środa, 14 października 2020

Rozdział 3

Gdy tylko skończyłam wyczułam aurę najpotężniejszego z diabłów.  

- Przyszedł po mnie.  - odezwałam się do Ro.
- Gdzie ona jest?!! - zapytał pełen złości John.
- Daj jej spokój.  Nie chce tam wracać- próbowała mu przemówić do rozsądku mama mojej kochanej przyjaciółki, lecz na nic były jej słowa. 
- Radzę Wam ją oddać albo znowu rozpęta się wojna. - zagroził. 
- Dosyć! Jestem. Ale nigdzie z Tobą nie idę. - również odpowiedziałam ojcu groźbą.
-W takim razie idziesz ze mną księżniczko- zabrał głos Austin.
- Mówiłam już Tobie pokrako, że masz mnie puścić?! - po czym wyrwałam się i zniknęłam im z oczu. 

Wróciłam do domu tylko po to by zabrać bransoletkę, która ukryje mnie przed ojcem po czym wybrałam się na Ziemię. Nie chciałam już tam wracać.  O moich planach wiedziała tylko Ro. Początkowo było mi ciężko.  Zniknęłam z dnia na dzień.  Opuściłam Henriego, któremu nawet nie wyznałam swoich uczuć.  To bolało.  I to bardzo.  Jednak z czasem zaczęło być lepiej.  Znalazłam pracę.  Nie do końca byłam dumna ze sposobu w jakim to osiągnęłam.  Użyłam swoich demonicznych mocy, by pracodawca zgodził się mnie przyjąć.  Jednak musiałam coś robić.  I tak oto była księżniczka Piekła została kelnerką.  Nie zarabiałam kokosów.  Jednak starczyło na utrzymanie się.

****
Tymczasem w domu:
Gdy tylko zorientowali się, że znowu mnie nie ma od razu polecieli do jaśniejszej strony Krainy. Mimo zachowania ojca i tego dupka, Anioły pozwoliły im się rozejrzeć. Jak na pewno wiecie nie znaleźli mnie.

-Poproś swoją córkę- rozkazał Lucyfer.
- I tak nic Tobie nie powie. - chroniła moją przyjaciółkę Corinee. 
-Panie Piekieł.- zabrał głos Austin.  Ja się tym zajmę po czym zniknął w pokoju Ro.
-Witaj śliczna Anieliczko- przywitał się z Rose.
-Cześć.  - odpowiedziała.
-Pięknie wyglądasz. Może polatamy? Jest taki piękny wieczór- powiedział po czym zbliżył się do dziewczyny.
-Możemy- odpowiedziała z grzecznością. 

Wylecieli przez okno po czym rzeczywiście latali.

