niedziela, 2 października 2016

Smutna przeszłość.

Ze specjalną dedykacją dla Ady- mojej przyjaciółki. Ten post jest z myślą o Tobie. Prosiłaś bym napisała coś o Angie. A więc proszę.

Wszystko działo się tak szybko... Owszem chciałam by coś się stało... Ale nie żeby od razu zginęła. Chciałam by i rodzice docenili mnie. Nie wiem... Mogła wyjechać. Wtedy bym została. Byłabym tą lepszą córką. Ale nie. Musiała umrzeć. Nawet wtedy rodzice myśleli tylko o niej. Przecież też umiałam śpiewać. A to jednak Maria została piosenkarką.  Jeszcze brakowało by nasz tata się obwiniał. Koniec końców to jednak  on zmuszał moją siostrę do ostatniej podróży w trasę koncertową, gdy urodziła się Viola, Maria chciała zrezygnować z kariery. Była oddana rodzinie. Miałam dosyć ciągłych rozmów rodziców o Marii
 Dlatego właśnie opuściłam dom. Znalazłam swoje małe lecz przytulne mieszkanko oraz świetną pracę w Studio 21 jako nauczycielka śpiewu. Ale nadal mi czegoś brakowało. Tym czymś był kontakt z moją siostrzeniczą, którą German, mój szwagier zabrał do Madrytu. Lata leciały... Nadal myślałam o swojej siostrzenicy. Układałam w myślach nasze spotkanie. Co mam jej powiedzieć? Nie widziała mnie przecież. A jeśli się wystraszy? Lub mi nie uwierzy.

sobota, 24 września 2016

Rozdział 1

-Kensi co byś powiedziała na zmianę nazwiska?-zapytał Deeks
-Blye mi się podoba. I zależy co masz na myśli?-odpowiedziała brunetka.
-Cóż myślałem, że w mojej rodzinie będzie kolejna Pani Deeks.-odparł blondyn smutnym głosem. 
- Czy Ty w jakiś swój dziwny sposób mi się oświadczasz?- zmierzyła blondyna kobieta.
-Jeszcze nie. Może pójdziemy gdzieś dzisiaj na kolację. - spytał zmieniając temat.
-Czemu nie. Dawno nie jedliśmy w restauracji. -zgodziła się Kensi.
-To się ciesze. Pójdę wszystkiego dopilnować by było idealnie.-mówiąc to zniknął w drzwiach.
-Co ten mój wariat knuje?-myślała agentka Blye. 

W tym samym czasie, w restauracji. 
-Witaj Marty. Co tam u Ciebie?
-Cześć. Chciałbym tu z kimś przyjść.-przyznał się detektyw.
-Z kimś dla Ciebie ważnym?
-Wydaje mi się,  że tak. A i mam prośbę. Mógłbyś zrobić 2 ciasteczka szczęścia? Do jednego włożyć przepowiednię, a do drugiego- spytał wyjmując z kieszeni małe, kwadratowe, niebieskie pudełeczko. 
-Jasne. W końcu jestem Ci dłużny wiele przysług. Gratuluję stary przyjacielu. 

Po godzinie wszystko było gotowe. A Deeks jakby nigdy nic wrócił do domu. 
Od razu rzuciła się ,,Kudłatemu" w oczy sukienka ukochanej. Kensi założyła mini czerwoną sukienkę z dekoltem, która miała jedno ramiączko.
-Pięknie wyglądasz. Śliczna ta Twoja sukienka. - przyznał detektyw.
-Dziękuję. Może Ci ją pożyczyć?
-Nie musisz. Na Tobie wygląda lepiej. To co... Pójdę się trochę ogarnąć  i idziemy. 
-Tylko nie szykuj się 5 godzin. 
-haha. Poczucie humoru Cię dzisiaj nie odpuszcza.-przyznał. 

Po godzinie byli już w restauracji.  Jej wnętrze odrazu spodobało się Kensi. 
Z podziwiania nowego miejsca wyrwał ją  Deeks gdy podał jej menu. Wertując kartę  dań zatrzymała się na  PADTHAI z kurczakiem. Smażony makaron ryżowy lub sojowy z kurczakiem. Deeks za to wziął 
PADTHAI. Smażony makaron ryżowy lub sojowy z obranymi krewetkami (3szt.) i jajkiem. Po 30 minutach mieli swoje zamówienia na talerzach. A obok były położone ciasteczka szczęścia.  

wtorek, 6 września 2016

Rozdział XIII ,,Niezwykła randka"

-To co?? Idziemy na naszą randkę?? -zapytał z radością w głosie. Wiesz, że bardzo długo na nią czekałem.-dodał po chwili mój partner.
-Tak - odrzekłam.
-To zapraszam do siebie- zaproponował Rick.
Po godzinie stania w korkach dojechaliśmy pod apartament pisarza.
-Piękne Panie detektyw przodem-zaprosił mnie do środka.
-Dziękuję :)
-Mowiłem Ci jak bardzo kocham, gdy się uśmiechasz?? Cała wtedy się śmiejesz, a Twoje oczy...-rozmarzył się.
-Dobra, dobra. Już mi tak nie słodz. Bo jeszcze dostanę cukrzycy.-zażartowałam.
Weszliśmy do środka. Spodziewałam się, że spotkam Marthę oraz Alexis. Rozczarowałam się. Ja i Rick byliśmy w domu jako jedyni.
-Gdzie wszyscy??-spytałam rozmyślając o tej ciszy, którą pierwszy raz w życiu zastałam.
-Alexis pojechała na wycieczkę z koleżankami, a mama nie wiem. Kto nadąży za tą kobietą??-zażartował. Napijesz się czegoś??-dodał po chwili.
-Wystarczy kawa.
-Na pewno kawę?? Upewnił się trochę rozczarowany.
-Tak. Pamiętaj, że tylko wzorujesz na mnie postać Nikki. Dlatego, też nie miej nadzei, że mnie upijesz i pod wpływem tego będziemy inscenizować scenę z ,,Heat wave".
-Wcale tak nie pomyślałem.-przyznał.
Lecz w jego głosie było słychać nutkę rozczarowania.
-No ok.-poddał się pisarz.
Rick poszedł do kuchni. Kiedy czekał na zagotowanie się wody podeszłam do mężczyzny swojego życia, przytulając go.
-Miło kochanie-stwierdził. Powinnaś robić to częściej-dodał.
-No wiem i przemyślę tę propozycję.-powiedziałam delikatnie całując mężczyznę.
-To może odpuścimy sobie kawę i podążymy do sypialni-rzekł, unosząc brwi.
-Nie przeginaj bo zmienię zdanie.-upomniałam go. Poza tym lepiej się strzeż bo mam bliski dostęp do gaśnicy-ostrzegłam.
-Nie zrobisz tego.-powiedział z niedowierzeniem.
-Ty jakoś zrobiłeś w towarzystwie tych miłych Panów ,,strażaków".
-Kate to było bardzo dawno. Poza tym to striptizerzy i chcieli Cię...
-Nie mów, że byłeś zazdrosny??-spytałam, przerywając tym samym pisarzowi
-Tak. Byłem zazdrosny. Ty jako jedyna nie zwracałaś uwagi na mój urok osobisty.
Po tej szczerej rozmowie przygotowaliśmy pyszną kolację. Zjedliśmy ją tak jak należy z lampką wina oraz przy świecach. Później posprzataliśmy naczynia.
-Będę już szła.-stwierdziłam. Dziękuję za miły wieczór.
-To ja dziękuję kochanie-powiedział.
-Rick. Mam prośbę. Znasz Esposito i Rayana, prawda??
-Chcesz by się nie dowiedzieli o dzisiejszym wieczorze??-spytał.
-Bynajmniej na razie.-zgodziłam się.
-Dobrze.
Odprowadził mnie pod same drzwi.
Do jutra??-pożegnałam się.
-Do jutra- pożegnał się szatyn całując mnie na do widzenia.

