środa, 14 października 2020

Rozdział 3

Gdy tylko skończyłam wyczułam aurę najpotężniejszego z diabłów.  

- Przyszedł po mnie.  - odezwałam się do Ro.
- Gdzie ona jest?!! - zapytał pełen złości John.
- Daj jej spokój.  Nie chce tam wracać- próbowała mu przemówić do rozsądku mama mojej kochanej przyjaciółki, lecz na nic były jej słowa. 
- Radzę Wam ją oddać albo znowu rozpęta się wojna. - zagroził. 
- Dosyć! Jestem. Ale nigdzie z Tobą nie idę. - również odpowiedziałam ojcu groźbą.
-W takim razie idziesz ze mną księżniczko- zabrał głos Austin.
- Mówiłam już Tobie pokrako, że masz mnie puścić?! - po czym wyrwałam się i zniknęłam im z oczu. 

Wróciłam do domu tylko po to by zabrać bransoletkę, która ukryje mnie przed ojcem po czym wybrałam się na Ziemię. Nie chciałam już tam wracać.  O moich planach wiedziała tylko Ro. Początkowo było mi ciężko.  Zniknęłam z dnia na dzień.  Opuściłam Henriego, któremu nawet nie wyznałam swoich uczuć.  To bolało.  I to bardzo.  Jednak z czasem zaczęło być lepiej.  Znalazłam pracę.  Nie do końca byłam dumna ze sposobu w jakim to osiągnęłam.  Użyłam swoich demonicznych mocy, by pracodawca zgodził się mnie przyjąć.  Jednak musiałam coś robić.  I tak oto była księżniczka Piekła została kelnerką.  Nie zarabiałam kokosów.  Jednak starczyło na utrzymanie się.

****
Tymczasem w domu:
Gdy tylko zorientowali się, że znowu mnie nie ma od razu polecieli do jaśniejszej strony Krainy. Mimo zachowania ojca i tego dupka, Anioły pozwoliły im się rozejrzeć. Jak na pewno wiecie nie znaleźli mnie.

-Poproś swoją córkę- rozkazał Lucyfer.
- I tak nic Tobie nie powie. - chroniła moją przyjaciółkę Corinee. 
-Panie Piekieł.- zabrał głos Austin.  Ja się tym zajmę po czym zniknął w pokoju Ro.
-Witaj śliczna Anieliczko- przywitał się z Rose.
-Cześć.  - odpowiedziała.
-Pięknie wyglądasz. Może polatamy? Jest taki piękny wieczór- powiedział po czym zbliżył się do dziewczyny.
-Możemy- odpowiedziała z grzecznością. 

Wylecieli przez okno po czym rzeczywiście latali.

-Jak się masz? Pewnie przykro Tobie z powodu Any?- zaczął.
- Nie. Wreszcie uwolniła się od ojca Tyrana. - odpowiedziała szczerze.
- Nie jest tyranem. Po prostu Anastazja jest jego jedyną dziedziczką.  Widziałaś kiedyś diablicę, która jest dobra? - wyśmiewał mnie.
-Może. Jednak to nie znaczy, że od razu musisz się z nią żenić.  Tak opowiadała mi- rzekła widząc zdziwione spojrzenie chłopaka.
-Jesteś zazdrosna? - spytał gdy odzyskał język w gębie. 
-O Ciebie i Anastazję? Nie. Bo wiem, że Cię nie kocha. - odparła. 
-Kolejna, która mówi o tym nieudaczniku. Dobrze. Zmieńmy temat maleńka. Może polecimy nad jezioro jako na naszą pierwszą randkę? - zaproponował.
-Uważasz, że wydam przyjaciółkę gdy Ty tak perfidnie będziesz ze mną flirtował? Jesteś beznadziejny. Nie protestujesz gdy najgroźniejszy Diabeł świata swata Cię z jego córką. W ogóle nie szanujesz emocji innych! - okrzyczała demona.
-Ro za... zaczekaj. Ja nie chciałem. Mam rozkazy. -tłumaczył się.
- Po co? Uganiasz się za inną.  - wtrąciła, próbując zachować zdrowy rozsądek by wrócić do domu.
-Więc jednak jest zazdrosna.  Czyli coś do mnie czuje- myślał.
-Zaczekaj. Nic nie rozumiesz. Jestem podwładnym samego Szatana. Muszę go słuchać. - wyjaśnił.
-Nawet za cenę swojego serca i uczuć? Nawet gdybym była na  Twoim miejscu nie mogłabym tak żyć. Cześć. - rzuciła ostro.
-Czekaj. - zatrzymał dziewczynę, łapiąc ją za nadgarstek po czym delikatnie złożył pocałunek na jej ustach. Tak... naprawdę to... kocham Ciebie. Ale boję się. Ojciec Anastazji wie o swoich ludziach wszystko. Nie chcę byś miała kłopoty. Dlatego go słucham.- wyznał patrząc w oczy mojej przyjaciółki.
- Więc skończ z tym. Ucieknij jak Ana. Bądź wolny. Masz do tego prawo- rzekła wierząc w słowa chłopaka.
- W takim razie chodź ze mną.  - zaproponował.
- Nie mo...
-Kochanie. Wszystko w porządku?- przerwała im mama Rose.
- Tak. - skłamała. 
- Możesz iść. Dla mnie liczy się Twoje szczęście. - odpowiedziała kobieta.
-A co do Ciebie młody chłopcze... niech tylko się dowiem, że ucierpiała przez Ciebie, a nogi z du...
-Mamo!- zwróciła się w stronę swojej rodzicielki.
-Z tyłka Tobie powyrywam. - ostrzegała Anielica. 
- Tak. Nic nie zrobię Pani pięknej córce. Kocham ją.  - obiecał.

Tak też postanowili zrezygnować ze swoich zdolności i żyć na Ziemi. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłam ich w tej samej szkole, do której uczęszczałam. (W końcu byłam nastolatką, a normalni śmiertelnicy chodzą do takich placówek).

-Ana?- spytała nie pewnie Rose widząc mnie.
-Ro- rzekłam. Po czym spojrzałam tylko na Austina. Co Wy tu robicie?- dodałam po chwili.
-Mama pozwoliła mi odejść. Chciałam towarzyszyć Austinowi w jego na reszcie wolnym życiu. - wyjaśniła.

- Nie może być. Postawiłeś się mojemu ojcu?- spytałam z ironią.
-Dowcipna jesteś. Miałem już dość tego jak mnie traktował- wyjaśnił.
-Wreszcie zmądrzałeś- stwierdziłam. Ale on tak łatwo nie odpuszcza. - dodałam.
-Wciąż Cię szuka. Więc musimy uważać- rzekł.

