz z noworodkiem wracać prosto do domu. W końcu tam także może odpocząć, tym bardziej, że zwolni miejsce innej ciężarnej. A jeszcze wiele rzeczy musi załatwić. Ubranka dla synka. Łóżeczko. Pościel. Niestety przez Corę nie była w stanie się przygotować. Nawet pozornie maluszek nie miał imienia. Oczywiście nowo upieczona mama miala pewne pomysly. Ale czy będą się podobały także Robinowi?
***Regina postawiła na swoim i po niecałej godzinie byli w domu. Robin w tym czasie pojechał po ,,drobne" zakupy oraz odebrać Rolanda z wycieczki. Kiedy wrócili chłopiec był podekscytowany widząc braciszka.
- Nie będzie już nudno. Będę miał się z kim bawić- ucieszył się.
:) Ale to jeszcze trochę. Najpierw musi trochę urosnąć. A w Storybrooke teraz dzieci nie brakuje. -Ale w domu jestem tylko ja z dzieci. - stwierdził Roland. Czy ma jakieś imię?
Regina spojrzała na swojego ukochanego.
-Mam jedynie Daniel Henry Robin.
-Nie wiem czy nie jest za długo Ale mi się podoba- stwierdził mój ukochany. Odpocznij skarbie. Jesteś zmęczona. Zajmę się naszymi synkami- dodał po chwili.
- Jak nie dasz rady po prostu mnie obudź, dobrze? Daniel w sumie zjadł sporo więc nie powinien się przebudzić za szybko.
- Jasne kochanie. Dam sobie radę. Co do karmienia to ja temu nie podołam...- żartował Robin.
***Świeża mama zasnęła. Nie spała jednak zbyt długo. Intuicja pidpowiadała jej, że musi być czujna. Nie wiedziała dlaczego,ale tak czuła i wiedziała by ufać swoim przeczuciom.
W tym czasie Cora rzuciła na rodzinę czar snu i przyszła zobaczyć noworodka. Nie była zachwycona faktem iż ma wnuka.
Serio? I plan poszedł w łeb. Dlaczego nie córka? Może kolejnym razem się uda.- stwierdziła Cora wiedząc co nie co o przyszłości Reginy, po czym zniknęła, budząc męską część domowników oprócz maleństwa.
Regina wstała wypoczęta i zajęła się Danielem. Później przygotowała obiad.
-Czy możemy iść na spacer z moim nowym bratem?
- Jasne. Kochanie. Może zrób sobie przerwę, a ja złożę to łóżeczko. Bo widzę, że zaraz eksplodujesz.
-Może masz rację kochanie.
***Poszli na spacer do lasu. Roland był przeszczęśliwy. Była piękna pogoda. Słońce mocno grzało dlatego też troskliwy tata rozłożył moskitierę na daszek wózka by promienie UV nie poparzyły delikatnej skórki noworodka. W tym czasie Regina za pomocą magii złożyła łóżeczko. Sprawdziła stabilność.
-Misja wykonana.
Rozdział 13
Regina wciąż pracowała. Nie chciała jeszcze być obiektem najnowszych plotek. Tym bardziej nie dzisiaj. Był dzień pogrzebu Killiana Jones'a (zabitego przez Corę, z powodu ofiarowanego mu serca Golda, czyli byłego Mrocznego. I to właśnie był cel zawistnej kobiety. Chciała być silniejsza poprzez nową moc Mrocznej.) To nie był koniec jej intryg. Jako Ruby może wiele zrobić. Nie tylko wmieszała się swoimi szalonymi planami w życie Reginy, ale także swojej sterszej córki Zeleny. Chcąc przejąć wygląd Kapturka, musiała ją znaleźć i przy okazji upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Dokonała tego co Czarownica z Zachodu nie potrafiła. Ale po kolei. Dzięki swoim nowym mocom znalazła Ruby, użyła na niej klątwy snu. Wtedy wykorzystała idealny moment i po prostu perfidnie się w nią zmieniła. Następnie jako już Czerwony Kapturek zaskoczyła Dorotkę (dziewczynę Kapturka) i bez żadnych skrupułów zabiła ją.
- To zemsta za moją córkę. A teraz dalsza część planu... Wracamy do Storybrooke.-oznajmiła samej sobie.
Obserwowała obie córki odkąd w sumie bohaterowie wrócili z podziemia. (Chociaż wtedy w postaci ducha). Jako Ruby mimo iż nie znosiła tej pracy wybłagała babcię by mogła wrócić do Granny's Diner.
***Po pogrzebie jak zawsze wszyscy przyszli do wyżej wymienionej restauracji. Hook nie chciałby żeby ktokolwiek płakał. Chociaż Emmie było trudno. Ledwo się trzymała by się nie rozkleić. Oczywiście do picia był rum, a dla dzieci sok pomarańczowy bądź gorąca czekolada. Regina z wiadomych powodów ( tylko dla siebie i Robina) zamówiła sobie czekoladę. Ruby podała filiżankę słodkiego napoju kobiecie.
-Dziękuję. Czy u Ciebie wszystko w porządku? -spytała ciemnowłosa.
- Tak. Po prostu sama niedawno pochowałam kogoś.- przyznała kelnerka.
-Dorotkę?
- Tak. Skąd wiesz?
-Wróciłaś tu. Przykro mi. Ale na pewno wszystko się z czasem ułoży.
-A co tam u Ciebie? Zdziwiło mnie, że nie pijesz rumu.
-Ograniczam alkohol do 0 ilości.- wypaliła szybko.
WWinne sytuacji wszyscy zapewne zwróciliby na to uwagę. Bo było zbyt szybko.
***Kolejnego ranka Reginę obudził silny ból. Usiadła na łóżku. Czynność ta sprawiła jej nie lada wyczyn.
- Co jest?- spytała sama siebie zdziwiona.
Patrzyła na swój brzuch, który wyglądał jakby właśnie zaraz miała iść na porodówkę. (Efektem tego był eliksir przyspieszający ciążę, który po kryjomu wlała jej go Cora do gorącej czekolady.)
Regina siedziała skulona przez ból na łóżku.
-Kochanie co się dzieje?- spytał jeszcze na wpół przytomny Robin.
- Nie wiem. To jakaś magia... zaczynam rodzić.
-To dobrze. Nagle usiadł jak długi. Że co? To już? Spańkowany zaczął się ubierać i szukać kluczyków.
-Są w Twojej kurtce, a ona wisi na krześle, pośpiesz się!! (Podniosła głos z bólu no i też dlatego, że to jednak była nerwowa i niespodziewana sytuacja.)
*** W szpitalu też wcale nie było lepiej. Regina coraz bardziej była zdenerwowana do takiego stopnia gdy zaczęła się akcja porodowa wysiadało i zapalało się światło.
-Dawaj. Jeszcze trochę wytrzymaj. Podbiłaś królestwo, a nie możesz urodzić dziecka?-podburzał kobietę blond doktorek.
-Jeszcze słowo i pożałujesz- powiedziała przez zaciśnięte zęby.-zagroziła.
-No i gratuluję. Musiałaś się tylko bardziej zdenerwować. Urodziłaś chłopca. (W tle było słychać płacz chłopca.) Od razu umyto i zawinięto malca w kocyk. Następnie Dr. Whale zabrał malca na pierwsze obowiązkowe szczepienia i badania.
- To zemsta za moją córkę. A teraz dalsza część planu... Wracamy do Storybrooke.-oznajmiła samej sobie.
Obserwowała obie córki odkąd w sumie bohaterowie wrócili z podziemia. (Chociaż wtedy w postaci ducha). Jako Ruby mimo iż nie znosiła tej pracy wybłagała babcię by mogła wrócić do Granny's Diner.
***Po pogrzebie jak zawsze wszyscy przyszli do wyżej wymienionej restauracji. Hook nie chciałby żeby ktokolwiek płakał. Chociaż Emmie było trudno. Ledwo się trzymała by się nie rozkleić. Oczywiście do picia był rum, a dla dzieci sok pomarańczowy bądź gorąca czekolada. Regina z wiadomych powodów ( tylko dla siebie i Robina) zamówiła sobie czekoladę. Ruby podała filiżankę słodkiego napoju kobiecie.
-Dziękuję. Czy u Ciebie wszystko w porządku? -spytała ciemnowłosa.