Rozdział XII ,,Bohaterski czyn''

Dedykuję ten rozdział Zuzannie dzięki, której się nie poddałam. I także dzięki niej zaczęłam pisać. Dedykacja należy się także Justynie i Cas. Dziękuję Wam :* za wsparcie i cierpliwość.  Oraz za podawanie pomysłów. Oczywiście co by była ze mnie  za autorka gdybym nie podziękowała czytelnikom. Dziękuję Wam bardzo i zapraszam na rozdział.


Starałam się nie denerwować. Chociaż to było trudne. W końcu zostałam porwana przez najlepszego przyjaciela zabójcy mojej mamy i Sary Bryan. Nagle w mojej głowie powrócił obraz sprzed kilku miesięcy. Most... noc... ja oświetlona lampami ulicznymi oraz spotkanie z Tonnym Marksem. Przypomniałam sobie również jak Marks próbował mnie zabić a później wziął za zakładnika Rick'a - mężczyznę, którego tak naprawdę kocham, ale boję się przyznać przed sobą, przed nim oraz przed całym moim środowiskiem, chociaż i tak nikt mi nie wierzy. Podążając swoimi myślami cofnęłam się do nocy naszej kłótni. Nocy kiedy Rick powiedział, że mnie kocha. A raczej to wykrzyczał. On mnie naprawdę kocha. Troszczy się o mnie i nie chce mojej śmierci.  Chwila!! Czy to prawda?? Czy to on?? Jeśli tak to pewnie się teraz martwi.
-''Gdzie ona jest?? Już powinna tu być.  Czy coś się jej stało?? Nie Rick!! Nie myśl tak. Na pewno jest wszytko ok. Kate jest kobietą. Z pewnością szykuje się na bóstwo. Przecież powinienem to wiedzieć. Przecież miałem dwie żony.  Moim zdaniem nic jej więcej nie potrzeba. Dla mnie jest piękna we wszystkim. W spodniach, w dresach, w sukience, w spódnicy, w policyjnym uniformie oraz w marynarce. Już wiem!! Zrobię jej niespodziankę i pójdę do jej mieszkania"-myślał niebieskooki przystojny mężczyzna wyczekujący swojej ukochanej.
Jak myślał tak zrobił. Gdy zadzwonił do drzwi od jej tzw. ,,dachu nad głową" nikt mu nie otwierał.
"Kate co się z Tobą dzieje??"-zamartwiał się szatyn.
Rick wyjął telefon i wybrał numer Ryana.
-Hej brachu. Mógłbyś namierzyć sygnał GPS z telefonu Kate??-zapytał Rick
-Jasne. Coś się stało??-spytał.
-Byliśmy umówieni. Ale się nie pojawiła.  W domu też jej nie ma.-zrelacjonował pisarz.
-Chwila... jest na Time Square. Przecznica 13.
-Dzięki jesteś wielki.-pożegnał sie Castle, po czym pobiegł na wyznaczoną przez Kevina ulicę.
Zauważyłam mojego partnera i odwróciłam czujność i uwagę mojego porywacza. Gdy mi się udało Rick związał go liną.
-Jeśli chciałeś kajdanki wystarczyło poprosić. Dziękuję za uratowanie mi życia. -rzekłam.
-Wolałem popisać się swoją wyobraźnią.-stwierdził. Kate to ja jestem...-nie zdążył dokończyć zdania ponieważ położyłam palec na jego usta.
-Ciiii. Wiem.-wyznałam.
-Skąd??-zapytał trochę zaskoczony.
-Miałam trochę czasu by się domyśleć.-zażartowałam.
Rick zbliżył się do mnie i delikatnie oraz namiętnie mnie pocałował. Nie walczyłam z tym. Pozwoliłam pocałować się pisarzowi.
-To znaczy, że także mnie kochasz??-zapytał.
-Tak...ale nie zostawiaj mnie.-poprosiłam.
-Nie zostawię. Obiecuję. Będę przy Tobie zawsze. A już na pewno wtedy kiedy znajdziesz człowieka odpowiedzialnego za śmierć Twojej mamy.-przyznał Rick.

Rozdział XI ,,Niebezpieczna sprawa"

Weszłam na komisariat. Nic się nie działo dlatego od razu udałam się do łazienki. To jedyne miejsce gdzie mogę mieć trochę prywatności. Rozwinęłam list i zaczęłam czytać. Po skończonej lekturze rozmyślałam kim jest mój cichy wielbiciel.
,,Chce się spotkać dzisiaj w ,,Lazz plezas""- pomyślałam.
Po moim rozmyślaniu wróciłam do biurka i zajęłam swoje miejsce. Ku mojemu zdziwieniu pojawił się Rick.
-Dzień dobry.-przywitał się wręczając mi kwiaty. Chciałem Cię przeprosić za tą całą kłótnię....za to jak na Ciebie naskoczyłem. Przepraszam. Proszę wybacz mi.-błagał mężczyzna ze łzami w oczach
-Castle. Już dobrze. Nie musisz mnie przepraszać.- stwierdziłam. Też byłam dla Ciebie niezbyt fair.-dodałam bez zawachania się.
-Co to takiego??-zapytał zaciekawiony wskazując kartkę,  którą trzymałam w ręku.
-Co?? Aaa!! To. Nic takiego- uśmiechnęłam się by oczarować mojego wścibskiego partnera moim uśmiechem. Zadziałało.
-Yo Becckett. Castle!! Miło Cię widzieć- przywitał się Esposito.
-Cześć Espo. Jest jakaś sprawa??-spytałam.
-A i owszem jest.- odparł.
,,Już myślałam,  że to koniec mojego dnia w pracy a tu nagle proszę...zawsze mordercy dają o sobie znać w złych momentach. Miałam właśnie wrócić do domu i wybrać strój na dzisiejszą randkę a tu proszę"-pomyślałam po czym zajęłam się sprawą.
Poszłam na miejsce zbrodni. Nachyliłam się przy ofierze i słuchałam co Lanie ma mi do powiedzenia. Po skończonym raporcie lekarki sądowej szukałam śladów. Wiedziałam, że wcześniej zajęli  się tym technicy...ale sama lubiłam wszystko sprawdzać. Znalazłam ślady krwi i odcisk buta. Kiedy się nachyliłam poczułam czyjąś obecność za mną. Chciałam się odwrócić lecz napastnik mnie uderzył. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Obudziłam się w jakimś ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Zapewne w piwnicy. Usłyszałam czyjeś kroki. Po chwili drzwi się otworzyły.
-Witaj Śpiąca królewno.-odezwał się nieznajomy męski głos.
-Kim jesteś?? Dlaczego mnie porwałeś??-spytałam próbując zachować stoicki spokój.
-Słońce.  To proste... Twój chłoptaś zabił mojego kumpla.-wyjaśnił.
-A Ty chcesz się zemścić i zabić mnie??-zapytałam.
-Jesteś śliczna...zobaczymy jak sprawy się potoczą.-odpowiedział.