****
W Piekle:
- Wiesz już coś na temat tej smarkuli naszej córki?- rzekła Hirra. 
- Nie. Ona na pewno jest naszą córką? Jest zupełnie inna niż my.- zastanawiał się Diabeł.
-Na pewno. Cóż. Może z naszej chorej przygody zrodziło się czyste dobro. -rzekła bez emocji.
- Nie ma jej w całym naszym królestwie. U Aniołów też się nie ukrywa. Jedyne wyjście to Ziemia. Ale niestety nie mam tam jak iść. -wyznał.
-Zostaw to mnie. Niby jesteś taki potężny, a jak przyjdzie co do czego to własnej córki nie umiesz znaleźć. - skarciła Władcę Piekła.
- Nie moja wina, że ta smarkula jest taka uparta.  Jeszcze mi się stawia. Chyba za mało w dzieciństwie dostała. - zauważył.
-Zostaw ją.  Czemu nie znajdziesz sobie jakiejś ofiary by spłodzić następcę? Jeżeli wyruszyła do świata ludzi zrzekła się tego kim była.

Rozdział 2

 Po skończonej lekcji mieliśmy wolne. 

-No to opowiadaj co Cię tak zatrzymało. - zagadała moja przyjaciółka. Kochałam Ro.  Przyjaźniłyśmy się od zawsze. Tak Rose jest 100% anielicą z krwi i kości. Jej rodzice są dość wysoko postawionymi Aniołami. Mimo, że jestem... byłam córką ich wrogów bardzo mnie lubią. 

-Henri zabrał mnie do świata ludzi. Tam jest wspaniale- mówiłam podekscytowana.  Mają tam ciepło. Jest dużo drzew. A jakie ładne zapachy rozchodzą się w powietrzu. Nawet jedliśmy jedną potrawę. Bardzo dobra. Następnym razem jak pójdziemy idziesz z nami. I nie chcę słyszeć żadnego ale. -podsumowałam. 

-W porządku. Chociaż nie wiem czy nie będę Wam wtedy przeszkadzała. - rzekła niepewnie. 

-Przeszkadzała? Niby w czym?- spytałam zbita z tropu. 

-No w tych Waszych spotkaniach. W końcu to randki. - wytłumaczyła. 

- To nie randki. Zwykłe przyjacielskie spędzanie czasu.  - wykręcałam się. 

-Jesteś z nim sam na sam. - docinała.  

-Uważaj żebyś Ty nie została z Austinem w takiej sytuacji. -odgryzłam się 

-Coś Ty. Rodzice by mnie chyba zamknęli. Wiesz jakby bywa Aust.- stwierdziła. 


Fakt. Austin jest podwładnym ojca. Lubi pakować się w kłopoty. Poza tym jak dla mojej najlepszej przyjaciółki jest bardzo przystojny. Nic dziwnego, że uległa jego urokowi, prawda? 


-A dzisiaj znowu był w towarzystwie jakichś diablic. - wyznała ze smutkiem. 

-Cóż. Jeśli to miłość sama przyjdzie. Tak już jest- powiedziałam. 

- A może same odwiedzimy Ziemię? - zaproponowała. 

- Wiesz, że masz rację? To chodźmy. 


Tak też zrobiłyśmy. Będąc już na miejscu chciałyśmy zobaczyć ciekawe miejsca. Jednak po chwili obie zostałyśmy wciągnięte przez Lustro Podróży. Naszym oczom ukazał się mój dom. Niestety.


-Anastazja... co my tu robimy? - wystraszyła się Ro. 

- Nie będę zdziwiona jeżeli to sprawka mojego KOCHANEGO tatusia. - odpowiedziałam z sarkazmem. 


Nie myliłam się. Skończyłam wyjaśniać przyjaciółce moje przypuszczenia, a zza rogu wyłonił się Władca Piekła. 


-Gdzie byłaś?- spytał pełen gniewu.

- Nie Twoja sprawa- odburknęłam  omijając go wraz z Rose. Idę odprowadzić przyjaciółkę. - dodałam. 

-Nigdzie nie idziesz. A zwłaszcza do tych białych niewiniątek. Ona sobie poradzi- rzekł łapiąc mnie w pasie. 

-Nic nie szkodzi. Znam drogę- nie chciała sprawiać mi problemów po czym zaczęła wracać. 

-Anastazjo- rzekł ojciec tonem nie znoszącym sprzeciwu. Spójrz na mnie. - poprosił. 

-Wow. Pierwszy raz poprosiłeś. Czym sobie zasłużyłam?- rzekłam z ironią. 

- Nie traktuj mnie tak. Nie rozumiem gdzie popełniłem błąd. Powinnaś być pełna grozy. Zła. Jak ja i Twoja matka. Dlatego wraz z Hirrą wpadliśmy na pomysł. Austin jest moją prawą ręką. Do tego ma sporo za uszami. 

-Do czego zmierzasz? - nie rozumiałam. 

- To on Cię ,,wychowa" gdy zostaniesz jego żoną.  - wyznał. 

-Ż.. żoną? Pogięło Cię?!- krzyknęłam nie dowierzając. Nie kocham go.  Poza tym nie zrobię tego najlepszej przyjaciółce.- sprzeciwiłam się woli ojca. 

-Nic mnie to nie obchodzi. Czy tego chcesz czy nie zostaniesz mu przeznaczona- rozkazał. 

-NIENAWIDZĘ CIĘ!! -wybuchłam uciekając. 


Gdy tak biegłam, zaczęłam płakać. Łzy spływały po moich polikach. Miałam tak mokre oczy, że nie widziałam praktycznie nic, po czym kwestią czasu było iż na kogoś wpadnę. 


-Hej piekielna księżniczko. Co się stało?- usłyszałam dobrze znany mi głos. 

- Daj mi spokój! - wrzasnęłam.  


Lecz on nie słuchając złapał mnie za ramię, zatrzymując. 

-Puść mnie. - rozkazałam.  

- Wybacz ale to nie Ciebie słucham- sprzeciwił mi się Austin.  

- Nie wkurzaj mnie! Zapewne to był Twój pomysł, co? - wypaliłam. 

- Nie. A nawet jeśli to widocznie takie jest nasze przeznaczenie maleńka. - rzekł po czym szelmowsko się uśmiechnął. 

-Nigdy z Tobą nie będę rozumiesz?! Moje serce należy do kogoś innego. A Ty nim nie jesteś- wyznałam pod wpływem emocji. 

- Tak? Niby kogo? Tego durnia co zmarł jako człowiek? Proszę Cię- rzekł z pogardą.  


Nie mogąc już dłużej słuchać tego dupka po prostu się mu wyrwałam i jak poszłam w swój własny kąt. Czekając na najlepszy moment uciekłam. 


-Ana? Co tu robisz?- zdziwiła się Rose. 

-Uciekłam z domu. Nawet nie masz pojęcia co postanowił zrobić mój ojciec. - zaczęłam opowiadać mojej przyjaciółce. 

-Spokojnie. Chodź ze mną. Moi rodzice Cię lubią. Na pewno dadzą Tobie azyl polityczny. - uspokajała mnie i chciała pomóc. 


Kiedy byłyśmy już w pokoju Ro i rozsiadłyśmy się na jej wielkim łóżku kontynuowałam swoją opowieść. 

-Mój ojciec chce mnie zeswatać z Austinem. 

wtorek, 13 października 2020

Rozdział 1

 Witajcie! 

Mam na imię Anastazja. A oto moja historia. Jestem córką diabła Lucyfera i diablicy Herri. 