- Tak. Po prostu sama niedawno pochowałam kogoś.- przyznała kelnerka.
-Dorotkę?
- Tak. Skąd wiesz?
-Wróciłaś tu. Przykro mi. Ale na pewno wszystko się z czasem ułoży.
-A co tam u Ciebie? Zdziwiło mnie, że nie pijesz rumu.
-Ograniczam alkohol do 0 ilości.- wypaliła szybko.
WWinne sytuacji wszyscy zapewne zwróciliby na to uwagę. Bo było zbyt szybko.
***Kolejnego ranka Reginę obudził silny ból. Usiadła na łóżku. Czynność ta sprawiła jej nie lada wyczyn.
- Co jest?- spytała sama siebie zdziwiona.
Patrzyła na swój brzuch, który wyglądał jakby właśnie zaraz miała iść na porodówkę. (Efektem tego był eliksir przyspieszający ciążę, który po kryjomu wlała jej go Cora do gorącej czekolady.)
Regina siedziała skulona przez ból na łóżku.
-Kochanie co się dzieje?- spytał jeszcze na wpół przytomny Robin.
- Nie wiem. To jakaś magia... zaczynam rodzić.
-To dobrze. Nagle usiadł jak długi. Że co? To już? Spańkowany zaczął się ubierać i szukać kluczyków.
-Są w Twojej kurtce, a ona wisi na krześle, pośpiesz się!! (Podniosła głos z bólu no i też dlatego, że to jednak była nerwowa i niespodziewana sytuacja.)
*** W szpitalu też wcale nie było lepiej. Regina coraz bardziej była zdenerwowana do takiego stopnia gdy zaczęła się akcja porodowa wysiadało i zapalało się światło.
-Dawaj. Jeszcze trochę wytrzymaj. Podbiłaś królestwo, a nie możesz urodzić dziecka?-podburzał kobietę blond doktorek.
-Jeszcze słowo i pożałujesz- powiedziała przez zaciśnięte zęby.-zagroziła.
-No i gratuluję. Musiałaś się tylko bardziej zdenerwować. Urodziłaś chłopca. (W tle było słychać płacz chłopca.) Od razu umyto i zawinięto malca w kocyk. Następnie Dr. Whale zabrał malca na pierwsze obowiązkowe szczepienia i badania.
Rozdział 12
Kolejnego dnia z samego rana para gołąbeczków nie mogła jeszcze bez siebie żyć. Około godziny 9 Regina wygramoliła się z łóżka, Następnie umyła i ubrała, ku niezadowoleniu Robina.
- Wybacz kochanie ale jako Pani Burmistrz jestem potrzebna mieszkańcom.
- Też do nich należę i właśnie Cię potrzebuję-objął ukochaną, całując ją po jej ramionach.
- Wynagrodzę Tobie to. Obiecuję. A teraz muszę iść. -udobruchała swojego mężczyznę.
W Storybrooke było kilka spraw urzędowych, ale ciemnowłosa dawała sobie radę. Dopiero gdy szeryf Swan, a właściwie już Hook odnalazła ciało swojego męża, nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała bowiem, że Emma nie znosi gdy ktoś jej współczuje. Po prostu tylko ją przytuliła.
"To moje miasto. Nikt bezkarnie nie będzie zabijał moich przyjaciół. Muszę się dowiedzieć kto to zrobił.- pomyślała Regina. Pożegnała się z Emmą, gdyż zauważyła iż idzie do Wybawicielki jej najbliższa rodzina. Miała także czas by przeprowadzić własne śledztwo w tej sprawie. Gdy przykucnęła by pozbierać kilka niepasujących odłamków, a później wstała, zaczął wirować jej świat.
- Regina? Wszystko w porządku?- spytał David widząc podpierającą się o cegły budynku Burmistrz.
- Tak. Po prostu mam jakieś dziwne zawroty głowy. Zaraz mi przejdzie.
-Chyba jednak wolę zawieźć Cię do szpitala. Jesteś blada. - pozwolił oprzeć się kobiecie na sobie. Delikatnie wsadził ją do auta i pojechali do szpitala.
*** Od razu jak przyjechali, Regina zostala skierowana na odpowiednie badania. Teraz tylko siedziała na korytarzu czekając na wyniki. Gdy tak siedziała jej umysł ogarnęło mnóstwo czarnych myśli.
Zapraszam - powiedział Dr. Whale.
Tomograf komputerowy pokazuje, że wszystko w porządku. Za to z krwi wiem co jest przyczyną Twoich objawów. Masz dodatni hCG. A mówiąc po ludzku... jesteś w ciąży.
- To niemożliwe. Przecież nie mogę.
-Widocznie stał się cud... jak nie wierzysz to chodź za mną.
***Regina wciąż nie mogąc uwierzyć patrzyła na ekran Ultrasonografu. Mimo niespodziewanej informacji bardzo się cieszyła. Wcześniejsze czarne scenariusze zniknęły, a kobieta wróciła do domu szczęśliwa.
Jak tylko weszła delikatnie lecz namiętnie pocałowała swojego narzeczonego.
-Wow. Jesteś bardzo wesoła. Co się stało?
-Dowiesz się niedługo kochanie.
Regina znając już dobrą nowinę, przebrała się, umyła ręce i zabrała za przygotowywanie specjalnego obiadu na tą okazję. Gdy wszystko było już przygotowane, Robin zapalił świece.
-Już mogę wiedzieć co to za niespodzianka?
- Tak. Spokojnie wstała poszła na chwilę po swój płaszcz, wyjęła coś z niego, wróciła i delikatnie usiadła ukochanemu na kolanach. Pokazała Robinowi zdjęcie USG.
-Zostaniesz tatą. Bardzo się cieszę tylko nie rozumiem jak. Kiedyś... W obawie przed matką popełniłam błąd, który właśnie odbił się uczuciem pustki w sercu... dlatego adoptowałam Henryego.
-Widocznie mamy nad sobą jakieś dobre duchy, które dobrze nam życzą skarbie. Także się bardzo cieszę.
- Wybacz kochanie ale jako Pani Burmistrz jestem potrzebna mieszkańcom.
- Też do nich należę i właśnie Cię potrzebuję-objął ukochaną, całując ją po jej ramionach.
- Wynagrodzę Tobie to. Obiecuję. A teraz muszę iść. -udobruchała swojego mężczyznę.
W Storybrooke było kilka spraw urzędowych, ale ciemnowłosa dawała sobie radę. Dopiero gdy szeryf Swan, a właściwie już Hook odnalazła ciało swojego męża, nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała bowiem, że Emma nie znosi gdy ktoś jej współczuje. Po prostu tylko ją przytuliła.
"To moje miasto. Nikt bezkarnie nie będzie zabijał moich przyjaciół. Muszę się dowiedzieć kto to zrobił.- pomyślała Regina. Pożegnała się z Emmą, gdyż zauważyła iż idzie do Wybawicielki jej najbliższa rodzina. Miała także czas by przeprowadzić własne śledztwo w tej sprawie. Gdy przykucnęła by pozbierać kilka niepasujących odłamków, a później wstała, zaczął wirować jej świat.
- Regina? Wszystko w porządku?- spytał David widząc podpierającą się o cegły budynku Burmistrz.
- Tak. Po prostu mam jakieś dziwne zawroty głowy. Zaraz mi przejdzie.
-Chyba jednak wolę zawieźć Cię do szpitala. Jesteś blada. - pozwolił oprzeć się kobiecie na sobie. Delikatnie wsadził ją do auta i pojechali do szpitala.
*** Od razu jak przyjechali, Regina zostala skierowana na odpowiednie badania. Teraz tylko siedziała na korytarzu czekając na wyniki. Gdy tak siedziała jej umysł ogarnęło mnóstwo czarnych myśli.
Zapraszam - powiedział Dr. Whale.
Tomograf komputerowy pokazuje, że wszystko w porządku. Za to z krwi wiem co jest przyczyną Twoich objawów. Masz dodatni hCG. A mówiąc po ludzku... jesteś w ciąży.
- To niemożliwe. Przecież nie mogę.
-Widocznie stał się cud... jak nie wierzysz to chodź za mną.
***Regina wciąż nie mogąc uwierzyć patrzyła na ekran Ultrasonografu. Mimo niespodziewanej informacji bardzo się cieszyła. Wcześniejsze czarne scenariusze zniknęły, a kobieta wróciła do domu szczęśliwa.