Rozdział X- ,,Tajemniczy list"

Kiedy Javier poszedł Richard od razu usiadł wygodnie na kanapie i myślał:
-Jak to napisać by Kate nie dowiedziała się, że to ja??- zapytał sam siebie w myślach.
Już wiem!!- dodał po czym wziął w ręce laptopa włączył go i zaczął pisać. To jest genialny pomysł!! Kate nie będzie wiedziała kto jest nadawcą tych wyznań.  Kiedy skończył dochodziła 8 p.m. Wydrukowanie uczuć pisarza zajęło mu chwilę.  Rick po skończonym liście postanowił od razu pójść do swojej ukochanej i zostawił jej wyznanie swojej miłości w witrynie drzwi od jej mieszkania.
                                ********************
Rano. Kiedy się obudziłam od razu poszłam do kuchni. Zaparzyłam wodę na kawę, oraz wsypałam energetyczny napój do swojego ulubionego kubka. Następne pomieszczenie jakie odwiedziłam to była łazienka. Wzięłam zimny lecz przyjemny i pobudzający prysznic, po czym wróciłam do kuchni wypiłam kawę i zjadłam śniadanie. Dochodziła 6 a.m, więc czas do pracy. Ubrałam się założyłam szpilki, które tak bardzo uwielbiał mój partner.
,,Cholera!! Dlaczego ja o nim myślę”- skarciłam się.

Po chwili ,,medytacji” otworzyłam drzwi i zobaczyłam jak coś z nich spada. Była to zwinięta schludnie kartka.
,,Cóż to takiego.”- zdziwiłam się. ,,Zobaczę na komendzie. Tylko by chłopcy się nią nie zainteresowali.??’’- dodałam po chwili przypominając sobie jacy są Kevin i Espo.

Rozdział IX ,,Gorzkie słowa"

Chciałam przestać o tym myśleć. Chciałam wyrzucić Castle’a z głowy, lecz ciągle nie mogłam. Byłam wściekła na samą siebie, że o nim myślę. By zapomnieć o Castle’u, który dręczył moje myśli udałam się do łazienki. Zakorkowałam wannę i napuściłam wodę oraz wsypałam do niej płatki róż. Po 30 minutach byłam w miarę odprężona. Wychodząc z łazienki usłyszałam dzwonek do drzwi. Podświadomość ostrzegała mnie bym ich nie otwierała. Ostrożnie i cicho podeszłam do drzwi sprawdzić kto się do nich dobija. Nie myliłam się. Za drzwiami stał nie kto inny jak mój partner oraz pisarz w jednym.
- Kate otwórz. Unikanie mnie nie ma sensu. I tak wiem, że tam jesteś. Jak otworzysz dam Ci ciasteczka, które tak bardzo lubisz- powiedział stojąc uparcie na korytarzu.
,,Czasem nienawidzę tego, że tak dobrze mnie zna”- pomyślałam i otworzyłam zrezygnowana.
- Castle?? Co tu robisz??- spytałam.
- Przyszedłem do Ciebie bo mój… Kapitan Montgomery powiedział, że wzięłaś sobie urlop i nawet się ze mną nie pożegnałaś- powiedział po czym zrobił minę obrażonego chłopca.
- Jesteś niemożliwy
- stwierdziłam.
-Tak wiem. Mogę wejść??- zapytał.
-No nie wiem, nie wiem… Wchodź.- droczyłam się z nim.
- Jak coś przyniosłem wino i obiecane ciasteczka- stwierdził z radością w głosie.
- Castle… Czy Ty zawsze będziesz ,moim cieniem''??- zapytałam.
- A nie podoba Ci się to??- odpowiedział pytaniem na pytanie szatyn.
-Tak...nie… nie wiem. Bo chodzi o to, że…- niestety nie dane było mi skończyć.
-Wiem o co chodzi!! Kate kiedy Ty przejrzysz na oczy??!! Ja Cię kocham!! Mam już dosyć tego, że ciągle mnie zbywasz. I albo też czujesz do mnie to samo… albo już więcej mnie nie zobaczysz!!-wykrzyczał.
Milczałam. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy.
-Wyjdź- nakazałam. Nie chciałam mu dać tej satysfakcji i rozpłakać się przy nim.
Ku mojemu zdziwieniu Castle wykonał polecenie. Zamknęłam za nim drzwi. Byłam tak tym przybita, że nawet nie doszłam do łóżka. Usiadłam pod drzwiami, schowałam głowę w ręce. Opierając się plecami o drzwi, płakałam. 

Kolejnego dnia poszłam do pracy.
- Hey Beckett, a gdzie Castle??-  zapytał Javier.
- Nie  przyjdzie. Wczoraj między nami doszło do kłótni. Właściwie to on do tego doprowadził-powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Rozumiem. Muszę coś załatwić. Jakby jakaś sprawa… dzwoń- poprosił Espo.
- No przecież nie rozwiążę jej sama- próbowałam się zaśmiać lecz wczorajsze zdarzenia nie dawały mi powodu do radości i szczęścia.

                                     ***************
-Javier?? Co tu robisz??- zdziwił się pisarz.
- Przechodziłem obok i pomyślałem, że wpadnę- zażartował Esposito. A tak poważnie… powiesz mi stary co się wczoraj wydarzyło u Beckett??
-W końcu powiedziałem Kate, że ją kocham… Później milczała.- wyżalił się Rick. 
-Stary… Wiesz co ona przeszła… Spróbuj z nią na spokojnie porozmawiać- doradził pisarzowi Espo.
-Nie wiem czy będziemy umieli rozmawiać na spokojnie ze sobą.- przyznał mój partner.
- To zaproś ją do restauracji… jako cichy wielbiciel tam na pewno się nie uniesie- zaproponował Javi.
- A wiesz, że to dobry pomysł??-zgodził się niebieskooki.  Ale ona zna charakter mojego pisma…- dodał zrezygnowany. 

Rozdział VIII ,,Najgorszy błąd??"






Po złożonych zeznaniach z niedoszłego, nocnego zamachu na moje życie w mieszkaniu zostałam ja Castle, Kevin oraz Javier. Chłopacy poprosili Ricka na stronę.
-Hej stary. Wiem, że to nie jest najlepszy moment na takie pytania… Ale jak to się stało??- zaczął Esposito.
- Zależy o co Wam chodzi.- odpowiedział mój partner.
-Jak to o co?? O Ciebie i Beckett.- wtrącił Ryan.
-Nic się między  nami nie wydarzyło.. Niestety.- stwierdził zasmucony pisarz.
-Rozumiemy.- odparli obaj policjanci.
- Sprawdzę co u Kate. Widzimy się rano.- pożegnał się autor bestsellerów.