-Jak się masz? Pewnie przykro Tobie z powodu Any?- zaczął.
- Nie. Wreszcie uwolniła się od ojca Tyrana. - odpowiedziała szczerze.
- Nie jest tyranem. Po prostu Anastazja jest jego jedyną dziedziczką.  Widziałaś kiedyś diablicę, która jest dobra? - wyśmiewał mnie.
-Może. Jednak to nie znaczy, że od razu musisz się z nią żenić.  Tak opowiadała mi- rzekła widząc zdziwione spojrzenie chłopaka.
-Jesteś zazdrosna? - spytał gdy odzyskał język w gębie. 
-O Ciebie i Anastazję? Nie. Bo wiem, że Cię nie kocha. - odparła. 
-Kolejna, która mówi o tym nieudaczniku. Dobrze. Zmieńmy temat maleńka. Może polecimy nad jezioro jako na naszą pierwszą randkę? - zaproponował.
-Uważasz, że wydam przyjaciółkę gdy Ty tak perfidnie będziesz ze mną flirtował? Jesteś beznadziejny. Nie protestujesz gdy najgroźniejszy Diabeł świata swata Cię z jego córką. W ogóle nie szanujesz emocji innych! - okrzyczała demona.
-Ro za... zaczekaj. Ja nie chciałem. Mam rozkazy. -tłumaczył się.
- Po co? Uganiasz się za inną.  - wtrąciła, próbując zachować zdrowy rozsądek by wrócić do domu.
-Więc jednak jest zazdrosna.  Czyli coś do mnie czuje- myślał.
-Zaczekaj. Nic nie rozumiesz. Jestem podwładnym samego Szatana. Muszę go słuchać. - wyjaśnił.
-Nawet za cenę swojego serca i uczuć? Nawet gdybym była na  Twoim miejscu nie mogłabym tak żyć. Cześć. - rzuciła ostro.
-Czekaj. - zatrzymał dziewczynę, łapiąc ją za nadgarstek po czym delikatnie złożył pocałunek na jej ustach. Tak... naprawdę to... kocham Ciebie. Ale boję się. Ojciec Anastazji wie o swoich ludziach wszystko. Nie chcę byś miała kłopoty. Dlatego go słucham.- wyznał patrząc w oczy mojej przyjaciółki.
- Więc skończ z tym. Ucieknij jak Ana. Bądź wolny. Masz do tego prawo- rzekła wierząc w słowa chłopaka.
- W takim razie chodź ze mną.  - zaproponował.
- Nie mo...
-Kochanie. Wszystko w porządku?- przerwała im mama Rose.
- Tak. - skłamała. 
- Możesz iść. Dla mnie liczy się Twoje szczęście. - odpowiedziała kobieta.
-A co do Ciebie młody chłopcze... niech tylko się dowiem, że ucierpiała przez Ciebie, a nogi z du...
-Mamo!- zwróciła się w stronę swojej rodzicielki.
-Z tyłka Tobie powyrywam. - ostrzegała Anielica. 
- Tak. Nic nie zrobię Pani pięknej córce. Kocham ją.  - obiecał.

Tak też postanowili zrezygnować ze swoich zdolności i żyć na Ziemi. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłam ich w tej samej szkole, do której uczęszczałam. (W końcu byłam nastolatką, a normalni śmiertelnicy chodzą do takich placówek).

-Ana?- spytała nie pewnie Rose widząc mnie.
-Ro- rzekłam. Po czym spojrzałam tylko na Austina. Co Wy tu robicie?- dodałam po chwili.
-Mama pozwoliła mi odejść. Chciałam towarzyszyć Austinowi w jego na reszcie wolnym życiu. - wyjaśniła.

- Nie może być. Postawiłeś się mojemu ojcu?- spytałam z ironią.
-Dowcipna jesteś. Miałem już dość tego jak mnie traktował- wyjaśnił.
-Wreszcie zmądrzałeś- stwierdziłam. Ale on tak łatwo nie odpuszcza. - dodałam.
-Wciąż Cię szuka. Więc musimy uważać- rzekł.

****
W Piekle:
- Wiesz już coś na temat tej smarkuli naszej córki?- rzekła Hirra. 
- Nie. Ona na pewno jest naszą córką? Jest zupełnie inna niż my.- zastanawiał się Diabeł.
-Na pewno. Cóż. Może z naszej chorej przygody zrodziło się czyste dobro. -rzekła bez emocji.
- Nie ma jej w całym naszym królestwie. U Aniołów też się nie ukrywa. Jedyne wyjście to Ziemia. Ale niestety nie mam tam jak iść. -wyznał.
-Zostaw to mnie. Niby jesteś taki potężny, a jak przyjdzie co do czego to własnej córki nie umiesz znaleźć. - skarciła Władcę Piekła.
- Nie moja wina, że ta smarkula jest taka uparta.  Jeszcze mi się stawia. Chyba za mało w dzieciństwie dostała. - zauważył.
-Zostaw ją.  Czemu nie znajdziesz sobie jakiejś ofiary by spłodzić następcę? Jeżeli wyruszyła do świata ludzi zrzekła się tego kim była.

Rozdział 2

 Po skończonej lekcji mieliśmy wolne. 