Jak tylko weszła delikatnie lecz namiętnie pocałowała swojego narzeczonego.
-Wow. Jesteś bardzo wesoła. Co się stało?
-Dowiesz się niedługo kochanie.
Regina znając już dobrą nowinę, przebrała się, umyła ręce i zabrała za przygotowywanie specjalnego obiadu na tą okazję. Gdy wszystko było już przygotowane, Robin zapalił świece.
-Już mogę wiedzieć co to za niespodzianka?
- Tak. Spokojnie wstała poszła na chwilę po swój płaszcz, wyjęła coś z niego, wróciła i delikatnie usiadła ukochanemu na kolanach. Pokazała Robinowi zdjęcie USG.
-Zostaniesz tatą. Bardzo się cieszę tylko nie rozumiem jak. Kiedyś... W obawie przed matką popełniłam błąd, który właśnie odbił się uczuciem pustki w sercu... dlatego adoptowałam Henryego.
-Widocznie mamy nad sobą jakieś dobre duchy, które dobrze nam życzą skarbie. Także się bardzo cieszę.
Rozdział 11
Ej! Uspokójcie się!! Słyszycie?!! Przestańcie!! Ale już!!-Zelena próbowała zapanować nad ich wybuchającym z ciał testosteronu.
"Błagam... co ma być za błazenada. Nie pozwolę by ten August namieszał mojej córce w głowie"?-myślała Cora w ciele Ruby.
Zelena weszła między bijących się o jej względy mężczyzn. Była zła faktem iż obaj ignorują jej wrzaski i wciąż się okładają pięściami. Dzięki temu jej ciało dostało zastrzyk adrenaliny i miała na tyle siły by odepchnąć Augusta od Hadesa. Patrzyła na tego drugiego takim wzrokiem jakby miała go zaraz zabić. Wtedy Cora wykorzystała idealny moment i zamieniła niebieskookiego z powrotem w chłopca.
- Co Ty robisz? Miałeś się zmienić. Tak to robisz? Przeproś go. Au
...gdzie on jest?! Z nim też mam do pogadania.- odparła naburmuszona.
Chyba nie znasz go aż tak dobrze moja droga. - stwierdził bóg.
Co masz na myśli?
Stał się chłopcem. Więc wybór jest prosty.- uśmiechnął się swoim zwycięstwem.
- Nie pochlebiaj sobie. Pomogła Pinocchiowi i odwiozła chłopca do Geppetta, zostawiając tym samym ,,wmurowanego" w ziemię Hadesa.
"Jak mogła mnie tak potraktować? Znowu udaje niedostępna. Więc będę musiał się trochę postarać. Dla niej wszystko."
-Co się stało z moim synem?- spytał zaniepokojony staruszek.
-Nie mam pojęcia. Powstrzymywałam takiego jednego przed bijatyką z Augustem i... nagle tak się zmienił.- relacjonowała rudowłosa.
-Dziękuję, że ocaliłaś moje dziecko.- powiedział.
- Nie ma sprawy. Nie krzywdzę już ludzi. Teraz pomagam.
Wróciła do domu. By ochłonąć zrobiła sobie kąpiel z bąbelkami.
Hades wciąż próbował odzyskać zaufanie Zeleny. Aż w końcu się udało. Ale tym razem byli naprawdę szczęśliwi i szczerzy względem siebie.
W tym samym czasie w Nowym Yorku. Lucy przychodzi ze szkoły. Jest smutna ale nie chce tego dać po sobie poznać.
Hej, hej, hej. A Panienka dokąd się wybiera bez wcześniejszego przepytania?
Oj tato. Daj spokój dobrze? Jestem zmęczona.- zbyła Henryego, jego jedyna córka.
-Coś mi jednak mówi, że nie jesteś zmęczona tylko smutna. No to słucham. Powiedz tacie co się dzieje?
Dobra. Wygrałeś. :/ jestem smutna bo nie chcę tu mieszkać. Wolę wrócić do Storybrooke. Tam chociaż wszyscy mnie rozumieją. Dogadywałam się z innymi... A tutaj? Traktują mnie jakbym była inna.- wyżaliła się Lucy.
-Ktoś Tobie dokucza księżniczko Ty moja?
-Tak. Wszyscy.- przyznała dziewczynka.
No nie może być. Ale ja wiem co zrobić. Porozmawiać z Twoim dziadkiem. On przyjedzie i przemówi Twoim kolegom do rozsądku.
-Tato ale dziadek Rumpel nie żyje. -Wiem. Ale jest jeszcze Robin.
-Robin? Robin Hood? Myślałam, że nie żyje. Pokonał przeciwności losu, a wiesz dlaczego?
-Bo miłość jest silniejsza od zła?
-Właśnie.
***Po rozmowie z Lucy, Henry od razu zadzwonił do swojego przyszłego ojczyma i wyjaśnił mu jaka jest sprawa. Robin był kolejnego dnia. Ale nie przyjechał sam wziął ze sobą Rolanda. Kiedy łucznik uczył kolegów dziewczynki szacunku, ona i dziesieciolatek wspólnie się bawili. Następnie gdy wszystko było już jasne wrócili do domu. Robin z Henrym udali się na pogawędkę.
- Co tam u mamy?
- W porządku chociaż wydaje się smutna. Mam wrażenie, że to przeze mnie kiedy rozmawiamy na temat dzieci. -stwierdził Locksley.
-A to bardzo możliwe. Może żałować swojego ,,buntu" przed matką.-wyjaśnił mężczyzna.
-Nie rozumiem.
-Kiedyś kiedy Cora dowiedziała się o przeznaczonemu mamie mężczyźnie czyli o Tobie... uknuła intrygę. Ktoś się pod Ciebie podszył. A wszystko po to by Regina miała potomka. Ale zrobiła matce na złość i wypiła eliksir, który sprawił, że nie będzie w ciąży. Lecz jest wyjątek.
Henry otworzył księgę, która została przekazana Lucy. W tej książce jest opowieść o Śnieżce, która wypija ten sam eliksir co mama podany przez króla George'a. Jednak istnieje na to lekarstwo - woda z Jeziora Nostos.
-Czekaj. To jest jezioro, którego pilnowała Syrena?
-Tak. Mam ten eliksir. Dzięki Henry.
*** Nie chcąc nadużyć gościnności Henryego Robin postanowił wrócić. Kolejnego dnia jego syn jechał na 5- dniową wycieczkę. Oczywiście Regina zatroszczyła się by wszystko miał - spakowała Rolanda. Kiedy wreszcie zostali sami, Robin zrobił romantyczną kolację, wlewając niepozornie antidotum na eliksir bezpłodności do kieliszka ukochanej. Po wspólnie zjedzonej kolacji poszli trochę pogrzeszyć co w sumie przyczyniło się do powiększenia rodziny.
"Błagam... co ma być za błazenada. Nie pozwolę by ten August namieszał mojej córce w głowie"?-myślała Cora w ciele Ruby.
Zelena weszła między bijących się o jej względy mężczyzn. Była zła faktem iż obaj ignorują jej wrzaski i wciąż się okładają pięściami. Dzięki temu jej ciało dostało zastrzyk adrenaliny i miała na tyle siły by odepchnąć Augusta od Hadesa. Patrzyła na tego drugiego takim wzrokiem jakby miała go zaraz zabić. Wtedy Cora wykorzystała idealny moment i zamieniła niebieskookiego z powrotem w chłopca.
- Co Ty robisz? Miałeś się zmienić. Tak to robisz? Przeproś go. Au
...gdzie on jest?! Z nim też mam do pogadania.- odparła naburmuszona.
Chyba nie znasz go aż tak dobrze moja droga. - stwierdził bóg.
Co masz na myśli?
Stał się chłopcem. Więc wybór jest prosty.- uśmiechnął się swoim zwycięstwem.
- Nie pochlebiaj sobie. Pomogła Pinocchiowi i odwiozła chłopca do Geppetta, zostawiając tym samym ,,wmurowanego" w ziemię Hadesa.
"Jak mogła mnie tak potraktować? Znowu udaje niedostępna. Więc będę musiał się trochę postarać. Dla niej wszystko."
-Co się stało z moim synem?- spytał zaniepokojony staruszek.