Jednak nie zachowuję się jak oni. Mam dobre serce co denerwuje ojca. Władca Piekła pokłada we mnie nadzieję na to, że jeszcze się zmienię i będę trzymać wszystkich w ryzach. Lucefer John chcąc poprawić życie w tym miejscu nawet zmanipulował swojego konkurenta, który źle ocenił postępowania wynalazcy. Tak też oto w domu powstała nasza pierwsza klimatyzacja. Mimo, że był utalentowany również anioły jak i większość demonów nie szanowali go. Cóż. W tych światach istnieje reguła hierarchiczna. Brzmi ona tak. Jeżeli nie urodziłeś się światłem bądź mrokiem, a przybyłeś tu jako człowiek po śmierci, jesteś nikim ważnym. Dlatego też sami wybierają kim chcą zostać, poprzez naukę w szkole, swoje czyny, egzaminy itp. Nawet jeżeli uda im się ukończyć przemianę, dalej są traktowani jak obcy. Niesprawiedliwe prawda? Jednak ja, że sama się wychowywałam mam szacunek do wszystkich. Poza tym natura ludzka bardzo mnie ciekawi jednak nigdy nie byłam na ziemi. 

-Henri. Czekaj- poprosiłam anioła, który wcześniej był w takiej sytuacji. 

-Anastazja. Co za niespodzianka. Też chcesz się ze mnie wyśmiewać?!- zaatakował mnie. 

-Co? Nie. Chciałam zapytać jak to jest żyć na ziemi?- zdziwiłam się.

-Ty tak na poważnie?- patrzył na mnie jak na kosmitkę. 

-Wiesz... nigdy nie byłam w świecie ludzi. -przyznałam. 

- To chodź Cię zabiorę. - zaproponował. 

- W porządku. Pewnie nie wszystko jeszcze ogarniasz. Pomyśl o miejscu za jakim tęsknisz i zamknij oczy. - poinstruowałam. 

-A jak Ty chcesz się tam zjawić?- spytał.

-Eeem... No tak tego nie przemyślałam.- wyznałam. 

- Mam pomysł! - powiedział po czym złapał mnie za rękę, skupił się tak jak radziłam oraz zamknął oczy. Spojrzałam na nasze splecione ręce, a moje serce zaczęło szybciej bić. Od kiedy tylko poznałam tego anioła od razu wpadł mi w oko. 

Po chwili pojawiło się specjalne lustro przez które przeszliśmy. Byliśmy już na miejscu. 

Moim oczom ukazało się mnóstwo drzew. Jakieś kolorowe budki z parasolami. Moje nozdrza wypełniły zapachy, które pierwszy raz w swoim życiu czułam. 

- To hot dogi. Idziemy?- zaproponował

-Słucham? - spytałam zaskoczona nazwą jaką wypowiedział.

-Spokojnie. To jest taka bułka, a w środku niej parówka. Do tego możesz wziąć ketchup. - śmiał się. 

-Przestań- poprosiłam. 

-Wiesz co? Jak na córkę tego diabła jesteś w porządku. - wyznał.

- Nie oceniaj książki po okładce. Nie jestem jak oni. - powiedziałam. 

- Wiesz. W ludzkiej szkole na matematyce jest takie przysłowie... dwa minusy dają plus ;) -pocieszał mnie szarmancko się uśmiechając. To jak? Kupujemy hot dogi? - zaproponował. 

-W porządku. Zawsze fajnie spróbować coś nowego. - stwierdziłam.


Bardzo dobrze mijał nam czas w świecie ludzi. Za dobrze. Prawie spóźniliśmy się na zajęcia w szkole ,,Andem". Została tak nazwa na cześć pogodzenia Aniołów z Demonami. Chociaż jak już mówiłam nie zawsze między nami jest ok. 

-Jesteś wreszcie Ana - przywitała mnie Rose.

-Wybacz najlepsza przyjaciółko. Później obiecuję, że się wytłumaczę- powiedziałam wystawiając w jej stronę najmniejszy paluszek. 


Ro spojrzała tylko na mnie i zapieczętowała obietnicę. 

Na zajęciach uczyliśmy się jak odczytywać aurę innych osób. Nauczyciel wybrał Henriego. 


-Odwróć się tyłem do klasy. - poprosił profesor. A Wy się pozamieniajcie - powiedział do nas. 


-Powiedz proszę gdzie stoi Anastazja. 


Chłopak skupił się. Nie było to dla niego zbyt trudne, ponieważ stworzyliśmym między sobą relację. I wtedy też poczuł zapach truskawki i palonego na maksa słońca. 


-Pierwszy rząd, 3 z prawej. - odpowiedział. 

-Dobrze. Możesz wrócić do reszty. -odezwał się mężczyzna. 

Wstęp.

 Witajcie kochani. Przepraszam za tak długą nieobecność. Po prostu w ostatnim czasie muszę pozałatwiać wiele spraw. (Gdyby ode mnie to zależało zrobiłabym to w jeden dzień. Ale niestety nie mogę nic na to poradzić. 


Zapraszam na nowe opowiadanie! 


Czy wszyscy musimy kroczyć drogą jaką wybrali dla nas rodzice? Jeżeli nie to czy zaakceptują to? Pogodzą się z faktem, że mamy własny cel w życiu? A może znienawidzą za brak posłuszeństwa i nie spełnienie ich aspiracji? 

niedziela, 27 września 2020

Epilog + Niepsodzianka

 Trey po miłym wieczorze wrócił do Wampi świata oraz przyszedł przygotować pokaz do kolejnego spotkania z nowymi wampirami.  Tam też usłyszał o planach Tradycyjnych Wampirów. Rozmawiali o przeprowadzeniu ataku na ludziach. Mają też być bezwzględni. Mówiąc inaczej każdego człowieka, którego napotkają muszą ugryźć. Kiedy ich narady się zakończyły wszyscy opuścili salę. Nauczyciel pędem biegł do domu. 

- Nie uwierzysz co wymyślił ten Dreyk.  Chce poprowadzić Wampiciamajdy do ataku na ludzi. - rzekł. 

-Trzeba ich powstrzymać. - powiedział. 

-Tylko jak? - spytał. 

- Mam jeden taki jeden numer. Ale muszę być ostrożny. -wyznał aptekarz po czym wyciągnął telefon. 

Wstukał odpowiedni numer i nacisnął na zieloną słuchawkę. W tym samym czasie Trey poszedł szukać Liliany. Kiedy znalazł dziewczynę opowiedział jej całą historię. 

- Nie martw się. Powstrzymamy ich. I nikogo nie ugryzą.  - przyrzekła. 

-Ale ich jest tysiące.-  rzekł .

-Damy radę. Poinformuję Lucię.  A Ty może sprowadź inne posiłki. Nie wiem... Waszych kumpli. Im nas więcej tym lepiej- zarządziła Lil. 


****

W tym samym czasie u Taylera.  

-Dzień dobry. Czy rozmawiam z Panną Van Helsing? 

-Przy telefonie. - powiedziała Łowczyni Wampirów. 

-Jutro do świata ludzi przybędą wampiry. Będą gryźć bez opamiętania. - zdradził plan Wampi tradycjonalistów. 

-Połowa przed akcją.  Reszta po niej- rzekła Melinda. 