                                                                  ***********
Rano udałam się do pracy. Starałam się być twarda.
-,,Jak zwykle.  Jestem Kate i muszę zawsze być twarda”- myślałam w ciszy i spokoju kiedy nagle poczułam ten sam ciepły i troskliwy dotyk Castle’a oraz zapach jego skóry. 
- Wszystko ok.??- zapytał zatroskany szatyn.
- Bywało lepiej- odpowiedziałam zgodnie z prawdą czując, że nie chcę się zwierzać z moich odczuć.
-Kate. Proszę pozwól sobie pomóc. Nie jesteś sama jeśli chodzi o tą sprawę. Masz mnie. Zawsze będę przy Tobie.- przyznał Castle.
-Rick proszę. Nie utrudniaj tego…- rzekłam wychodząc z biura i udając się do szefa.
-Detektyw Beckett. Właśnie chciałem Panią widzieć- rzekł wysoki afroamerykanin.
-Wszystko  w porządku?? Słyszałem o Pani wczorajszym wypadku.- zapytał z troską w głosie.
-Tak wszystko jest dobrze. Chciałabym prosić o kilka dni wolnego.- powiedziałam.
-Dobrze. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. – odparł kapitan Montgomery.
- Dziękuję. Będę pamiętała.- pożegnałam się z kapitanem po czym udałam się do drzwi windy. Nie chciałam, żegnać się z Javierem, Lanie oraz Kevinem, ponieważ w każdej chwili mogłam natknąć się na niego… kiedyś dziecinnego i rozwydrzonego mężczyznę, który zachowywał się jak dzieciak.
,, Dlaczego on to robi?? Dlaczego się zmienił??”- myślałam wracając do domu.
Kiedy weszłam do środka przytulnego mieszkanka poczułam wibracje. Wyjęłam telefon patrząc na wyświetlacz. To był on. Castle. Przez chwilę wahałam się czy odebrać. W końcu anulowałam połączenie. Dobrze wiedziałam co było powodem mojego urlopu. A może raczej powinnam powiedzieć  kto. Dobrze wiedziałam, że potrzebuję samotności bez niego… Bez Castle’a. Obwiniałam się, że zeszłej nocy pozwoliłam mu się tak do siebie zbliżyć… i tego co mu wyznałam 

Rozdział VII ,,Pomoc śmierci"

-Wybacz Castle, ale może innym razem. Jestem zmęczona dzisiejszym dniem. I chyba sam dobrze wiesz dlaczego.- odpowiedziałam.
- Hmmh..skoro jesteś zmęczona... to może zrobię Ci masaż??- nie dawał za wygraną.
-Chcesz mi zrobić masaż?? Zapomnij... Do zobaczenia jutro- pożegnałam pisarza i udałam się do windy.
                                                                

                                                                       **************
Wróciłam do domu. Zamknęłam drzwi, zdjęłam buty i udałam się do łazienki. Przygotowałam sobie kąpiel gdy nagle usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.  Wyszłam. W ręku trzymałam broń i byłam zawinięta w ręcznik.
- Kate mogłabyś odłożyć broń??- poprosił mój partner.
-Castle??!! Jak wszedłeś do mojego mieszkania??!!- syknęłam zdziwiona.
-Mam wsuwki- odrzekł mój rozmówca.
- Okej... To jeszcze zniosę... Ale co tu robisz??- spytałam uspokajając moje nerwy.
-Stwierdziłem, że przyda Ci się towarzystwo... Poza tym ja tak łatwo nie rezygnuje.  Nie mogłem przegapić takiego widoku-dodał mierząc mnie od dołu do góry wzrokiem.
-Castle!!- wrzasnęłam.
-No okkey, okkey...- odpowiedział smutnym, rozpaczliwym głosem.
-Zostań tu!! Jeśli zobaczę, że klamka od drzwi do łazienki rusza się w dół zastrzelę Cię bez chwili wahania.- ostrzegłam po czym wróciłam do przerwanej czynności.
po 15 minutach wyszłam okryta w biały flanelowy szlafrok.
-Wow szybka jesteś.- przyznał.
- No wiesz nie mam żadnej ciekawej książki...- powiedziałam.
-Jeśli chcesz by powstała nowa książka... Musisz mnie najpierw zainspirować- wyznał podnosząc brwi.
- Castle!!  Mowy nie ma... Jesteśmy tylko kolegami..właściwie Ty zawsze za mną podążasz.- odparłam.
- Latam za Tobą jak głupi, ponieważ bardzo Cię lubię.- przyznał.
Po chwili zbliżył się do mnie tak samo jak wcześniej, lecz nadal nie miałam siły by protestować.
-Kate!! Ty jesteś rozpalona!!!! Migiem do łóżka!!- powiedział po czym udał się do kuchni.
Po jakichś 5 minutach wrócił do mojej sypialni. W ręku trzymał szklankę.
- Pij do dna-nakazał.
- Dobrze.- po czym posłuchałam mojego partnera.  Co to jest??- skrzywiłam się.
- Nie narzekaj... Jeśli chcesz być zdrowa musisz to pić.-wymądrzał się. Jest Ci zimno??- spytał z troską.
- Trochę.- odpowiedziałam szczerze.
Kątem oka zobaczyłam jak Rick zdejmuje buty.
- Hej stop!! Co Ty robisz??- zaprotestowałam.
-Chcę Cię ogrzać... - powiedział i położył się na miejscu obok. Objął mnie. Po czym szepnął mi do ucha:
- Brdzo mi na Tobie zależy i nie pozwolę żebyś tu tak marzła.
- M ... mi na Tobie też zależy ...- powiedziałam wtulając się.
Był taki ciepły, że po chwili zasnęłam na jego ramieniu.
                                    

                                                                      **********
Kiedy spałam Rick cały czas na mnie patrzył.
" Na reszcie ściana, którą w sobie zbudowała zaczęła się walić"- pomyślał po czym udał się do łazienki. Kiedy wrócił jego oczom ukazał się  Tonny Marks pochylony nade mną.
-Zostaw ją!!- krzyknął bez namysłu łapiąc moją broń, która leżała na stoliku nocnym obok łóżka. W tym samym czasie Marks przystawił do mnie broń. ,,Arnold Szwarceneger" strzelił trafiając w mojego niedoszłęgo strzelca.
- R... Rick!! Coś Ty zrobił??- spytałam przerażona.
-  Nie miałem innego wyjścia. On by Cię zabił.- powiedział wyjmując telefon.
- Do kogo dzwonisz??- spytałam.
- Do Twojego szefa.- przyznał.
Spojrzałam na martwe ciało Tonniego Marksa po czym spływały mi łzy.
- Kate. Hej spokojnie. Nie płacz.- pocieszał mnie.
-Jak mam nie płakać?? On zadźgał moją matkę...w jakiejś uliczce... Poza tym nigdy się nie dowiem kto mu to zlecił.- powiedziałam. Coraz szybciej moje oczy stawały się mokre.
-Nie płacz proszę- przytulił mnie. Nie lubię jak płaczesz- dodał.
-Myślisz, że to takie łatwe??- spytałam przełykając ślinę.
- Kate spójrz na mnie. Obiecuję Ci, że dowiem się kto to. "chodź jeszcze nie wiem jak"-pomyślał.