-Nie mam pojęcia. Powstrzymywałam takiego jednego przed bijatyką z Augustem i... nagle tak się zmienił.- relacjonowała rudowłosa.
-Dziękuję, że ocaliłaś moje dziecko.- powiedział.
- Nie ma sprawy. Nie krzywdzę już ludzi. Teraz pomagam.
Wróciła do domu. By ochłonąć zrobiła sobie kąpiel z bąbelkami.
Hades wciąż próbował odzyskać zaufanie Zeleny. Aż w końcu się udało. Ale tym razem byli naprawdę szczęśliwi i szczerzy względem siebie.
W tym samym czasie w Nowym Yorku. Lucy przychodzi ze szkoły. Jest smutna ale nie chce tego dać po sobie poznać.
Hej, hej, hej. A Panienka dokąd się wybiera bez wcześniejszego przepytania?
Oj tato. Daj spokój dobrze? Jestem zmęczona.- zbyła Henryego, jego jedyna córka.
-Coś mi jednak mówi, że nie jesteś zmęczona tylko smutna. No to słucham. Powiedz tacie co się dzieje?
Dobra. Wygrałeś. :/ jestem smutna bo nie chcę tu mieszkać. Wolę wrócić do Storybrooke. Tam chociaż wszyscy mnie rozumieją. Dogadywałam się z innymi... A tutaj? Traktują mnie jakbym była inna.- wyżaliła się Lucy.
-Ktoś Tobie dokucza księżniczko Ty moja?
-Tak. Wszyscy.- przyznała dziewczynka.
No nie może być. Ale ja wiem co zrobić. Porozmawiać z Twoim dziadkiem. On przyjedzie i przemówi Twoim kolegom do rozsądku.
-Tato ale dziadek Rumpel nie żyje. -Wiem. Ale jest jeszcze Robin.
-Robin? Robin Hood? Myślałam, że nie żyje. Pokonał przeciwności losu, a wiesz dlaczego?
-Bo miłość jest silniejsza od zła?
-Właśnie.
***Po rozmowie z Lucy, Henry od razu zadzwonił do swojego przyszłego ojczyma i wyjaśnił mu jaka jest sprawa. Robin był kolejnego dnia. Ale nie przyjechał sam wziął ze sobą Rolanda. Kiedy łucznik uczył kolegów dziewczynki szacunku, ona i dziesieciolatek wspólnie się bawili. Następnie gdy wszystko było już jasne wrócili do domu. Robin z Henrym udali się na pogawędkę.
- Co tam u mamy?
- W porządku chociaż wydaje się smutna. Mam wrażenie, że to przeze mnie kiedy rozmawiamy na temat dzieci. -stwierdził Locksley.
-A to bardzo możliwe. Może żałować swojego ,,buntu" przed matką.-wyjaśnił mężczyzna.
-Nie rozumiem.
-Kiedyś kiedy Cora dowiedziała się o przeznaczonemu mamie mężczyźnie czyli o Tobie... uknuła intrygę. Ktoś się pod Ciebie podszył. A wszystko po to by Regina miała potomka. Ale zrobiła matce na złość i wypiła eliksir, który sprawił, że nie będzie w ciąży. Lecz jest wyjątek.
Henry otworzył księgę, która została przekazana Lucy. W tej książce jest opowieść o Śnieżce, która wypija ten sam eliksir co mama podany przez króla George'a. Jednak istnieje na to lekarstwo - woda z Jeziora Nostos.
-Czekaj. To jest jezioro, którego pilnowała Syrena?
-Tak. Mam ten eliksir. Dzięki Henry.
*** Nie chcąc nadużyć gościnności Henryego Robin postanowił wrócić. Kolejnego dnia jego syn jechał na 5- dniową wycieczkę. Oczywiście Regina zatroszczyła się by wszystko miał - spakowała Rolanda. Kiedy wreszcie zostali sami, Robin zrobił romantyczną kolację, wlewając niepozornie antidotum na eliksir bezpłodności do kieliszka ukochanej. Po wspólnie zjedzonej kolacji poszli trochę pogrzeszyć co w sumie przyczyniło się do powiększenia rodziny.
Rozdział 10
Ani August, a tym bardziej Zelena nie myśleli, że spędzą razem w swoim towarzystwie aż tak dobre chwile.
"Nie było tak źle jak myślałem. Naprawdę się zmieniła. Mam nadzieje, że jutro także chciałaby się ze mną spotkać." - myślał Pinocchio wracając do domu.
***Kolejnego dnia przyszedł odwiedzić Zelenę.
-Cześć. Bardzo miło wczoraj spędziłem z Tobą czas. Czy nie chciałabyś...
-Umówić się z Tobą ponownie? W takim razie hmmh... wejdź. Jadłeś śniadanie? -zapytała Zelena.
-Prawdę mówiąc jeszcze nie. -powiedział zgodnie z prawdą brązowowłosy.
(Zjedli razem śniadanie. Z powodu iż była Zła Czarownica narobiła się by przygotować śniadanie August zaproponował, że pomyje naczynia. Później jeszcze trochę porozmawiali i pech chciał, że mężczyzna musiał iść do pracy.)
Do zobaczenia Zeleno- pożegnał się całując delikatnie kobietę z policzek.
Pa.-pożegnała przystojniaka rudowłosa.
Gdy tylko dawniej drewniana kukiełka zniknęła z pola widzenia pojawił się nieproszony jegomość.
-Hades? Ty żyjesz? Co tu robisz?- spytała zszokowana Zelena.
-Myślałem, że bardziej ucieszysz się na mój widok. Chociaż chyba wiem dlaczego tak nie jest. Bardzo żałuję tamtej źle podjętej decyzji. Teraz chcę wybrać Ciebie. Pamiętaj śliczna, że jestem bogiem podziemia. Nie można mnie tak łatwo zabić. Przemyśl moją propozycję. Będę na Ciebie czekał przy Trollowym moście. (I zniknął. Tym razem poszedł w odwiedziny do swojego konkurenta) -Odczep się od Zeleny.- zaczął zaczepkę bóg.
-A Ty niby kim jesteś żeby mi rozkazywać?
- Nie no bez jaj... jak można mnie nie znać? Może to pomoże. (Zapalił głowę na niebiesko)
- Ta. Świetne fajerwerki... Ale nic mi to nie mówi.- zażartował niebieskooki.
-O matko... jestem Hades. Bóg podziemia.- przechwalał się.
-To skoro tam jest Twoje miejsce to radzę Ci tam wrócić. - walczył August.
(Oczywiście na samych słowach się nie skończyło... jak to chłopcy. Zaczęli się popychać aż doszło do bójki).
"Nie było tak źle jak myślałem. Naprawdę się zmieniła. Mam nadzieje, że jutro także chciałaby się ze mną spotkać." - myślał Pinocchio wracając do domu.
***Kolejnego dnia przyszedł odwiedzić Zelenę.
-Cześć. Bardzo miło wczoraj spędziłem z Tobą czas. Czy nie chciałabyś...
-Umówić się z Tobą ponownie? W takim razie hmmh... wejdź. Jadłeś śniadanie? -zapytała Zelena.
-Prawdę mówiąc jeszcze nie. -powiedział zgodnie z prawdą brązowowłosy.
(Zjedli razem śniadanie. Z powodu iż była Zła Czarownica narobiła się by przygotować śniadanie August zaproponował, że pomyje naczynia. Później jeszcze trochę porozmawiali i pech chciał, że mężczyzna musiał iść do pracy.)
Do zobaczenia Zeleno- pożegnał się całując delikatnie kobietę z policzek.
Pa.-pożegnała przystojniaka rudowłosa.
Gdy tylko dawniej drewniana kukiełka zniknęła z pola widzenia pojawił się nieproszony jegomość.
-Hades? Ty żyjesz? Co tu robisz?- spytała zszokowana Zelena.
-Myślałem, że bardziej ucieszysz się na mój widok. Chociaż chyba wiem dlaczego tak nie jest. Bardzo żałuję tamtej źle podjętej decyzji. Teraz chcę wybrać Ciebie. Pamiętaj śliczna, że jestem bogiem podziemia. Nie można mnie tak łatwo zabić. Przemyśl moją propozycję. Będę na Ciebie czekał przy Trollowym moście. (I zniknął. Tym razem poszedł w odwiedziny do swojego konkurenta) -Odczep się od Zeleny.- zaczął zaczepkę bóg.