**** 

Liliana po otrzymanej wiadomości wyszła z chwilowego miejsca zamieszkania, zamykając je i od razu popędziła ku wyjściu do świata śmiertelnych. Wróciła do domu. 


-Posłuchajcie.  Jutro nie wychodźcie z domu dopóki wszystko się nie uciszy.  -ostrzegła rodzinę. 

-Ale co ma się uciszyć?- spytał Johnny.

-Jutro na ulicę wyjdą wampiry. Będą gryzły kogo tylko napotkają.  - wtrąciła Lucia. 

-Więc już wiesz. To dobrze- zabrała głos Lil. 

-Wróciłaś? - ucieszyła się Lu. 

-Tylko na wojnę z tymi półgłówkami. Później wracam na dół. - odpowiedziała.

- Jak tam jest? - pytali najbliżsi. 

-W sumie tak jak tu. Tylko trochę ciemnej. Są knajpki,  bary,  sklepy, gabinety kosmetyczne, salony fryzjerskie. I dużo, dużo innych - wymieniały obie siostry. 


****Rano. 


-Myślałam, że dacie innym pospać. - odezwała się Liliana. 

-Co to za jedna? - rzekł Dreyk.  

-Podejdźcie bliżej, a się przekonacie. - uśmiechnęła się. 

Przeciwnicy nie wzięli dziewczyn za trudne przeciwniczki. Dlatego też przepłacili to życiem. 

-No proszę. Wampirzyce robią za mnie robotę- rzekła Melinda van Helsing. 

-Chcesz możemy połączyć siły.- zaproponowała Lil.

-Dzięki. Ale widzisz... Nie współpracuję z wampirami. -odpowiedziała chłodno atakując Lilianę.  

-Pięknie. Niedosyć, że wredna, zimna suka mnie atakuje to jeszcze mam zgraję wampirów na karku. - powiedziała. 

-Ej Ty! - krzyknęła Luc. 

- Ja? -odwróciła się Łowczyni. 

- Tak Ty. - potwierdziła po czym zdzieliła kobietę swoją tarczą.  

Liliana związała Pannę Helsing. Po czym obie oczyszczały tak dobrze znane im ulice LA. 

- To już wszyscy. Oooo.  Kogo ja widzę. Spóźniliście się. - rzekła Lil. 

- Nie czas na kłótnie. Musimy coś zrobić z tą wariatką .  - stwierdziła Lu.  

-Jaką wariatką?- zapytał Trey. 

-Taką która rzuciła się na mnie- sprecyzowała  Liliana. 

-Tay.  Wezwałeś Mel? Naprawdę?! Oszalałeś?!!-karcił brata. 

-Sorry. Ale wiesz przecież, że nic nam nie zrobi. -stwierdził Taylor. 

-Nam nie. Ale im tak. Dobra. Ukryjcie się, a my dokończymy.  - poprosił Trey. 

 

Tak też zrobili. A, że bracia byli synami Hrabiego Draculi to nauczyli się kilku sztuczek więcej niż przeciętny wampir, który posiada jedną moc. Wyczyścili wciąż związanej kobiecie pamięć, rozwiązali ją i odeszli. 

-Ach ta Lili.  Nie zostawiła nam żadnego Wampi głupka.  Chociaż mogę się przygotować do randki. - myślał. 

Po czym wyszedł z domu. Kupił sztuczne kwiaty (bo prawdziwe więdną gdy dotknie ich wampir), pudełko Wampi czekoladek i ruszył w stronę zakładu pracy Wampirzycy, która nie dawała spokoju jego myślom i sercu. 

-Znowu Ty? Czego chcesz? - spytała zniechęcona.  

-Proszę to dla Ciebie. Ale najpierw zamienię kilka słów z Twoim szefem. Pardon- odważył się. 

Po rozmowie wrócił wraz z właścicielem salonu fryzjerskiego, który oznajmił, że Lil ma wolne. 

-Używasz pamięć to już wiem. Może jeszcze hipnotyzujesz?- wypaliła. 

-Chciałbym. Tak to już byś była moją dziewczyną. Cóż mogę spróbować. - odpowiedział rozbawiony. 

- Uprzedzam, że nie będzie to łatwe. - spojrzała wprost na wampira. 

-Zaryzykuję- powiedział uśmiechając się.  Dasz się zaprosić na kolację? - spytał po chwili. 

-Jeżeli nie będziesz mnie całował jak ostatnio to tak.- rzekła. 

-Dobra. Usta będę trzymał przy sobie. Ale uprzedzam, że dama zaczniesz ich pragnąć. - powiedział pewny swego. 

-Wiesz... już ich pragnę- podpuszczała Tay'a.  

-Naprawdę? - nie dowierzał. 

-Nie. - powiedziała szczerze.  

-Słuchaj. Skoro podjęłaś decyzję by przenieść się tutaj... może zamieszkałabyś z nami? Będziesz miała blisko do pracy. - spytał.

-Wiesz... Mam bardzo blisko do pracy. W końcu mieszkam na zapleczu- zastanawiała się

Pół roku później obie wampirzyce zamieszkały na stałe w Wampi świecie. Wciąż odwiedzały rodzinę.  Swoim rodzicom przedstawiły Taylora i Treya. Oczywiście nie obeszło się bez męskich rozmów.  Johnny i Ronald znaleźli sobie dziewczyny. Po roku wyprowadzili się na studia. Założyli rodziny. Co do dziewczyn minęły 2 lata od bitwy z tradycyjnymi wampirami.  Lucia i Liliana były już mężatkami i spodziewały się dzieci. Taylor i Trey dbali o swoje piękne żony oraz dzieci. Kilka dni przed porodem pary postanowiły zamieszkać w świecie śmiertelnych. Nadszedł czas narodzin.  Obie wampirzyce urodziny bliźnięta. Dzieci chowały się bardzo dobrze. Wieczne nastolatki nie chciały im zabierać wszystkich przyjemności, które mieli śmiertelnicy. Co do samych świeżo upieczonych rodziców żyli wiecznie i szczęśliwie. 

Koniec



Wiem, że co jakiś czas dedykowałam komuś rozdziały.  Ale koniec końców wypadałoby podziękować wszystkim. 

Dziękuję:

1. Wam moi drodzy czytelnicy Ci ujawni i Ci potajemni. 

2. Tobie fanko numer 1 za cierpliwość,  wierność, że dawałaś mi motywację i zawsze pomagałaś.  

3. Przyjacielowi T za doradzanie w sprawach pisania, motywowanie do dalszej pracy i przede wszystkim za wsparcie.

4. Przyjacielowi N za pomoc w ciężkich chwilach, wkład w pisanie I wielkie wsparcie. 

Rozdział 29

-Zaczekaj.  Eeeeh. Chyba ją wystraszyłem.  No nic. Następnym razem z nią porozmawiam.  - obiecał po czym wrócił prosto do domu. 
- Miałeś rację.  Śliczne te bliźniaczki.  Ale doszedłem do wniosku, że się nas boją.  Lucia uciekła gdy tylko połączyła fakty z naszym nazwiskiem. 
-Miałeś na nie uważać i trzymać się od nich z daleka!- podniósł głos. 
-Daj spokój. Nie wyglądają na niebezpieczne. - stwierdził. 
-Lucia może nie jest. Ale Liliana tak. Chociaż jakby tak dłużej o tym pomyśleć... mówiła coś złego na naszego ojca. Że je porwał. I magazynował krew Lili. Jeżeli to prawda chociaż nie do końca w to wierzę... To powinny tu być worki z jej krwią. Trochę czasu z nią spędziłem i zdążyłem poznać jej zapach. - powiedział. Więc szukajmy- dodał. 