Rozdział VI ,,Spotkanie"

-Dzwonił z budki koło tej alejki, w której zabił ofiarę.- poinformował mnie Esposito.
-Dzięki. Pewnie już się ulotnił.- stwierdziłam.
- Idę z Tobą- powiedział Rick.
-Ze mną??- spytałam.
-Tak. Idę z Tobą- powtórzył.
-Gdzie??- zapytałam nie rozumiejąc jego intencji.
- Na ten most o północy. Nie muszę być prawdziwym policjantem by wiedzieć jak to się zakończy.- rzekł. On Cię zabije Kate.
-Castle ma rację.- powiedział szef, który przed chwilą pojawił się w pokoju socjalnym.
-Pan chyba żartuje.-stwierdziłam.
-Nie. Kate musisz mieć obstawę.- powiedział prostując się, a tym samym nadając władczą postawę.
- I dlatego właśnie idę z Tobą.- upierał się pisarz.
- Bez żartów... Ty masz być moją obstawą??- powiedziałam zażenowana.
- Hey!! Wypraszam to sobie.-rzekł robiąc obrażoną minę.
- I co mu zrobisz?? Zastrzelisz go niezłym dowcipem??- spytałam sarkazmując.
- Coś w tym stylu- zażartował. A tak szczerze... potrafię się bić- dodał.
Nie musiałam się długo namyślać.
-To jest zbyt niebezpieczne żebyś mógł ze mną jechać- odpowiedziałam stanowczym tonem
- Wiem, że to jest niebezpieczne. Dlatego właśnie chcę z Tobą jechać. Boję się, że coś Ci się stanie.-rzekł.
-Przestań. Świetnie dam sobie radę. Wystarczy mi broń.- upierałam się.
- Nie mogę pozwolić na to, żebyś się narażała, Kate. Pozwól mu ze sobą jechać- dodał mój przełożony.
- No dobrze. Niech jedzie- odparłam.

************


Zbliżała się wyznaczona godzina byłam zdenerwowana.
- Nie martw się Kate.- szepnął Castle
- Nie martwię się.- odrzekłam. Weź kamizelkę kuloodporną. Może się przydać.-dodałam.
- Dobrze. Ale Ty też musisz ją założyć- wyszeptał
-Mam ją już na sobie-rzekłam. Mam ją pod bluzą- dodałam
-Powinniśmy już jechać- powiedziałam niepewnym głosem.
-Więc jedźmy- odparł
Droga mijała bez większych trudności.
-Siedź tu tak by nikt Cię nie zauważył.  W razie konieczności możesz strzelać.-powiedziałam mu gdy dojeżdżaliśmy.
Zaparkowałam samochód niedaleko wyznaczonego miejsca. Wyszłam z czarnego auta i udałam się na miejsce spotkania.
-Witaj.-powiedział mężczyzna pasujący do opisu podanego przez Castla. Miło,że jesteś szkoda tylko, że nie sama jak Cię prosiłem.- dodał
- O czym Ty mówisz?? jestem sama- grałam na zwłokę.
-Dlaczego zabiłeś moją matkę??-spytałam powstrzymując łzy.
- Dostałem zlecenie.-odparł obojętnym tonem.
-Na Sarę też dostałeś zlecenie??-kontynuowałam nietypowe przesłuchanie.
- Tak. Zabiłbym jeszcze jedną osobę ze środowiska Twojej matki, ale plany uległy zmianie.- odpowiedział.
-Kto jest Twoim zleceniodawcą??- spytałam, z trudem się powstrzymując.
-Nie powiem Ci. Jest grubą szychą, a po za tym go nie znajdziesz.- naigrywał się.
Równie dobrze nawet teraz mogę Cię zabić.-dodał, wyjmując broń i celując  we mnie.
"Nie mogę pozwolić by Kate zginęła"- pomyślał Rick, po czym spojrzał się w moją stronę, zauważając, że grozi mi niebezpieczeństwo, wyszedł z samochodu.
- Nie myślałem, że jesteś na tyle głupia, by brać ze sobą pisarza.-skomentował mój oprawca.
- Sam z nią przyszedłem.- powiedział zdenerwowany Castle.
-Kazałam Ci zostać w aucie!!- zwróciłam się do mojego nieposłusznego partnera.
-Skoro sam tu przyszedłeś zginiesz marnie. Ugotuję dwie pieczenie na jednym ogniu- powiedział zabójca mojej mamy, który złapał Castle'a jako zakładnika. Odsuń się, albo przestrzelę mu wątrobę. Będzie umierał powoli- zagroził mi.
-Dlaczego zabiłeś Johannę Beckett i Sarę Bryan??- zagadał go Rick.
-Serio?? W chwili kiedy masz umrzeć chcesz wiedzieć dlaczego zabiłem??- spytał rozbawiony.
Zabiłem pon...- zdania nie zdążył skończyć, gdyż pisarz wyswobodził się z uścisku Tonniego Marksa, uderzając go. Korzystając z okazji chwilowego szoku skułam Marksa.
- Wszystko w porządku bohaterze??- odezwałam się do nowej odsłony ,,Arnolda Szwarcenegera"

*******
Po schwytaniu mordercy wróciliśmy na posterunek.
- Wspaniała robota- pochwalił nas szef. Twoja też Ricky- dodał.
- Ok. Zbieram się do domu.- rzekłam.
- Hey!! Ja nie żartowałem, gdy mówiłem o naszej wspólnej randce.- powstrzymał mnie już mi tak dobrze znany głos.

Rozdział V ,,Odkryta tajemnica"

Pojechałam na miejsce morderstwa.  To była ta sama uliczka, w której znaleziono mamę. Łzy ciekły mi po policzkach. Nagle usłyszałam ciche kroki.
-Co Ty tu robisz??-ktoś stanął za mną i powiedział cicho.
-Castle!! Ty mnie śledzisz ??!!- odpowiedziałam ze łzami w oczach.
-Tak jechałem za Tobą. Możesz mi zaufać. Chcę Ci tylko pomóc.- powiedział, obejmując  mnie
-Nie. Nie potrzebuję Twojej pomocy. Sama sobie z tym poradzę- powiedziałam wyrywając się.
-Może pójdziemy na kawę.?? -spytał Castle, który pomimo mojego wyrywania się, nadal mnie trzymał.
-No możemy iść.- zgodziłam się trochę się uspokajając.
Poszliśmy do najbliższej kawiarni.
- To powiesz mi co robiłaś w tej uliczce??- nie dawał za wygraną.
-Ona ... Sara zginęła tak jak ... jak moja mama. Przyjaźniły się- opowiedziałam mu moją tragiczną, rodzinną historię  . Znowu łzy pociekły mi po policzkach. A Castle mnie objął.
- Teraz rozumiem. Pomogę Ci znaleźć, tego który to zrobił.- obiecał niebieskooki.
Przez ten czas Rick ciągle mnie przytulał. Ja nadal płakałam. Jakby tego było mało...zaczęłam myśleć, że niepotrzebnie mu to powiedziałam. Jest ostatnią osobą, której chciałabym opowiadać o swoim życiu, a tymczasem siedzę właśnie z nim w kawiarni. I piję kawę jakby nigdy nic, spowiadając się z mojego życia.  Mimo tego nie miałam sił się z nim kłócić. Wszystko przez wylane łzy.  Po wypiciu kofeinowego napoju udaliśmy się do pracy, żeby jeszcze raz wszystko sprawdzić. Niestety nie było żadnych świadków, więc pojechaliśmy do  mieszkania przyjaciółki mamy. Okazało, się że mieszkała niedaleko od miejsca zbrodni. Był tam utrzymany porządek. Widać  było,  że mieszkała sama. Jednak w jej laptopie było coś niepokojącego. Od jakiegoś czasu dostawała maile z pogróżkami. Postanowiliśmy sprawdzić adres IP.Wyjęłam telefon i wybrałam numer Ryana.
- Tu Beckett. Możesz sprawdzić do kogo należy ten adres IP- spytałam podając potrzebne informacje.
-Jasne. Zaraz do Ciebie oddzwonię- odpowiedział Kevin.