-A Ty niby kim jesteś żeby mi rozkazywać?
- Nie no bez jaj... jak można mnie nie znać? Może to pomoże. (Zapalił głowę na niebiesko)
- Ta. Świetne fajerwerki... Ale nic mi to nie mówi.- zażartował niebieskooki.
-O matko... jestem Hades. Bóg podziemia.- przechwalał się.
-To skoro tam jest Twoje miejsce to radzę Ci tam wrócić. - walczył August.
(Oczywiście na samych słowach się nie skończyło... jak to chłopcy. Zaczęli się popychać aż doszło do bójki).
piątek, 13 marca 2020
Rozdział 9
Rano: pierwszy obudził się Robin. Bardzo podobała mu się noc spędzoną z ukochaną. Patrzył na śpiącą czarnowłosą, którą kochał nad życie. Pomyślał, że zrobi dla nich śniadanie wprost do łóżka. Delikatnie wstał by przypadkowo nie obudzić śpiącej Reginy i udał się do kuchni. Po kilku minutach wrócił z tacą, na której czekało śniadanie i sok pomarańczowy. Promienie słońca przestały się do salonu i obudziły Panią Burmistrz.
-Dzień dobry kochanie.- delikatnie pocałowała ukochanego
-Witaj moja królowo.- odwzajemnił pocałunek i w tym samym czasie podał śniadanie.
-Oki. Kochany jesteś. Dziękuję.
Po śniadaniu wzięli szybki prysznic i wyruszyli po synka.
-Dzień dobry. - przywitali się.
-Dzień dobry. Chłopcy jedzą jeszcze śniadanie. Może wejdą Państwo?
-Dziękujemy.
-Zjedzą Państwo z nami?
- Nie dziękujemy. Już jedliśmy- odrzekł Robin.
5 min później cała 3 była już gotowa by wrócić do domu.
-No to opowiadaj jak wrażenia?- zaczęła temat.
- Było super . Graliśmy w różne gry. Czy następnym razem mógłbym zaprosić kolegów do nas?
-Kochanie co myślisz na ten temat? Mi by nie przeszkadzali. Ostatnio tutaj było za spokojnie.
-Skoro tak mówisz to się zgadzam.
-Mamo... bo powiedziałem kolegom, że jesteś Magiczką. Będą chcieli zobaczyć jak czarujesz.- przyznał chłopiec.
-I chcą bym dała pokaz?
-No coś tego typu. Zgodzisz się.
-Oj Młody. Zobaczymy, dobra?
W domu Rolandowi tak zależało na tym by pokazać Reginę od jak najlepszej strony, że chłopiec sam posprzątał w swoim pokoju i od razu odrobił lekcje, by tylko mama się zgodziła. Regina widząc starania synka nie miałaby serca nie przyjąć jego propozycji. A jak to w Storybrooke wiadomości szybko się rozchodzą. Dotarły one również do Zeleny, która chciała pomóc siostrze w spektaklu. Mogłaby upiec 2 pieczenie na jednym ogniu. Byłaby blisko z siostrą i pokazałaby sie innym ludziom z lepszej strony, gdyż nie wszyscy dali jej szansę na zmianę. O 18 wszystko było już gotowe. Koledzy Rolanda zaczęli się zbierać. W całym domu unosił się zapach czekoladowych ciasteczek. Dzieci z przyjemnością częstowały się ciasteczkami. Wiadomo, że ciasteczka dostarczają do organizmu endorfiny - hormony szczęścia, jednak młodzi ludzie najwięcej emocji pokładali w magicznych występach.
Witajcie. Chciałabym poprosić ochotnika. Śmiało. Nie wstydźcie się.
(Zgłosił się jeden chłopiec. sztuczka polegała na tym by wybrał kartkę i nie pokazywał Magiczce Reginini. Na karcie były chipsy.) W tym momencie odsłonisz kartę, a ja powiem co się na niej znalazło.
(Chłopiec odsłania kartę do innych uczestników, a Reginini w tym samym momencie mówi puszka fasoli.) Widzowie Panny Magiczki zaczęły się śmiać.
-A otwórzcie.- zachęciła Regina.
(Okazało się, że w puszcze fasoli znajdowały się chipsy. Było jeszcze kilka innych sztuczek. Impreza była tak świetna i emocjonująca, że wszyscy byli zmęczeni. Koledzy Rolanda wraz z chłopcem już o 21 byli w łóżkach.
Hej, hej! Już jestem. Wybaczcie spóźnienie mój grat się zadławił I nie chciał ruszyć- przywitała się Zelena.
Csiiii. Dopiero co dzieci usnęły.- uspokoiła siostrę Regina.
Coś Ty im zrobiła? Mleczka makowego im dodałeś do picia, czy jak?- spytała rudowłosa.
-Czego? Mleczka...
-Makowego. Robi się z niego opium. Każdy po nim śpi jak niemowlę.- wyjaśniła fanka szpiczastych kapeluszy.
(Ciemnowłosa posłała siostrze zdziwione spojrzenie)
-Koch... O cześć Zelena. Nie przyszła z Tobą nasza córka?- zaczepił Zelenę Pan ,,Sokole oko"
-R...Robin? Jak Ty...
-Długa historia- przerwał kobiecie wiedząc o co chce zapytać.
(Zelena spojrzała na telefon.) Wybaczcie muszę wracać. Robin potrzebuje mojej pomocy. Pa siostra. Pa przyszły szwagrze.
Regina spojrzała na Robina, a Robin na Reginę.
- Czy z nią wszystko w porządku? (Zapytali w tym samym czasie)
-Właśnie nie wiem. -odpowiedziała zmartwiona Regina. Może po prostu zrobiło się jej przykro gdy Cię zobaczyła. Też tak miałam widząc żywego Hooka gdy Cię straciłam. Wiem! Zrobię dla niej konkurs. Coś a'la ,,Randka w ciemno" znam swoją siostrę. Wiem co lubi. Ten który będzie najbardziej do niej pasował... pójdzie z nią na randkę.- wytłumaczyła zapędzona Pani Burmistrz.
-No nie wiem czy to jest dobry pomysł.- przyznał niezawodny łucznik.
*** Kolejnego dnia Regina wdrążyła swój plan. Nie znając zawodników wyświetlała kandydatom 20 pytań na komputerze. Wygrał kandydat z numerem 3. A był nim August Wayne Booth. (Kandydat numer 2 to Dr. Whale, a nr 1 to James.) Wieczorem Regina przygotowała siostrę na randkę i doprowadziła ją do Granny's Diner.
-Powodzenia kochana. -rzuciła na pożegnanie wracając do domu.
"Dlaczego ja się dałam jej w to wrobić? A tak pamiętam. Nie dałam. Wrobiła mnie w babski siostrzany dzień"- myślała gdy wchodziła do środka.
-Ale ja jej za to odp... August? Chwila. To z Tobą jestem umówiona?
Na to wygląda. :) usiądź proszę. (Dżentelmen odsunął dla niej krzesło. Zjedli razem kolację. Rozmawiali cały czas. Śmiali się w swoim towarzystwie. Nadszedł czas gdy musieli wychodzić)
-Odprowadzę Cię.- zaproponował niebieskooki.
-Dziękuję. (Na pożegnanie pocałowali się w policzek)
-Dzień dobry kochanie.- delikatnie pocałowała ukochanego
-Witaj moja królowo.- odwzajemnił pocałunek i w tym samym czasie podał śniadanie.
-Oki. Kochany jesteś. Dziękuję.
Po śniadaniu wzięli szybki prysznic i wyruszyli po synka.
-Dzień dobry. - przywitali się.
-Dzień dobry. Chłopcy jedzą jeszcze śniadanie. Może wejdą Państwo?
-Dziękujemy.
-Zjedzą Państwo z nami?
- Nie dziękujemy. Już jedliśmy- odrzekł Robin.
5 min później cała 3 była już gotowa by wrócić do domu.
-No to opowiadaj jak wrażenia?- zaczęła temat.
- Było super . Graliśmy w różne gry. Czy następnym razem mógłbym zaprosić kolegów do nas?
-Kochanie co myślisz na ten temat? Mi by nie przeszkadzali. Ostatnio tutaj było za spokojnie.