-No to opowiadaj co Cię tak zatrzymało. - zagadała moja przyjaciółka. Kochałam Ro.  Przyjaźniłyśmy się od zawsze. Tak Rose jest 100% anielicą z krwi i kości. Jej rodzice są dość wysoko postawionymi Aniołami. Mimo, że jestem... byłam córką ich wrogów bardzo mnie lubią. 

-Henri zabrał mnie do świata ludzi. Tam jest wspaniale- mówiłam podekscytowana.  Mają tam ciepło. Jest dużo drzew. A jakie ładne zapachy rozchodzą się w powietrzu. Nawet jedliśmy jedną potrawę. Bardzo dobra. Następnym razem jak pójdziemy idziesz z nami. I nie chcę słyszeć żadnego ale. -podsumowałam. 

-W porządku. Chociaż nie wiem czy nie będę Wam wtedy przeszkadzała. - rzekła niepewnie. 

-Przeszkadzała? Niby w czym?- spytałam zbita z tropu. 

-No w tych Waszych spotkaniach. W końcu to randki. - wytłumaczyła. 

- To nie randki. Zwykłe przyjacielskie spędzanie czasu.  - wykręcałam się. 

-Jesteś z nim sam na sam. - docinała.  

-Uważaj żebyś Ty nie została z Austinem w takiej sytuacji. -odgryzłam się 

-Coś Ty. Rodzice by mnie chyba zamknęli. Wiesz jakby bywa Aust.- stwierdziła. 


Fakt. Austin jest podwładnym ojca. Lubi pakować się w kłopoty. Poza tym jak dla mojej najlepszej przyjaciółki jest bardzo przystojny. Nic dziwnego, że uległa jego urokowi, prawda? 


-A dzisiaj znowu był w towarzystwie jakichś diablic. - wyznała ze smutkiem. 

-Cóż. Jeśli to miłość sama przyjdzie. Tak już jest- powiedziałam. 

- A może same odwiedzimy Ziemię? - zaproponowała. 

- Wiesz, że masz rację? To chodźmy. 


Tak też zrobiłyśmy. Będąc już na miejscu chciałyśmy zobaczyć ciekawe miejsca. Jednak po chwili obie zostałyśmy wciągnięte przez Lustro Podróży. Naszym oczom ukazał się mój dom. Niestety.


-Anastazja... co my tu robimy? - wystraszyła się Ro. 

- Nie będę zdziwiona jeżeli to sprawka mojego KOCHANEGO tatusia. - odpowiedziałam z sarkazmem. 


Nie myliłam się. Skończyłam wyjaśniać przyjaciółce moje przypuszczenia, a zza rogu wyłonił się Władca Piekła. 


-Gdzie byłaś?- spytał pełen gniewu.

- Nie Twoja sprawa- odburknęłam  omijając go wraz z Rose. Idę odprowadzić przyjaciółkę. - dodałam. 

-Nigdzie nie idziesz. A zwłaszcza do tych białych niewiniątek. Ona sobie poradzi- rzekł łapiąc mnie w pasie. 

-Nic nie szkodzi. Znam drogę- nie chciała sprawiać mi problemów po czym zaczęła wracać. 

-Anastazjo- rzekł ojciec tonem nie znoszącym sprzeciwu. Spójrz na mnie. - poprosił. 

-Wow. Pierwszy raz poprosiłeś. Czym sobie zasłużyłam?- rzekłam z ironią. 

- Nie traktuj mnie tak. Nie rozumiem gdzie popełniłem błąd. Powinnaś być pełna grozy. Zła. Jak ja i Twoja matka. Dlatego wraz z Hirrą wpadliśmy na pomysł. Austin jest moją prawą ręką. Do tego ma sporo za uszami. 

-Do czego zmierzasz? - nie rozumiałam. 

- To on Cię ,,wychowa" gdy zostaniesz jego żoną.  - wyznał. 