Zaczęli przeszukiwać dom.  Zajrzeli we wszystkie kąty. 
-I nic. Więc kłamała. - stwierdził aptekarz. 
- No nie wiem. Słyszałem różne plotki o ojcu i tym jak traktował naszą mamę.  Podobnież był bawidamkiem i zdradzał ją na lewo i prawo. Biedna mama. - rzekł. Dlatego uważam, że obraz naszej rodziny do tego szczęśliwej może coś ukrywać. - wyciągnął wnioski. 
- Nie zaszkodzi sprawdzić. - przyznał po czym wziął nóż i rozciął obraz.  W środku było to czego szukali. Multum worków z krwią. 
Taylor otworzył jeden z nich i zaczął pochłaniać zapach zawartości znaleziska. 
-Cholera! Wszystko się zgadza. Nie znaliśmy własnego ojca. Zginął bo chciał je skrzywdzić. Jeszcze bez ich zgody... je zmienił. A ja chciałem... - dopadły go wyrzuty sumienia. Muszę znaleźć Lilianę i ją przeprosić. -dodał. 
-Idę z Tobą. 
I poszli. 

Nieświadoma spotkania z wampi braćmi, Lil przechadzała się po okolicy. Myślała o tym by tu zostać na dłużej. Dlatego też wchodziła do każdego zakładu pytając o pracę. Nie miała jednak doświadczenia.  Przecież dopiero co stała się wampirzycą, nawet nie skończyła szkoły. Dopiero w salonie fryzjerskim dopisało jej szczęście. Zaczęła od razu. Wtem do zakładu przyszła Lucia. 
-Tu jesteś. Liliano. Przepraszam. Ja nie chcę się z Tobą kłócić, ale nie umiałam inaczej. Wiesz przecież, że zawsze mogłam liczyć na rodziców. - żałowała Luc. 
-W porządku. Wybaczam. Ale nie chcę wrócić do domu. Zacznę życie tutaj. W Wampi świecie. - wyznała. A teraz przepraszam mam klienta. - dodała słysząc dźwięk informujący o nowoprzybyłym. 
-Wiedziałem. Twój zapach jest intensywny. I nie da się go pomylić - powiedział Taylor. 
- Och. Przyszedłeś do obcięcia?- spytała. 
- Nie do Ciebie. Możemy wyjść i porozmawiać? -poprosił. 
- Nie. Muszę pracować. - odmówiła. 
- Przecież nikogo nie ma. - rozejrzał się po salonie. 

Korzystając z okazji iż Liliana miała rękawiczki objął ją w pasie i kierował się mu wyjściu. 
- Puść mnie dupku! - zaczęła się wyrywać. 
-Uspokój się albo będę musiał użyć siły. - ostrzegł. 
- Jak ostatnio? - spytała wkurzona. 

Lucia widząc całe zajście wyszła. Gdy tylko Tay postawił wampirzycę na podłożu, Lu stanęła między nimi. W tej także chwili uaktywniła się jej moc. Znała swoją siostrę. Mimo, że Lil udawała twardą Luc wiedziała, że nie ufa Tayowi. Dlatego gdy wyczuła zagrożenie zadziałał instynkt i wampirza moc. Mimo, że Taylor nie zaatakował I tak dostał z tarczy ochronnej drugiej wampirzycy. 

-Lepiej trzymaj się od niej z daleka, zrozumiałeś?- podchodziła bliżej braci, sprawiając im tym samym niezłe lanie. 
-Dobra. Przestań. Chciałem z nią tylko pogadać. - przyznał. 
-Kiedy ja nic nie robię. - powiedziala oburzona. 
-Poczułaś zagrożenie i aktywowałaś swoją moc. - wyjaśnił. 
-Naprawdę? Mam moc? - spytała. 
- Tak. I to też wcale niezbyt bezpieczną- rzekł Trey. 

Lucia uspokajając się zostawiła swoją siostrę sam na sam z Taylorem.
- Hej. Zaczekaj. -pobiegł za nią Wampi nauczyciel. 
-J...ja chciałem Cię przeprosić. Kiedy mój brat wrócił i powiedział,  że Lucy wystraszyła się gdy usłyszała, że Trey ma na nazwisko Dracula  coś mnie tchnęło i zaczęliśmy szukać Twojej krwi. Miałaś rację.  Nie znałem swojego ojca. Ile musiałaś przez niego wycierpieć.  Przepraszam za to, że chciałem Cię... 
-Zabić? Spoko .  Nie byłeś pierwszy- przerwała aptekarzowi. 
-Że co? - spytał. 
-Nic. Jeśli to wszystko pozwól,  że wrócę do pracy.-  rzekła. 
- Nie. To jeszcze nie wszystko. - nie pozwolił odejść wampirzycy. 

Zrobił krok w jej stronę. Objął w pasie patrząc prosto w jej oczy. 
-Jesteś śliczn...- zaczął. 
-Wiesz co. Daruj sobie i idź już. A wcześniej puść mnie. - zażądała. 
-Boisz się mnie? - spytał. 
-Chciałbyś. - warknęła. 
- To o co chodzi? Zaraz się dowiemy. - powiedział po czym delikatnie zatopił swoje kły jej szyi. 
- To niedorzeczne. Jesteś wampirzycą! Poza tym on nie żyje.- śmiał się.  
- Jak śmiesz mnie gryźć do tego patrzeć co mną kieruje?!- krzyknęła.  
-Jeśli czegoś pragnę to dostaję. - wyszeptał prosto do jej ucha. 
-Dupek! - wyswobodziła się z jego uścisku i weszła do swojej pracy,zostawiając to zupełnie samego. 
-Jest świetna. I ten charakterek- myślał. 


**** 
W tym samym czasie u Lucii:

-Opowiesz coś o sobie? - zagadał Trey.
-Co chciałbyś wiedzieć? 
-Najlepiej wszystko. Ale wcześniej chodźmy na kolację. Strasznie zgłodniałem. A znam świetną Wampi knajpę- zapraszał.  
-W porządku, zgadzam się. Jestem Lucia. Urodziłam się w Hiszpanii tak samo jak reszta mojego można powiedzieć rodzeństwa.  Do tego 
przerwaliśmy wesele rodziców. Chyba tyle. - wyznała. 
-Można powiedzieć? - dopytywał.  
-Po prostu moi rodzice i Liliany to bliźnięta.  Dlatego wyglądamy identycznie.  
-Wybacz, że pytam. W Twoich cudnych szafirowych oczach widzę smutek. Co się stało? - spytał. 
-Eeehm... Wasz ojciec. Popsuł nam biwak. I zabił chłopaków, których kochałyśmy. - odpowiedziała powstrzymując płacz.
-Przykro mi. Ale przecież nie możecie być przez wieczność same.  Tym bardziej ze śmiertelnikiem.  Jesteś śliczna i... wpadłaś mi w oko, nie będę kłamał.- przyznał po czym przytulił smutną Lu.  