-Skoro tak mówisz to się zgadzam.
-Mamo... bo powiedziałem kolegom, że jesteś Magiczką. Będą chcieli zobaczyć jak czarujesz.- przyznał chłopiec.
-I chcą bym dała pokaz?
-No coś tego typu. Zgodzisz się.
-Oj Młody. Zobaczymy, dobra?
W domu Rolandowi tak zależało na tym by pokazać Reginę od jak najlepszej strony, że chłopiec sam posprzątał w swoim pokoju i od razu odrobił lekcje, by tylko mama się zgodziła. Regina widząc starania synka nie miałaby serca nie przyjąć jego propozycji. A jak to w Storybrooke wiadomości szybko się rozchodzą. Dotarły one również do Zeleny, która chciała pomóc siostrze w spektaklu. Mogłaby upiec 2 pieczenie na jednym ogniu. Byłaby blisko z siostrą i pokazałaby sie innym ludziom z lepszej strony, gdyż nie wszyscy dali jej szansę na zmianę. O 18 wszystko było już gotowe. Koledzy Rolanda zaczęli się zbierać. W całym domu unosił się zapach czekoladowych ciasteczek. Dzieci z przyjemnością częstowały się ciasteczkami. Wiadomo, że ciasteczka dostarczają do organizmu endorfiny - hormony szczęścia, jednak młodzi ludzie najwięcej emocji pokładali w magicznych występach.
Witajcie. Chciałabym poprosić ochotnika. Śmiało. Nie wstydźcie się.
(Zgłosił się jeden chłopiec. sztuczka polegała na tym by wybrał kartkę i nie pokazywał Magiczce Reginini. Na karcie były chipsy.) W tym momencie odsłonisz kartę, a ja powiem co się na niej znalazło.
(Chłopiec odsłania kartę do innych uczestników, a Reginini w tym samym momencie mówi puszka fasoli.) Widzowie Panny Magiczki zaczęły się śmiać.
-A otwórzcie.- zachęciła Regina.
(Okazało się, że w puszcze fasoli znajdowały się chipsy. Było jeszcze kilka innych sztuczek. Impreza była tak świetna i emocjonująca, że wszyscy byli zmęczeni. Koledzy Rolanda wraz z chłopcem już o 21 byli w łóżkach.
Hej, hej! Już jestem. Wybaczcie spóźnienie mój grat się zadławił I nie chciał ruszyć- przywitała się Zelena.
Csiiii. Dopiero co dzieci usnęły.- uspokoiła siostrę Regina.
Coś Ty im zrobiła? Mleczka makowego im dodałeś do picia, czy jak?- spytała rudowłosa.
-Czego? Mleczka...
-Makowego. Robi się z niego opium. Każdy po nim śpi jak niemowlę.- wyjaśniła fanka szpiczastych kapeluszy.
(Ciemnowłosa posłała siostrze zdziwione spojrzenie)
-Koch... O cześć Zelena. Nie przyszła z Tobą nasza córka?- zaczepił Zelenę Pan ,,Sokole oko"
-R...Robin? Jak Ty...
-Długa historia- przerwał kobiecie wiedząc o co chce zapytać.
(Zelena spojrzała na telefon.) Wybaczcie muszę wracać. Robin potrzebuje mojej pomocy. Pa siostra. Pa przyszły szwagrze.
Regina spojrzała na Robina, a Robin na Reginę.
- Czy z nią wszystko w porządku? (Zapytali w tym samym czasie)
-Właśnie nie wiem. -odpowiedziała zmartwiona Regina. Może po prostu zrobiło się jej przykro gdy Cię zobaczyła. Też tak miałam widząc żywego Hooka gdy Cię straciłam. Wiem! Zrobię dla niej konkurs. Coś a'la ,,Randka w ciemno" znam swoją siostrę. Wiem co lubi. Ten który będzie najbardziej do niej pasował... pójdzie z nią na randkę.- wytłumaczyła zapędzona Pani Burmistrz.
-No nie wiem czy to jest dobry pomysł.- przyznał niezawodny łucznik.
*** Kolejnego dnia Regina wdrążyła swój plan. Nie znając zawodników wyświetlała kandydatom 20 pytań na komputerze. Wygrał kandydat z numerem 3. A był nim August Wayne Booth. (Kandydat numer 2 to Dr. Whale, a nr 1 to James.) Wieczorem Regina przygotowała siostrę na randkę i doprowadziła ją do Granny's Diner.
-Powodzenia kochana. -rzuciła na pożegnanie wracając do domu.
"Dlaczego ja się dałam jej w to wrobić? A tak pamiętam. Nie dałam. Wrobiła mnie w babski siostrzany dzień"- myślała gdy wchodziła do środka.
-Ale ja jej za to odp... August? Chwila. To z Tobą jestem umówiona?
Na to wygląda. :) usiądź proszę. (Dżentelmen odsunął dla niej krzesło. Zjedli razem kolację. Rozmawiali cały czas. Śmiali się w swoim towarzystwie. Nadszedł czas gdy musieli wychodzić)
-Odprowadzę Cię.- zaproponował niebieskooki.
-Dziękuję. (Na pożegnanie pocałowali się w policzek)
Rozdział 8
- To naprawdę Ty? Ale jak?- spytała stając się bardziej wesoła.
- To długa historia. Byłem poddany kilku testom. I moja miłość do Ciebie wygrała. Kocham Cię moja najdroższa Regino. Kwiaty to nie wszystko. Miałem sporo czasu do namysłu. Nie będziemy żyć wiecznie. Odkąd straciłem Marion, nie myślałeś, że jeszcze się zakocham. Wtedy poznałem Ciebie... Kocham Cię i chciałbym już nigdy więcej się od Ciebie nie oddalać, dlatego chcę być najszczęśliwszym mężczyzną w życiu i ...(w tej chwili uklęknął. Nie mógł wybrać lepszego miejsca na oświadczyny. Ogród był piękny. Bardzo kolorowy.) Czy zrobisz mi ten zaszczyt o Damo mojego serca i zechcesz zostać moją żoną?
-Robin. Oczywiście, że zostanę Twoją żoną!- mówiąc to popłakała się. Nie były to zwykle łzy lecz po prostu się wzruszyła.
"Teraz już wiem, że mam szansę na szczęście. Odzyskałam ukochanego. Mam świetne kontakty z siostrą. Chociaż początki były strasznie trudne i nic na to nie wskazywało, że będziemy żyły jak prawdziwa rodzina." -myślała Regina.
Chciałabym żeby to nie był sen. -pomyślała już na głos, zatracając się w swoich myślach.
-To nie jest żaden sen Regino. Jestem tutaj. Zawsze będę przy Tobie. Poza Ty chcę być tylko z Tobą oraz TYLKO I wyłącznie z Tobą chcę mieć rodzinę.- dodał znowu szarmancko się uśmiechając. "Uwielbiałam ten jego uśmiech." Myślami wróciła do mrocznych czasów. Rozmyślała czy ten seksowny uśmiech, który tak w nim kochała przełamał by się przez jej wtedy mroczne serce.
-Nad czym tak myślisz kochanie?- spytał obejmując w talii czarnowłosą.
-O starych czasach... I jakby to było gdybym nie spanikowała i weszła do tej tawerny.
-Cóż na pewno wraz z Rolandem na pewno nie bylibyśmy samotni. Uwolniłabyś nas od tego. A właśnie. Gdzie jest Roland?
-Akurat w tym momencie jest w szkole. Później umówił się z kolegami na nocowanie. Bardzo się zmienił. Dojrzał. Mam pojechać zawieść Rolandowi kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Przez te miesiące stał się dla mnie bardzo bliski. Po Twojej stracie miałam tylko jego. Może jednak sam chciałbyś zabrać jego rzeczy? W końcu dawno Cię nie widział, na pewno się ucieszy, że wróciłeś.- przyznała.
-No nie wiem. Był mały jak to się stało.
-Jestem pewna, że Cię pamięta. Opowiadałam Rolandowi o Tobie. Jak był mały prosił bym czytała na dobranoc bajkę o Robin Hoodzie. Oboje się śmieliśmy i płakaliśmy. Codziennie tęsknił za Tobą. Chodź. Pojedziemy razem.
-W porządku. A jak Henry?