-Ż.. żoną? Pogięło Cię?!- krzyknęłam nie dowierzając. Nie kocham go.  Poza tym nie zrobię tego najlepszej przyjaciółce.- sprzeciwiłam się woli ojca. 

-Nic mnie to nie obchodzi. Czy tego chcesz czy nie zostaniesz mu przeznaczona- rozkazał. 

-NIENAWIDZĘ CIĘ!! -wybuchłam uciekając. 


Gdy tak biegłam, zaczęłam płakać. Łzy spływały po moich polikach. Miałam tak mokre oczy, że nie widziałam praktycznie nic, po czym kwestią czasu było iż na kogoś wpadnę. 


-Hej piekielna księżniczko. Co się stało?- usłyszałam dobrze znany mi głos. 

- Daj mi spokój! - wrzasnęłam.  


Lecz on nie słuchając złapał mnie za ramię, zatrzymując. 

-Puść mnie. - rozkazałam.  

- Wybacz ale to nie Ciebie słucham- sprzeciwił mi się Austin.  

- Nie wkurzaj mnie! Zapewne to był Twój pomysł, co? - wypaliłam. 

- Nie. A nawet jeśli to widocznie takie jest nasze przeznaczenie maleńka. - rzekł po czym szelmowsko się uśmiechnął. 

-Nigdy z Tobą nie będę rozumiesz?! Moje serce należy do kogoś innego. A Ty nim nie jesteś- wyznałam pod wpływem emocji. 

- Tak? Niby kogo? Tego durnia co zmarł jako człowiek? Proszę Cię- rzekł z pogardą.  


Nie mogąc już dłużej słuchać tego dupka po prostu się mu wyrwałam i jak poszłam w swój własny kąt. Czekając na najlepszy moment uciekłam. 


-Ana? Co tu robisz?- zdziwiła się Rose. 

-Uciekłam z domu. Nawet nie masz pojęcia co postanowił zrobić mój ojciec. - zaczęłam opowiadać mojej przyjaciółce. 

-Spokojnie. Chodź ze mną. Moi rodzice Cię lubią. Na pewno dadzą Tobie azyl polityczny. - uspokajała mnie i chciała pomóc. 


Kiedy byłyśmy już w pokoju Ro i rozsiadłyśmy się na jej wielkim łóżku kontynuowałam swoją opowieść. 

-Mój ojciec chce mnie zeswatać z Austinem. 

wtorek, 13 października 2020

Rozdział 1

 Witajcie! 

Mam na imię Anastazja. A oto moja historia. Jestem córką diabła Lucyfera i diablicy Herri. 

Jednak nie zachowuję się jak oni. Mam dobre serce co denerwuje ojca. Władca Piekła pokłada we mnie nadzieję na to, że jeszcze się zmienię i będę trzymać wszystkich w ryzach. Lucefer John chcąc poprawić życie w tym miejscu nawet zmanipulował swojego konkurenta, który źle ocenił postępowania wynalazcy. Tak też oto w domu powstała nasza pierwsza klimatyzacja. Mimo, że był utalentowany również anioły jak i większość demonów nie szanowali go. Cóż. W tych światach istnieje reguła hierarchiczna. Brzmi ona tak. Jeżeli nie urodziłeś się światłem bądź mrokiem, a przybyłeś tu jako człowiek po śmierci, jesteś nikim ważnym. Dlatego też sami wybierają kim chcą zostać, poprzez naukę w szkole, swoje czyny, egzaminy itp. Nawet jeżeli uda im się ukończyć przemianę, dalej są traktowani jak obcy. Niesprawiedliwe prawda? Jednak ja, że sama się wychowywałam mam szacunek do wszystkich. Poza tym natura ludzka bardzo mnie ciekawi jednak nigdy nie byłam na ziemi. 

-Henri. Czekaj- poprosiłam anioła, który wcześniej był w takiej sytuacji. 

-Anastazja. Co za niespodzianka. Też chcesz się ze mnie wyśmiewać?!- zaatakował mnie. 