********

Po kwadransie usłyszałam, że dzwoni mój telefon.
- Beckett. Znalazłeś coś??- spytałam mając nadzieję na jakieś dobre wiadomości.
- Większość adresów IP pochodzą z kawiarenek internetowych. Ale ostatni e-mail został przekierowany. Połączenie było na Apper East Side 9 Wschodnia.- rzekł mój rozmówca
- Dzięki Ryan. Dobra robota- sprostowałam po czym się rozłączyłam.

********
Akcja i złapanie podejrzanego poszła dość szybko. Nadszedł czas na przesłuchanie.
- Jak się nazywasz??- spytałam.
- Przecież wiesz. Masz moje akta. Pewnie nawet już je czytałaś ślicznotko- odpowiedział.
- Mogę Cię posadzić za narkotyki. A za zabójstwo z okrucieństwem możesz dostać nawet 25 lat. - zaczęłam przedstawienie.
-Zabójstwo?? Kogo zabiłem??- rzekł zdziwiony.
-Ją!!- rzuciłam zdjęcia na biurko by mógł je zobaczyć.
-Nie znam jej.- powiedział.
-Co robiłeś wczoraj??- spytałam.
- Byłem w ,,Issant Hotel's Depart". Możecie to sprawdzić.
-Sprawdzimy. Twoją wersję.- powiedziałam po czym otworzyłam drzwi i wyszłam.
Weszłam do pokoju socjalnego by złagodzić nerwy i napić się kawy.
"Nadal nic nie mamy. Kręcimy się w kółko. Już mam tego dosyć"- pomyślałam po czym dałam upust moim emocjom.
-Kate nie płacz- pocieszał mnie mój partner.
- Wybacz ale my nic nie mamy!! Moja mama nie żyje. Jej przyjaciółka także. A ja...ja nie mogę poskładać tego w całość!!- powiedziałam.
- Kate. Spokojnie. Rozwiążemy tą sprawę słyszysz??- rzekł podchodząc do mnie i obejmując mnie.
- Mógłbyś przestać tak robić??- spytałam smutnym głosem.
-Każda kobieta lubi gdy ją przytulam.-bronił się.
-Kiedy się nauczysz, że nie jestem jak każda inna kobieta??- rzekłam.
-Wracając do sprawy. Zawsze w książkach gdy nie wiem co napisać tworzę parę wersji historii. Może cofnijmy się do początku, który mamy. Dopowiedzmy środek, a koniec  sam się pojawi i zakończymy sprawę oraz umówimy się.
-Castle... Praca w policji to nie Twoja książka. - rzekłam, nie zwracając uwagi na jego propozycję.
W tym samym czasie usłyszałam jak dzwoni mój telefon.
-Beckett- odebrałam.
-Witaj. Jeśli chcesz się dowiedzieć czemu zginęła Twoja matka i jej przyjaciółka przyjdź dzisiaj o północy na most. Masz być sama. W przeciwnym razie...- usłyszałam.
-Kim jesteś??- kupowałam czas. Dając znak by moi partnerzy namierzali numer z jakiego do mnie dzwonił

Rozdział IV ,,Smutna prawda"

Z zamyślenia wyrwał mnie telefon.
-Beckett. Słucham??- odebrałam.
-Mam kilka informacji o NN.- rzekł kobiecy głos.
-Lanie?? Pracujesz w prosektorium??- spytałam zdziwiona.
-Kate?? Jesteś tą nową detektyw?? Jaki ten świat mały- zdziwiła się moja przyjaciółka.
-Zaczekaj. Zaraz będę.- powiedziałam, po czym się rozłączyłam.
- Beckett zapraszam do mnie- powiedział szef gdy tylko wyszłam z sali przesłuchań.
-Tak Ser??- spytałam.
- Miałaś już to szczęście poznać Ricka Castle'a.- zaczął kapitan Chce nam pomóc w śledztwie.- dodał.
- Rozumiem- rzekłam spoglądając na szatyna.
- Gdzie szłaś gdy Cię poprosiłem do siebie??- zapytał mój przełożony.
-Do prosektorium. Lanie coś znalazła.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Na co czekasz?? Masz zadanie do wykonania Rick.- zachęcił pisarza ciemnoskóry.
- Już idę.- rzucił mój upierdliwy ,,partner".Hey!! Zaczekaj. Kate!!- krzyknął za mną.
- Po pierwsze dla Ciebie detektyw Beckett. Po drugie jeśli chcesz mnie dogonić to się pośpiesz.-skarciłam go.
-A po trzecie??-spytał zatrzymując windę i zbliżając się do mnie.
- Hey!! Co Ty robisz??- krzyknęłam, odsuwając się.
-Co Ty taka niedostępna??- spytał.
- Niedostępna??!! Chcesz mnie podrywać w miejscu pracy?? Po za tym nie chcę być jedną z wielu. Mimo wszystko mam uczucia i nie jestem żadną zabawką!!!!- wykrzyczałam.
Rick się odsunął.
"Chyba byłam zbyt ostra"- pomyślałam.
Z mojego zamyślenia wyciągnął mnie dźwięk windy, który oznajmiał, że jesteśmy na miejscu.
Do prosektorium weszliśmy w milczeniu.
-Co masz dla mnie Lanie??-spytałam.
-Została zadźgana nożem. Trzy ukłucia. Ostatni był śmiertelny. Nadal nie wiemy- zaczęła
-To Sara Bryan. Koleżanka mamy- przerwałam przyjaciółce.
-Jesteś tego pewna??- zapytała Lanie.
-Tak. To jest ona- potwierdziłam. Dasz mi chwilę??- zapytałam po czym wyszłam.
-Co jej jest??-zapytał z troską w głosie Rick.
-Richard Castle?? Co Ty tu robisz??- uświadamiając sobie jego obecność.
-Tak to ja. Cóż... Co ja tu robię??Pomagam policji. Lepszy dzień :)- zażartował. A tak poważnie...co jej jest??- dodał z powagą.
- Nie mogę Ci powiedzieć bo poleje się krew. Po za tym to sprawa prywatna, a Kate nie lubi rozgłaszać swojego życia prywatnego.-zbyła celebryta. Przykro mi- rzekła Lanie gdy wróciłam.
- Rozwiążmy tą sprawę i tyle- odpowiedziałam smutnym tonem.