- Ma swoją rodzinę. Mieszkają w Nowym Yorku. Już nawet zostałam babcią.
*** I pojechali pod szkołę. Czekali aż dzwonek oznajmi koniec zajęć. Wyszedł 10 latek o ciemnych kręconych włosach. Szedł i rozmawiał z kolegami.
-Tata!- zawołał radośnie. Przeprosił kolegów i przyszedł do swojej rodziny. Wiedziałem, że wrócisz. Miałem nadzieję tak jak zawsze mówiłeś.
- Ale wyrosłeś młody. Jak w szkole?
-W porządku. Możemy iść na lody?
-Jasne.- Zgodziła się Regina.
*** czekając na lody ojciec z synem rozmawiali tak jakby nie widzieli się 100 lat. Nie ma się co dziwić. Mieli dużo do nadrobienia. Regina patrzyła, a to z jednego na drugiego. Cieszyła się, że cała rodzina jest w komplecie... no prawie. W sumie miała kontakt z Henrym, który obiecał mamie przed wyprowadzką, że będzie dzwonił codziennie. Ale to jednak nie to samo co kontakt na żywo. Nie może uściskać syna i swojej rezolutnej wnuczki Lucy. Po zjedzonych lodach i godzinnych rozmowach nadszedł czas by wrócić do domu. W końcu Roland musiał urządzić się na nocowanie u kolegów.
-Spakowany?- spytała zatroskana Regina.
-Prawie mamo. Cieszę się, że tata wrócił.- stwierdził.
-Ja też. To może tak w tajemnicy przed tatą i kolegami przeczytam Tobie po raz kolejny przygody Robin Hooda?
-Dobrze. Chociaż wiesz, że są one mocno okłamane? - spojrzał na kobietę i oboje wybuchli śmiechem.
- A co Wam tak wesoło?- spytał mężczyzna stojący w progu.
- Tak po prostu- odpowiedziała rozbawiona kobieta, próbując nieudolnie ukryć książkę przed swoim ukochanym.
-Serio? Widziałem. Zamiast czytać przereklamowe historie może lepiej ja opowiem prawdziwe wydarzenia?
*** Pod wieczór Regina wraz z Robinem odwieźli Rolanda do domu, w którym mieszkał przyjaciel dziesięciolatka, u którego miał nocować.
- Trzymaj się i bądź grzeczny. -pożegnała się Pani Burmistrz.
-Słuchaj się rodziców Chrisa. I nie sprawiaj kłopotów.- odpowiedział Robin.
-Dobrze. Będę grzeczny- obiecał chłopiec, żegnając się z rodzicami, a następnie wchodząc do środka.
Dziękujemy, że Państwo się zgodzili. Jutro rano wrócimy po Rolanda.
- To my dziękujemy. Początkowo nasz Chris był bardzo samotny. Póki nie poznał państwa synka. Jest rezolutnym młodym chłopcem.
*** Pół godziny później byli już w domu. Po drodze zahaczyli jeszcze o sklep. W końcu trzeba było uczcić specjalną okazję powrotu ukochanego wyśmienitym daniem Lasagne - specjał Pani Domu. Jedli z taki smakiem, że aż uszy im się trzęsły. Oczywiście po tak pysznej kolacji był stos naczyń do mycia. Regina od razu zajęła się naczyniami gdyż nie lubiła jak było brudno. Prawie kończyła. Wycierała ostatni talerz gdy poczuła jak ktoś delikatnie obejmuje ją od tyłu. Następnie poczuła oddech ukochanego na swojej szyi. Robin zaczął ją całować po szyi, a że akurat miejsce to było jej słabym punktem dostała gęsiej skórki.
-Stęskniłem się za Tobą.
-Ja też. Chociaż troszkę mnie rozpraszasz.
-Ja? Przecież nic takiego nie robię - uśmiechnął się tym swoim uśmiechem i przybrał minę niewiniątka.
-Ach i jak Cię tu nie kochać?- zapytała.
- Nie wiem kochanie.- odpowiedział wciąż się uśmiechając w ten sam seksowny sposób.
Czekał tylko aż Regina odłoży ten nieszczęsny talerz. Gdy tylko wykonała tą czynność wziął ukochaną na ręce i szli do sypialnii w burzy namiętnych pocałunków. Będąc już w odpowiednim pomieszczeniu zaczęły latać części garderoby. Nic w tym dziwnego. Oboje siebie pragnęli. Wciąż namiętnie się całując delikatnie położył Dame swojego serca na łóżku. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Po chwili razem smakowali każdy milimetr swojego ciała. Należało im się. Wreszcie po tak tragicznych i smutnych wydarzeniach nadszedł ich czas. Ponownie złączyli swoje ciała w jedno jak sprzed wydarzeń z czasów,,wycieczki" do Podziemia.
- To długa historia. Byłem poddany kilku testom. I moja miłość do Ciebie wygrała. Kocham Cię moja najdroższa Regino. Kwiaty to nie wszystko. Miałem sporo czasu do namysłu. Nie będziemy żyć wiecznie. Odkąd straciłem Marion, nie myślałeś, że jeszcze się zakocham. Wtedy poznałem Ciebie... Kocham Cię i chciałbym już nigdy więcej się od Ciebie nie oddalać, dlatego chcę być najszczęśliwszym mężczyzną w życiu i ...(w tej chwili uklęknął. Nie mógł wybrać lepszego miejsca na oświadczyny. Ogród był piękny. Bardzo kolorowy.) Czy zrobisz mi ten zaszczyt o Damo mojego serca i zechcesz zostać moją żoną?
-Robin. Oczywiście, że zostanę Twoją żoną!- mówiąc to popłakała się. Nie były to zwykle łzy lecz po prostu się wzruszyła.
"Teraz już wiem, że mam szansę na szczęście. Odzyskałam ukochanego. Mam świetne kontakty z siostrą. Chociaż początki były strasznie trudne i nic na to nie wskazywało, że będziemy żyły jak prawdziwa rodzina." -myślała Regina.
Chciałabym żeby to nie był sen. -pomyślała już na głos, zatracając się w swoich myślach.
-To nie jest żaden sen Regino. Jestem tutaj. Zawsze będę przy Tobie. Poza Ty chcę być tylko z Tobą oraz TYLKO I wyłącznie z Tobą chcę mieć rodzinę.- dodał znowu szarmancko się uśmiechając. "Uwielbiałam ten jego uśmiech." Myślami wróciła do mrocznych czasów. Rozmyślała czy ten seksowny uśmiech, który tak w nim kochała przełamał by się przez jej wtedy mroczne serce.
-Nad czym tak myślisz kochanie?- spytał obejmując w talii czarnowłosą.
-O starych czasach... I jakby to było gdybym nie spanikowała i weszła do tej tawerny.
-Cóż na pewno wraz z Rolandem na pewno nie bylibyśmy samotni. Uwolniłabyś nas od tego. A właśnie. Gdzie jest Roland?
-Akurat w tym momencie jest w szkole. Później umówił się z kolegami na nocowanie. Bardzo się zmienił. Dojrzał. Mam pojechać zawieść Rolandowi kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Przez te miesiące stał się dla mnie bardzo bliski. Po Twojej stracie miałam tylko jego. Może jednak sam chciałbyś zabrać jego rzeczy? W końcu dawno Cię nie widział, na pewno się ucieszy, że wróciłeś.- przyznała.
-No nie wiem. Był mały jak to się stało.
-Jestem pewna, że Cię pamięta. Opowiadałam Rolandowi o Tobie. Jak był mały prosił bym czytała na dobranoc bajkę o Robin Hoodzie. Oboje się śmieliśmy i płakaliśmy. Codziennie tęsknił za Tobą. Chodź. Pojedziemy razem.
-W porządku. A jak Henry?
- Ma swoją rodzinę. Mieszkają w Nowym Yorku. Już nawet zostałam babcią.
*** I pojechali pod szkołę. Czekali aż dzwonek oznajmi koniec zajęć. Wyszedł 10 latek o ciemnych kręconych włosach. Szedł i rozmawiał z kolegami.
-Tata!- zawołał radośnie. Przeprosił kolegów i przyszedł do swojej rodziny. Wiedziałem, że wrócisz. Miałem nadzieję tak jak zawsze mówiłeś.
- Ale wyrosłeś młody. Jak w szkole?