Jeszcze długo rozmawiali. Po kolacji poszli na spacer po czym jak dżentelmena przystało odprowadził Lucię pod same drzwi. Na dobranoc pocałował wampirzycę w czoło.  


****
 Zajrzyjmy do Liliany:

Po ostatnim kliencie zamknęła zakład. Jej pracodawca pozwolił by została dopóki nie znajdzie lokum. Usiadła na miękkiej sofie. Wyjęła z kieszeni telefon. Wpatrywała się w zdjęcie, na którym była z Dannym.  
-Nawet nie wiesz jak tęsknię za Tobą. - powiedziala po czym zaczęła płakać. Chwilę tą przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Odebrała I zaraz zmaterializował się przed nią nie kto inny jak Taylor. 
-Witaj piękna. - przywitał się.
-Idź sobie. Nie mam ochoty na kłótnie z Tobą- grzecznie poprosiła.  
-Oj moja Lili, Lili. Kiedy Ty o nim zapomnisz? - spytał patrząc na telefon dziewczyny. 
- Nie jestem Twoja. Poza tym mam na imię Liliana. - poprawiła wampira. 
-Uwielbiam jak się na mnie złościsz. - przytulił obiekt swoich westchnień od tytuł po czym zaczął całować ją po szyi. 
-Przestań. Moje serce jest zajęte. - broniła się przed dalszą czułością że strony Tay'a.  
-Daj spokój. On NIE żyje, a ja jestem obok. - stwierdził czym tylko doprowadził fryzjerkę do płaczu. - P... Przepraszam. Nie chciałem Tobie sprawić przykrości- przeprosił.  Po prostu spodobałaś mi się już od samego początku.  Ale później gdy wyszła cała ta sytuacja z naszym ojcem... musiałem się opamiętać. Chyba rozumiesz, prawda?- spytał.
- Tak. Ale proszę. Uszanuj to co czuję.  - spojrzała mu prosto w oczy. 

Ten jednak nie mógł się powstrzymać i pocałował Lil.  
Zaczęła się szarpać. Rękoma uderzała w jego tors. A gdy wreszcie udało się jej wyrwać, uderzyła Taylora z liścia.  
-Wynoś się!! - wyrzuciła wampira zamykając za nim drzwi. Następnie osunęła się na podłogę. Mimo tego co czuła,  nie potrafiła zapomnieć o tym namiętnym pocałunku. Nie. Dosyć Lil.  Weź się w garść.  Nie może Ci się podobać . To syn Twojego wroga . - mówiła dotykając ręką swoich ust. - dodała bijąc się z myślami. 

sobota, 26 września 2020

Rozdział 28

Dedykuję ten rozdział mojej fance nr. 1. Bez Ciebie nie powstałby ten rozdział. 

Dziękuję!! ❤❤❤❤


W Wampi świecie:
-Cześć Bro.- przywitał się Trey. 
-Witaj. Mam dla Ciebie nowiny. Kto wie może nawet odmienią nasze życie. Wyobraź sobie, że poznałem dwie nowiutkougryzione wampirzyce. Do tego wyglądają identycznie. Są śliczne. -opowiadał aptekarz. 
- To co my tu jeszcze robimy stary?- spytał. 
- No ja pracuję.  Poza tym już się z nimi widziałem. Uważam też, że coś w ich życiu uległo zmianie. W sumie nie każdy z dnia na dzień staje się wampirem. - rozmyślał na głos. 
- To nie fair. Zawsze musisz pierwszy poznawać ciekawe osobistości- zazdrościł bratu Trey. 

**** 
Tymczasem na górze. 
Służąca rodziny królewskiej przygotowywała wraz z Allison ostatnie pożegnanie dla swoich synów. W domu panowała smętna atmosfera. Wszyscy udali się do Kościoła. Liliana i Lucia przeżywały to najbardziej. Biły się z myślami. Co miały powiedzieć? Bardzo nam przykro ale na biwaku w nocy zaatakował nas Hrabia Dracula. Wyssał z Oliviera i Danniego całą krew a nas zmienił w wampirzyce? Nie! Po 1 dlatego, że nikt by nie uwierzył i zabrali nas  do szpitala psychiatrycznego. A po drugie nie możemy powiedzieć, że nasze życie totalnie uległo zmianie o 360°. 
Jedyne co wtedy mogły robić to po prostu płakać. Nie. Nawet tego nie mogły bo przecież jak płakały to nie leciały im łzy. 
Po mszy nadszedł czas na pochowanie zmarłych rodzina wspierała swoją kochaną gosposię. 
-Dlaczego to się stało? Miałam tyle planów co do nas. Dopiero co otworzyłam oczy, a tak szybko Cię straciłam- myślały obie. 
Po całej ceremonii wieczne nastolatki tak jak i mama zmarłych nie chciały odejść od grobu. Luke i Landon przekonali w końcu kobiety by wrócić do domu.

****
Tydzień później. Mieszkańcy co prawda wciąż byli smutni, jednak próbowali wrócić do normalności. Po szkole Johnny, Liliana, Lucia i Ronald wrócili ze szkoły. Trafili prosto na obiad. Dziewczęta z wiadomych względów nie tknęły jedzenia. 
-Skarbie. Proszę. Zjedz. Nie możesz się głodzić.- prosiła zmartwiona Allison. 
-Lucio.  Proszę Cię o to samo- dołączyła z prośbą Ambar. 
-Mamo i ciociu. Nie jesteśmy głodne- zabrała głos Lil.  
-Prosimy Was. Zobaczcie jakie jesteście blade. -wciąż nie dawały za wygraną.  
{Zajmij wszystkich czymś a ja z naszego jedzenia zrobię proch}- poprosiła Liliana swoją siostrę poprzez wampirze myśli. 
-Zadali nam trudną pracę domową.  Czy możemy na chwilę opuścić obiad i pomożecie mi?- poprosiła Lucia. 
Mimo zdziwienia wszyscy odeszli od stołu. Lil zdjęła rękawiczkę z lewej ręki i wykonała powierzone jej zadanie po czym sprzątnęła pył z talerza swojej kuzynki i ze swojego. W tym czasie reszta rodziny wróciła do stołu. Obiad minął dość szybko. Obie wampirzyce posprzątały i wróciły do pokoju. 
-Powiedzmy im. Na pewno nam uwierzą. - zaczęła rozmowę Lu.  
- Nie pamiętasz co było jak miałyśmy 6 lat? Nie wierzyli mi, że widziałam czerwone oczy. Nie ma mowy. - odmówiła Lil.  
- To wolisz kłamać całe życie? Albo co gorsza stracimy nad sobą kontrolę i wszystkich zabijemy?- postawiła na swoim. 
-Lucio.  Wiesz, że bardzo bym chciała o wszystkim powiedzieć. Ale wiem też, że nam nie uwierzą- próbowała dotrzeć do siostry. 