*************

Wychodząc z prosektorium poczułam wibracje.
-Beckett- odebrałam.
-Tu Esposito. Znalazłem naszego podejrzanego.
- To super. W końcu jakaś dobra wiadomość.
- Jadę już z nim na posterunek.
**************
W pokoju przesłuchań. Musiałam przyglądać się z sali konferencyjnej. Obserwowałam podejrzanego przez lustro weneckie.
-Hey. Chcesz kawę??- spytał Rick.
-Nie dziękuję. Jedyne czego chcę  to znaleźć zabójcę koleżanki mamy i końca sprawy. Ale na to się nie zapowiada.- odpowiedziałam.
-Hey. Nie martw się. Będzie dobrze.- pocieszał mnie.
-Nie. Nic nie będzie dobrze. My nic nie mamy. A moja...-przerwałam.
-A Twoja??...-nalegał Castle.
- Nie ważne.- zakończyłam.
-Mam pytanie. Mogę??-spytał
-Od kiedy pytasz o pozwolenie??-zironizowałam.
-Co się stało, że wtedy wyszłaś??
-Castle... Proszę Cię. Nie chcę o tym rozmawiać- powiedziałam zgodnie z prawdą.

W czasie gdy Castle nalegał bym opowiedziała o swojej życiowej tragedii Esposito i Ryan przesłuchali podejrzanego. Jego alibi potwierdziło się. A my znowu nie mieliśmy żadnego śladu.
-Detektyw Beckett pozwoli Pani??- zawołał mnie szef.
-Tak.- odrzekłam wychodząc z biura.
-Idź do domu.- nakazał ciemnoskóry.
-Ale dlaczego??-zapytałam zdziwiona.
-Wiesz dlaczego. Bo ta sprawa ma związek z Tobą.- wyjaśnił. Jak się trzymasz??- dodał.
- Próbuję o tym nie myśleć. Chcę rozwiązać sprawę.-rzekłam.
-Kate. Idź do domu.- martwił się kapitan.

Wsiadając do windy czułam, że wszystkich zawiodłam. Zawiodłam mamę, tatę, Mike'a. Czułam się strasznie. Wróciłam do domu. Usiadłam na kanapie. Otworzyłam raport o śmierci Sary.
Cały wieczór myślałam o tym co się stało. Wtedy właśnie zapragnęłam zemsty. Następnego dnia udałam się do pracy i szukałam w aktach czegoś co mogłam pominąć.  I znalazłam. Na ciele przyjaciółki mamy były odciski palców. Zapewne mordercy. Wiedziałam że muszę go znaleźć, nie dla siebie lecz dla mamy i Sary. 
"Morderca nie może być na wolności. Musi zapłacić za to co zrobił" - pomyślałam.

Rozdział III ,,Propozycja"

Gdzieś w Nowym Yorku w zamożniejszej okolicy.
-Witaj wujku wejdź.- powiedział niebieskooki mężczyzna.
-Jak sobie życzysz Rick.- odparł zaproszony. Nie obudziłem Cię??-dodał.
-Jak tam sprawy na komisariacie??-spytał nie mogąc się powstrzymać. Nie. Nie mogę spać. Próbuję coś napisać i nic mi nie wychodzi- powiedział rozżalony.
-Dobrze. Dziękuję. Mam nowego detektywa.- pochwalił się czarnoskóry.
-To wspaniale Roy- wtrąciła się rudowłosa kobieta.
-Mamo to prywatna rozmowa- powiedział oburzony Castle.
-W porządku. Witaj Martho. Wybaczcie ale muszę już iść. Miło było Was zobaczyć.- pożegnał się Montgomery.
**********
Godzina 6.30. Usłyszałam głośny dzwonek alarmu, który nastawiłam dzień wcześniej by nie spóźnić się już pierwszego dnia. Wyłączyłam go nadal leżąc. Po 5 minutach wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam przyjemnie chłodny prysznic, rozbudzając swoje ciało do działania. Zawinęłam się  w biały bawełniany ręcznik i skierowałam się do kuchni. Przygotowałam kubek, wsypałam do niego kawę i wlałam do elektrycznego czajnika wodę. Po 5 minutach kofeinowy zastrzyk był gotowy. Po wypiciu czarnej cieczy podeszłam do szafy otwierając ją i patrząc na sterty ubrań, zastanawiając się co na siebie założyć. W końcu zdecydowałam się na białą bokserkę i czarne rurki i oczywiście moje ulubione czarne wysokie szpilki. Gdy już się ubrałam przeglądałam się w lustrze. Było idealnie.
,,Ale czy tak powinnam się ubrać do pracy. Powinnam już wyjść"- pomyślałam . Wzięłam torebkę i wyszłam z domu . Nagle straciłam równowagę .
- Fak!! Obcas się złamał- zdenerwowałam się. 
Bez namysłu wróciłam do domu położyłam buty i wzięłam czarne tenisówki. Zamknęłam drzwi i biegiem już ruszyłam w stronę szarego BMW. Wyjechałam na drogę i oczywiście trafiłam na korki.  Stwierdziłam że pojadę objazdem. Opłaciło się.
***********
Po 30 minutach byłam już w pracy. I nagle  go zobaczyłam... Rick Castle.
 "Co on tu robi??  Rozmawiał z moim nowym szefem"-pomyślałam.
Nagle spojrzeli na mnie obaj.  
-Coś się stało??-podeszłam do Pana Roya i spytałam.
-Tak. Pan Castle był w złym miejscu o złym czasie...- zaczął kapitan.
- Widziałem morderstwo.- dokończył pisarz.
- To będzie Twoja pierwsza sprawa-dodał kapitan.
Podekscytowana i nieco zmieszana zaczęłam czytać akta sprawy. Po zapoznaniu się ze sprawą powędrowałam do pokoju przesłuchań gdzie czekał na mnie świadek.
Weszłam do pokoju przesłuchań.
"Nie stresuj się Kate. Zrób to tak jak to robiłaś na szkoleniu ..."- powtarzałam sobie w myślach próbując się uspokoić.
-Jak się nazywasz??-zaczęłam.
-Serio?? Jestem Rick Castle...każdy mnie zna.- odpowiedział trochę zażenowany.
-Wybacz, ale takie jest moje zadanie. Po za tym nie każdy jest Twoim fanem.- odrzekłam spokojnie.
- Taaaa... tylko mi nie mów, że nie jesteś moją fanką.- wyprostował się.
-Właśnie nią nie jestem- skłamałam.
-Może się nią staniesz gdy, po skończonej sprawie umówimy się na drinka.- powiedział z nadzieją w głosie.
-Wątpię. Wracając do sprawy. Co takiego widziałeś??- kontynuowałam nie dając mu fantazjować o wspólnej randce.
- Faceta, który zabił tę kobietę.- odpowiedział krótko.
-Jak na pisarza nie jesteś zbyt rozgadany.- przyznałam.
- Bo mi odmówiłaś. Żadna kobieta mi nie odmówiła- powiedział szczerze.
-Biedactwo jak Ty to przeżyjesz- zironizowałam. Potrafisz go opisać??-dodałam.
-Szczupły, wysoki. Czarne włosy. Koło 30.
-A jakieś szczegóły?? Rysy twarzy??- nalegałam.
- Nie wiem. To działo się tak szybko. Trudno jest być świadkiem. Gdybyście mieli zdjęcia... albo gdybym go zobaczył powiedział bym Ci.- dodał sfrustrowany.
- Ok. Jesteś wolny. Jak by coś Ci się przypomniało zadzwoń- powiedziałam wręczając swoją wizytówkę.
- Mogę też zadzwonić jak będę czuł się samotny??- spytał, po czym zrobił smutny wyraz twarzy.
"Nie odczepisz się ode mnie tak łatwo"- pomyślał Rick. Mam do Ciebie prośbę.- dodał gdy znalazł się w gabinecie swojego wujka.
-Tak Rick??- spytał zaskoczony czarnoskóry.
- Mógłbym być Waszym konsultantem?? Pomógłbym Wam w sprawach.- zaproponował Castle.
-Richard... Ty nie proponujesz tego, tylko dlatego byś mógł udawać policjanta, prawda??- zaśmiał się Roy.
- No przecież mnie znasz... Tak szczerze nie tylko. Ta detektyw... Kate wpadła mi w oko. I lubię ją denerwować- powiedział, uśmiechając się.
-A pod jakim pretekstem masz być tym konsultantem??- kontynuował mężczyzna.
- Hmmmh. W tej Kate coś jest. Dopiero co ją poznałem... a już zainspirowała mnie do napisania nowej książki. Będzie z niej świetny detektyw.-przyznał siostrzeniec.