-Co? Nie. Chciałam zapytać jak to jest żyć na ziemi?- zdziwiłam się.

-Ty tak na poważnie?- patrzył na mnie jak na kosmitkę. 

-Wiesz... nigdy nie byłam w świecie ludzi. -przyznałam. 

- To chodź Cię zabiorę. - zaproponował. 

- W porządku. Pewnie nie wszystko jeszcze ogarniasz. Pomyśl o miejscu za jakim tęsknisz i zamknij oczy. - poinstruowałam. 

-A jak Ty chcesz się tam zjawić?- spytał.

-Eeem... No tak tego nie przemyślałam.- wyznałam. 

- Mam pomysł! - powiedział po czym złapał mnie za rękę, skupił się tak jak radziłam oraz zamknął oczy. Spojrzałam na nasze splecione ręce, a moje serce zaczęło szybciej bić. Od kiedy tylko poznałam tego anioła od razu wpadł mi w oko. 

Po chwili pojawiło się specjalne lustro przez które przeszliśmy. Byliśmy już na miejscu. 

Moim oczom ukazało się mnóstwo drzew. Jakieś kolorowe budki z parasolami. Moje nozdrza wypełniły zapachy, które pierwszy raz w swoim życiu czułam. 

- To hot dogi. Idziemy?- zaproponował

-Słucham? - spytałam zaskoczona nazwą jaką wypowiedział.

-Spokojnie. To jest taka bułka, a w środku niej parówka. Do tego możesz wziąć ketchup. - śmiał się. 

-Przestań- poprosiłam. 

-Wiesz co? Jak na córkę tego diabła jesteś w porządku. - wyznał.

- Nie oceniaj książki po okładce. Nie jestem jak oni. - powiedziałam. 

- Wiesz. W ludzkiej szkole na matematyce jest takie przysłowie... dwa minusy dają plus ;) -pocieszał mnie szarmancko się uśmiechając. To jak? Kupujemy hot dogi? - zaproponował. 

-W porządku. Zawsze fajnie spróbować coś nowego. - stwierdziłam.


Bardzo dobrze mijał nam czas w świecie ludzi. Za dobrze. Prawie spóźniliśmy się na zajęcia w szkole ,,Andem". Została tak nazwa na cześć pogodzenia Aniołów z Demonami. Chociaż jak już mówiłam nie zawsze między nami jest ok. 

-Jesteś wreszcie Ana - przywitała mnie Rose.

-Wybacz najlepsza przyjaciółko. Później obiecuję, że się wytłumaczę- powiedziałam wystawiając w jej stronę najmniejszy paluszek. 


Ro spojrzała tylko na mnie i zapieczętowała obietnicę. 

Na zajęciach uczyliśmy się jak odczytywać aurę innych osób. Nauczyciel wybrał Henriego. 


-Odwróć się tyłem do klasy. - poprosił profesor. A Wy się pozamieniajcie - powiedział do nas. 


-Powiedz proszę gdzie stoi Anastazja. 


Chłopak skupił się. Nie było to dla niego zbyt trudne, ponieważ stworzyliśmym między sobą relację. I wtedy też poczuł zapach truskawki i palonego na maksa słońca. 


-Pierwszy rząd, 3 z prawej. - odpowiedział. 

-Dobrze. Możesz wrócić do reszty. -odezwał się mężczyzna. 

Wstęp.

 Witajcie kochani. Przepraszam za tak długą nieobecność. Po prostu w ostatnim czasie muszę pozałatwiać wiele spraw. (Gdyby ode mnie to zależało zrobiłabym to w jeden dzień. Ale niestety nie mogę nic na to poradzić. 


Zapraszam na nowe opowiadanie! 


Czy wszyscy musimy kroczyć drogą jaką wybrali dla nas rodzice? Jeżeli nie to czy zaakceptują to? Pogodzą się z faktem, że mamy własny cel w życiu? A może znienawidzą za brak posłuszeństwa i nie spełnienie ich aspiracji?