-Rób co chcesz. Ja nigdy nie miałam tajemnic przed swoją rodziną.  - wyznała po czym wyszła.

-Och. Nie mogę w to uwierzyć. Oby tylko uwierzyli.

****

W tym samym czasie w sypialni Ambar i Landona.

- Mamo, tato mogę wejść? -spytała niepewnie Lucia.

- Tak córciu.  Mamo a pójdziesz po Ronalda? Mam Wam coś bardzo ważnego do powiedzenia. - poprosiła nastolatka. 

-Dobrze. To zaraz jesteśmy. - powiedziała po czym wyszła.

Za chwilę była cała rodzina.

-Co chciałabyś nam powiedzieć skarbie? - dopytywała była modelka.

-B..bo ja...- zaczęła. Ja nie byłam z Wami do końca szczera. Ale proszę. Dajcie mi dokończyć i uwierzcie mi, proszę- błagała.

-Dobrze. Ale co się stało? - dopytywał przestraszony Landon.

-Wtedy na naszym małym obozie zostaliśmy zaatakowani.  Pamiętacie to co mówiła Liliana o czerwonych oczach? Miała rację. Obserwował nas Hrabia Dracula. Później obie zostałyśmy porwane.  Lil bała się o nasze życie. Dlatego poszła z tym potworem na układ. Zostanie tam... jeśli ja wrócę cała do domu. To on zabił Oliviera i Danna- mówiła łamiącym się głosem. Później ugryzł nas. Obudziłyśmy się w jego zamku. Kazał nam napić się jego krwi. Później nie wiemy co się stało... ale chyba nas zabił. A teraz jesteśmy przez to wampirzycami.

Patrzyli z uwagą na nastolatkę.  Widzieli, że jest całkowicie szczera chociaż trudno w to uwierzyć.

-Gdzie on jest? Jak to dopadnę w swoje ręce- zaczął wygrażać brat bliźniak Króla.

-On... Nie żyje. Liliana jest dużo bardziej odważniejsza ode mnie. W naszej obronie przebiła go kołkiem.  Trafiła w samo serce. A później chcąc pozbyć się jego ciała... dotknęła tego potwora i pach. Został z niego proch. Dlatego ma te rękawiczki. To jej moc. - wyznała.  Wierzycie mi, prawda?- spytała z nadzieją.

- Nigdy nas nie okłamałaś. I chociaż to nierealne... jesteś tak poruszona, że nie mamy innego wyjścia.- rzekła cała 3.

- Mam jeszcze prośbę. Porozmawiajcie o tym z Ciocią i Wujkiem. Nie wiem dlaczego ale gdyby Liliana z nimi usiadła tak jak my do tej rozmowy, na pewno by nie uwierzyli. - poprosiła Lucia.

-Dobrze. Postaramy się. - obiecała Ambar.

****

Gdy tylko Lu wyszła z pokoju, Lil wyleciała przez okno. Była tak zła na siostrę, że postanowiła niezauważona przez nikogo z rodziny się przejść.  Gdy tak chodziła bez celu chcąc uspokoić skołatane nerwy ktoś przyglądał się wampirzycy. Korzystając z nowych funkcji wyczuła obecność nieprzyjaciela. Dlatego też postanowiła chodzić z gołymi rękoma. Kiedy poczuła nóż przy gardle, po prostu dotknęła napastnika pozostawiając z niego tylko pył. 

-T...to niemożliwe. Ale zaraz. Jeżeli to jej moc to... ona ma związek ze śmiercią naszego ojca- myślał Taylor. Nie wierzę.  Miałem ją za taką...yyyh- denerwował się po czym wrócił do Wampi świata. 
-I jak randka z nową wampirzycą? - spytał Trey.
-Nijak.  I lepiej żebyśmy sobie je odpuścili.  Są niebezpieczne- wysyczał Tay. 

Po pracy wrócił na górę. Nie myślał za wiele, tym bardziej czysto, dlatego też wymyślił plan zemsty. Obserwował Lilianę. Gdy była sama rzucił się na młodą wampirzycę blokując jej dłonie. 

-Zostaw mnie. Ostrzegam jestem niebezpieczna! - ostrzegała. 
-Nic tym nie wskórasz morderczynio. - rzekł. Jakieś ostatnie słowa wampirzyco zanim Cię zakołkuję? - dodał.
- Tak. Tylko na tylę Cię stać? - spytała po czym zaczęła się wyrywać tak naprawdę badając ciało napastnika tylko po to by kopnąć go w klejnoty. Zrobiła to po to by się wyswobodzić.
- Widzę,  że lubisz ostro pogrywać. - powiedział. 
-Ja ostro pogrywam? Lecz się. To Ty mnie zaatakowałeś za nic. O ironio... jesteś farmaceutą i masz problemy z głową- podsumowała.
-Zabiłaś mi ojca. To nazywasz nic?! - wykrzyczał. 
-Że co? Cz...czekaj. Jesteś synem tego popaprańca?- spytała niedowierzając. 
-Wyrażaj się. To był mój ojciec.- upomniał Lilianę. 
- To już wszystko jasne. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jesteś tak samo szalony jak i on. Nie masz pojęcia co robił. - rzekła. 
- Tak to może mnie oświecisz?!!- wydarł się tracąc cierpliwość.
- Dobrze więc. Gdy miałyśmy z Lucy 6 lat porwał nas. Wcześniej jeszcze mnie straszył... mówiłam rodzicom ale mi nie uwierzyli. Wracając do sedna sprawy.  Porwał nas. Poszedł ze mną na układ. Zostanę z nim, a on puści Lu. Przez długie 2 lata więził mnie i zabierał z mojego organizmu krew jako zapas. I to wcale nie mało. Zadowolony?- opowiedziała całą nieznaną Taylerowi historię. 

Korzystając z zamyślenia wampira, księżniczka wróciła do domu. 
-Tępak jeden - mówiła wkurzona. Co on sobie uważa? Ten potwór zrobił mi z życia piekło, a jego synalek chce jeszcze mnie zabić. Wspaniała rodzinka- podsumowała.