Rozdział II ,,Szukanie ukojenia"

W dniu pogrzebu wszystko szło nie po mojej myśli.
,,Ludzie są okrutni nie obchodzi ich los zmarłych osób, ani ich rodzin. W takich chwilach myślą tylko o sobie."- pomyślałam. Po pogrzebie mamy poszliśmy z tatą na spacer, po nim wróciliśmy do domu. Wieczorem nie mogłam spać. Padał wtedy deszcz. Wyszłam z domu  w podkoszulce i krótkich spodenkach. Nie zwracałam uwagi na krople zimnego deszczu. Kiedy szłam, myślałam i wspominałam czas spędzony z całą rodziną.
-Nie wierzę, że już jej nigdy nie zobaczę-rzekłam do siebie. Po moich policzkach spadały krople łez i deszczowej wody. Usiadłam na ziemi.
-Dlaczego ona odeszła, zamiast mnie?? Nie chcę już żyć. Straciłam sens życia.
Nagle obok mnie uderzył piorun. Przestraszyłam się i zrozumiałam co takiego przed chwilą powiedziałam. 

 Minął miesiąc. Złożyłam papiery do akademii policyjnej. Tata bardzo mocno przeżył śmierć mamy. Kochał ją. A teraz został sam. Zaczął pić. Kiedy tylko byłam w domu pomagałam mu. Nawet zapisałam go na terapię, na którą zaczął chodzić. Po pewnym czasie tata odstawiał alkohol. A ja nadal uczyłam się wypełniać raporty oraz ukrywałam ból. Mike Royce- mój przełożony uczył mnie jak być gliną. W każdej wolnej chwili poświęcałam się aktom ze sprawy mojej mamy.
-Ty pewnie jesteś Katherine Beckett.- zaczepił mnie pewien czarnoskóry mężczyzna.
-Tak to ja.- odpowiedziałam, przybierając poważny ton głosu.
-Nie powinno Cię tu być.- upomniał mnie.
-Wiem. Ja tylko...-zaczęłam.
-Czytasz akta śmierci Johanny Beckett. Twojej matki. I to nie po raz pierwszy.- przerwał mi. Słuchaj. Wiesz,że mógłbym udzielić Ci nagany, prawda??-dodał.
-Tak proszę Pana.- odpowiedziałam.
-Dam Ci drugą szansę, ale tylko wtedy jeśli postarasz się nauczyć wszystkiego co jest Ci potrzebne.- rzekł zmieniając ton na milszy. I zostaniesz detektywem do spraw zabójstw na 12 Posterunku. Przyda nam się ktoś taki uparty i zaciekły jak Ty- dodał po chwili.

4 miesiące później ukończyłam Akademię Policyjną. Tata wyjechał z Nowego Yorku tłumacząc się, że potrzebuje spokoju. Ale ja wiedziałam, żę próbuje zapomnieć...Stara się zapomnieć  o tym tragicznym wydarzeniu oraz, że boi się o mnie.

-Kattie obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała skarbie- słyszałam zmartwiony i zdenerwowany męski głos po drugiej stronie telefonu.
-Dobrze tato. Obiecuję.-uspokoiłam go. Muszę już kończyć, zadzwonię do Ciebie jutro.-dodałam.
-Dobrze. Pamiętaj. Uważaj na siebie. Straciłem Twoją mamę nie chcę stracić i Ciebie- dodał.
-Tak tato. Wiem.- powiedziałam do słuchawki. Do usłyszenia jutro- dodałam.

Rozdział I ,,Początek"

Wszystko zaczęło się niewinnie. Ukończenie szkoły średniej było dla mnie najszczęśliwszym dniem w życiu. Od zawsze wiedziałam kim zostanę. A raczej od zawsze wiedziała to moja mama. Kobieta, która była dla mnie ideałem, pracowała jako adwokat. Ale nie była takim zwykłym adwokatem. Zawsze szukała prawdy. Nigdy nie oskarżała bez dowodów. Parę dni po zakończeniu szkoły nadszedł najgorszy dzień mojego życia. Ja, mama i tata umówiliśmy się w naszej ulubionej restauracji ,,Sweetest Taboo" na kolację. Mama miała dojść po pracy.  Mieliśmy czekać na nią przed lokalem o 19.30. Dochodziła 20.00 a jej nie było. Tata stwierdził, że coś zatrzymało ją w pracy i weszliśmy do środka. Po zjedzonej kolacji wróciliśmy do domu.
O 21.00 byliśmy na miejscu. Przed naszym domem stał radiowóz policyjny.
-Jim Beckett??- spytał umięśniony ciemno włosy mężczyzna.
-Tak. To ja czy coś się stało??- odpowiedział zdziwiony emerytowany policjant.
-Przykro mi, ale Pańska żona nie żyje.  Została zamordowana na Timesquire w alejce.
-Zam...zamordowana- rzekłam przez łzy.
-Możemy porozmawiać?? Mam do Was parę pytań- wtrącił drugi także masywny policjant.
-Tak proszę.- odrzekł smutnym głosem tata.
-Czym zajmowała się ostatnio żona??- zaczął zbierać informacje szatyn.
- Obserwowała grupę policjantów, którzy porywali przestępców oraz sprawami narkotykowymi. Wszystkie te wydarzenia miały miejsce w tej alejce gdzie ją znaleziono- wtrąciłam ze łzami w oczach. Niech Pan nam wybaczy. Ale potrzebujemy czasu- dodałam.
-Rozumiem.- odrzekł współczującym tonem.
Gdy policjanci opuścili nasze mieszkanie, załamałam się. Mój świat legł w gruzach. Osoba, którą kochałam zginęła. Nawet się nie pożegnała. Gdyby leżała w szpitalu, umierałaby na udar mózgu, przytuliłabym się do niej, rzuciła na szyję i pożegnała... Ale nie. Ona zginęła. Umarła bez pożegnania.
Od tamtego dnia zmieniło się moje nastawienie do życia. Z każdym nadchodzącym dniem analizowałam to zdarzenie. Gdybałam co by było gdyby uparcie dopilnować by mama nie poszła tego dnia do pracy. Od tej pory wiedziałam, że moim powołaniem jest być gliną.