-W porządku. Możemy iść na lody?
-Jasne.- Zgodziła się Regina.
*** czekając na lody ojciec z synem rozmawiali tak jakby nie widzieli się 100 lat. Nie ma się co dziwić. Mieli dużo do nadrobienia. Regina patrzyła, a to z jednego na drugiego. Cieszyła się, że cała rodzina jest w komplecie... no prawie. W sumie miała kontakt z Henrym, który obiecał mamie przed wyprowadzką, że będzie dzwonił codziennie. Ale to jednak nie to samo co kontakt na żywo. Nie może uściskać syna i swojej rezolutnej wnuczki Lucy. Po zjedzonych lodach i godzinnych rozmowach nadszedł czas by wrócić do domu. W końcu Roland musiał urządzić się na nocowanie u kolegów.
-Spakowany?- spytała zatroskana Regina.
-Prawie mamo. Cieszę się, że tata wrócił.- stwierdził.
-Ja też. To może tak w tajemnicy przed tatą i kolegami przeczytam Tobie po raz kolejny przygody Robin Hooda?
-Dobrze. Chociaż wiesz, że są one mocno okłamane? - spojrzał na kobietę i oboje wybuchli śmiechem.
- A co Wam tak wesoło?- spytał mężczyzna stojący w progu.
- Tak po prostu- odpowiedziała rozbawiona kobieta, próbując nieudolnie ukryć książkę przed swoim ukochanym.
-Serio? Widziałem. Zamiast czytać przereklamowe historie może lepiej ja opowiem prawdziwe wydarzenia?
*** Pod wieczór Regina wraz z Robinem odwieźli Rolanda do domu, w którym mieszkał przyjaciel dziesięciolatka, u którego miał nocować.
- Trzymaj się i bądź grzeczny. -pożegnała się Pani Burmistrz.
-Słuchaj się rodziców Chrisa. I nie sprawiaj kłopotów.- odpowiedział Robin.
-Dobrze. Będę grzeczny- obiecał chłopiec, żegnając się z rodzicami, a następnie wchodząc do środka.
Dziękujemy, że Państwo się zgodzili. Jutro rano wrócimy po Rolanda.
- To my dziękujemy. Początkowo nasz Chris był bardzo samotny. Póki nie poznał państwa synka. Jest rezolutnym młodym chłopcem.
*** Pół godziny później byli już w domu. Po drodze zahaczyli jeszcze o sklep. W końcu trzeba było uczcić specjalną okazję powrotu ukochanego wyśmienitym daniem Lasagne - specjał Pani Domu. Jedli z taki smakiem, że aż uszy im się trzęsły. Oczywiście po tak pysznej kolacji był stos naczyń do mycia. Regina od razu zajęła się naczyniami gdyż nie lubiła jak było brudno. Prawie kończyła. Wycierała ostatni talerz gdy poczuła jak ktoś delikatnie obejmuje ją od tyłu. Następnie poczuła oddech ukochanego na swojej szyi. Robin zaczął ją całować po szyi, a że akurat miejsce to było jej słabym punktem dostała gęsiej skórki.
-Stęskniłem się za Tobą.
-Ja też. Chociaż troszkę mnie rozpraszasz.
-Ja? Przecież nic takiego nie robię - uśmiechnął się tym swoim uśmiechem i przybrał minę niewiniątka.
-Ach i jak Cię tu nie kochać?- zapytała.
- Nie wiem kochanie.- odpowiedział wciąż się uśmiechając w ten sam seksowny sposób.
Czekał tylko aż Regina odłoży ten nieszczęsny talerz. Gdy tylko wykonała tą czynność wziął ukochaną na ręce i szli do sypialnii w burzy namiętnych pocałunków. Będąc już w odpowiednim pomieszczeniu zaczęły latać części garderoby. Nic w tym dziwnego. Oboje siebie pragnęli. Wciąż namiętnie się całując delikatnie położył Dame swojego serca na łóżku. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Po chwili razem smakowali każdy milimetr swojego ciała. Należało im się. Wreszcie po tak tragicznych i smutnych wydarzeniach nadszedł ich czas. Ponownie złączyli swoje ciała w jedno jak sprzed wydarzeń z czasów,,wycieczki" do Podziemia.
Rozdział 7
Chciałabym bardzo serdecznie przeprosić Was czytelników za taką długą nieobecność ale niestety nie miałam weny. Dedykuję to opowiadanie Wiktorii, która zmobilizowała mnie do dalszego pisania.
Bolały ją jego słowa, Ale z drugiej strony miała o co walczyć. Postanowiła wspierać nowo przybyłego gościa Storybrooke. Jednak okazało się, że Robin z przeszłości nie był tu jedyny. Jej Robin także tu był. Przeszedł ciężką drogę by być przy swojej ukochanej I tym samym udowodnił Zeusowi, że dla swojej miłości zrobi wszystko. Szarmancki złodziej pomógł wrócić swojemu ,,ja" z przeszłości i pokierował go w stronę jego ukochanej - do niedawna Złej Królowej, która zrozumiała co jest ważniejsze od zemsty. Widziała, że mimo utraty ukochanego, Regina pokazała jej, że obie mogą być jeszcze szczęśliwe. Po tej ekscytującej przygodzie z pomocą samemu sobie z przeszłości, Robin postanowił wreszcie zobaczyć się z ukochaną. Ale za nim to nastąpiło przygotował się. Poszedł do kwiaciarnii po bukiet czerwonych róż. Następnie wesoło powędrował pod dom ukochanej. Ciemnowłosa będąc przygnębiona słowami, których tak bardzo nie chciała pamiętać, pracowała w ogrodzie. Nagle jej oczom ukazały się piękne krwistoczerwone kwiaty. Odwróciła się.
-Są piękne. Z jakiej okazji? Myślałam, że chcesz wrócić do domu- spytała wycierając niewiadomo kiedy napływające łzy.
- I miałbym Cię zostawić, ukochana. Oj nie płacz już- łagodnie nakazał.
-R...Robin?- spytała załamującym się głosem.
-We własnej osobie o Pani- przyznał pochylając się, po chwili uśmiechnął się szerzej , wstał i przytulił wybrankę swojego serca.
-Udusisz mnie zaraz- przyznała Regina.
-Wybacz to dlatego, że nie mogłem tego zrobić odkąd się rozstaliśmy- powiedział patrząc Reginie w oczy.
Bolały ją jego słowa, Ale z drugiej strony miała o co walczyć. Postanowiła wspierać nowo przybyłego gościa Storybrooke. Jednak okazało się, że Robin z przeszłości nie był tu jedyny. Jej Robin także tu był. Przeszedł ciężką drogę by być przy swojej ukochanej I tym samym udowodnił Zeusowi, że dla swojej miłości zrobi wszystko. Szarmancki złodziej pomógł wrócić swojemu ,,ja" z przeszłości i pokierował go w stronę jego ukochanej - do niedawna Złej Królowej, która zrozumiała co jest ważniejsze od zemsty. Widziała, że mimo utraty ukochanego, Regina pokazała jej, że obie mogą być jeszcze szczęśliwe. Po tej ekscytującej przygodzie z pomocą samemu sobie z przeszłości, Robin postanowił wreszcie zobaczyć się z ukochaną. Ale za nim to nastąpiło przygotował się. Poszedł do kwiaciarnii po bukiet czerwonych róż. Następnie wesoło powędrował pod dom ukochanej. Ciemnowłosa będąc przygnębiona słowami, których tak bardzo nie chciała pamiętać, pracowała w ogrodzie. Nagle jej oczom ukazały się piękne krwistoczerwone kwiaty. Odwróciła się.
-Są piękne. Z jakiej okazji? Myślałam, że chcesz wrócić do domu- spytała wycierając niewiadomo kiedy napływające łzy.
- I miałbym Cię zostawić, ukochana. Oj nie płacz już- łagodnie nakazał.
-R...Robin?- spytała załamującym się głosem.
-We własnej osobie o Pani- przyznał pochylając się, po chwili uśmiechnął się szerzej , wstał i przytulił wybrankę swojego serca.
-Udusisz mnie zaraz- przyznała Regina.
-Wybacz to dlatego, że nie mogłem tego zrobić odkąd się rozstaliśmy- powiedział patrząc Reginie w oczy.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)