****
W tym samym czasie Lucia wróciła do pokoju, a jej rodzice przyszli do swojego rodzeństwa. 
-Możemy wejść? -spytała Ambar. 
-Jasne. Coś się stało? Nie macie za ciekawych min. - zauważyła Allison. 
- Tak. Chodzi o Lilianę. Lepiej usiądźcie bo to co mamy Wam do powiedzenia jest... szokujące. - poinformowała. 
-Wasza córka... jej życie uległo zmianie- zaczął Landon. 
-Lucy opowiedziała nam co tak naprawdę miało miejsce na biwaku. Dzieci zostały zaatakowane przez wampira. To właśnie on zabił chłopców i znowu porwał nasze córki. A później przekształcił je w wampiry. - opowiedziała Ambar. 
- W...Wampiry? Przecież one nie istnieją. - zdziwiła się Ally. 
-Jednak tak. Jeżeli macie jakieś wątpliwości porozmawiajcie z Lil. - zaproponowała modelka po czym opuścili sypialnię rodzeństwa. 
-Liliana!- poprosił córkę Luke. 
-Co?! P... przepraszam tato. Jestem trochę zła. - wyjaśniła stając w drzwiach. 
- Czy to prawda, że jesteś wampirzycą? - spytali obydwoje. 
- Tak nagle Was to obchodzi? Jeśli musicie już wiedzieć to tak. Tylko nie rozumiem po co Wam to wiadomości. Przecież i tak nigdy mi nie wierzyliście - mówiła brutalną prawdę prosto w oczy rodzicom. 
- Nie traktuj nas tak młoda damo. - upomniała Królowa. 
-Opowiesz jak to było? - poprosił Luke. 
-Jeśli już tak musicie wiedzieć... Pamiętacie ten wieczór gdy wybiegłam z łazienki jak poparzona? Mówiłam wtedy, że widziałam czerwone oczy.  To był właśnie mój stwórca.  Hrabia Dracula.  Bałam się go,  jednak to Was nie obchodziło.  A dlaczego? Bo nie uwierzyliście mi, że coś takiego miało miejsce. Dlatego też co się dziwić, że później doszłodo porwania? Martwiłam się o Lu. Ten gnojek to zauważył i zaproponował układ. Zostanę, A wtedy Luc będzie bezpieczna. I tak oto zaginęłam na 2 lata. Codziennie okradana z krwi. Traktował mnie jak swój zapas na wieki. Przez niego prawie umarłam. Aż w końcu uciekłam. Myślałam tylko o tym by być bezpieczna w domu z rodziną.  Ale nikt z Was mi nie uwierzył.  - opowiadała w skupieniu. 
-Dziecko tak mi przykro. - zaczęła Allison.
- Nie jestem dzieckiem!! - warknęła wysuwając kły. 
-Liliano zachowuj się- zwrócił uwagę córce Król. 
-Możecie już wyjść. Chyba znacie drogę, prawda?- upewniła się. 
- Nie zachowuj się... 
-Chodź skarbie. Chyba wszyscy musimy ochłonąć- przerwała mężowi Królowa. 
-Lil. Co się stało? - zagadała Lucia.
- Nie rozmawiam z Tobą. Musiałaś wszystko powiedzieć rodzicom? - spytała po czym podeszła do okna i przez nie wyleciała. 

Jednak zaraz znowu było dane im się spotkać na wampirzych lekcjach. Mimo, że Lucia usiadła w jednej ławce z siostrą nie zamieniły ze sobą ani słowa. Na dodatek jak się okazało nauczycielem w szkole wampirów okazał się Trey. Od razu zwrócił uwagę na bliźniaczki. 
To pewnie one. Nie wyglądają na takie groźne jak mówił Taylor. -myślał. 
- Dobrze. Witajcie. Nazywam się Trey Dracula. Będę Was uczył wampirzego przystosowania... Jakieś pytania? - przełamał pierwsze lody. No dobrze. To może zaczniemy od zasad. 
Po pierwsze: Odkąd są mikstury nie gryziemy śmiertelników. 
Po drugie: Jeżeli chcemy dopuścić się tego czynu musimy mieć zgodę tej osoby. 
Po trzecie: Jeżeli złamiemy dwie pierwsze zasady Wampi sąd ma prawo nas sądzić. A oni nie są łagodni. 
Po czwarte: Zabrania się używania mocy w Świecie Śmiertelników.  Pytania? - rozglądał się. 
Liliana podniosła rękę. 
-Proszę Panno...
-Liliano.  Czy jeżeli ktoś ma moc, której nie da zakamuflować? -spytała. 
-Co masz na myśli? - dopytywał.  
-Ma ktoś coś co jest mało przydatne? - zapytała.  
Dostała jakiś mało znaczący przedmiot. 
- Mam na myśli to. - powiedziala demonstrując swoją moc. 
-Cóż. Staraj się nie zdejmować rękawiczek.  Chyba, że w konieczności samoobrony. 
Tak jak z Twoim impulsywnym bratem?- tą informację zachowała dla siebie.  
Po skończonych zajęciach Liliana wyszła chcąc lepiej poznać swoje nowe życi. Lucia za to wciąż siedziała w ławce martwiąc się pierwszą do tego tak poważną kłótnią z kuzynką.  
-Wszystko w porządku? - zapytał z ciekawości i troski Trey. 
-Hm? T...tak. Eeeehm...nie. Przed tym życiem miałam dobry kontakt z rodzicami. I powiedziałam im prawdę. Lil się na mnie śmiertelnie obraziła. Bo gdy byłyśmy małe ktoś bardzo ją wystraszył.  Nie mówiła kto. Wiem tylko, że miał czerwone oczy. Ale nikt jej w to nie uwierzył.  A później to porwanie, którego nawet nie pamiętam. Ale rzeczywiście nie było jej przez kolejne 2 lata. Zastanawiałam się gdzie była. I gdy zostałam wampirzycą wszystko stało się jasne. To przez Hrabiego to wszystko. Zepsuł jej dzieciństwo.  I nam życie-opowiadała zanosząc się płaczem.  
-Przykro mi. - powiedział po czym usiadł obok i przytulił rozpaczającą.  
-Chwila. Przedstawiłeś się jako Dracula- oprzytomniała po czym odsunęła od mężczyzny. Ekspresowo spakowała rzeczy i wyleciała jakby się paliło.

piątek, 25 września 2020

Rozdział 27

 -Lepiej wracajmy do domu. Nie mamy tu już czego szukać. - rzekła niewzruszona Liliana. 

-Zwariowałaś?! I tak go tu zostawimy? - spytała Lucia pokazując na zmarłego wampira. 

-Dobra. Ale jak zamierzasz to zrobić? Nie spalimy zamku bo ktoś może tu być. A on jest za ciężki by wyrzucić gdzieś jego ciało. - odpowiedziała Lil.  

- Nie wiem no. - powiedziała przerażona nastolatka.  

Dziewczyna, która kilka lat wcześniej była żywicielką potwora nie mogąc wpaść na żaden lepszy pomysł chwyciła zwłoki z wciąż wbitym w serce kołkiem. W tej także chwili ich problem rozwiązał się sam gdyż ciało po prostu zamieniło się w proch. 

-I po problemie- podsumowała Lucy. 

- To teraz chodźmy stąd. Dość czasu tu spędziłam- dodała Liliana.  

Tak też zrobiły.  Kiedy tylko wróciły obie rzuciły się na lodówkę. Zaczęły jeść co popadnie. Wśród potraw były omlety, jajka na twardo na chlebie z majonezem,  quesadilla, naleśniki i galaretka truskawkowa. Jednak gdy tylko Lil dotknęła czegokolwiek z tych pyszności zostawał sam pył.  

- No świetnie. Ch...chwila. Czy to... ja zrobiłam?- spytała zdziwiona.

- Nie wiem możemy się łatwo przekonać. - powiedziała po czym w stronę siostry rzuciła telefon, z którego zaraz nic nie zostało. Tak. To Ty. -dodała. 

-Pięknie. A...ale jak? -zastanawiała się. 

- Nie wiem. Dobrze, że jednak rozwaliłaś to jedzenie.- przyznała po czym jak rażona gromem pobiegła do łazienki, z której wyszła po dłuższym czasie.  

-Co się z nami stało?! Ten potwór musiał nam coś zrobić. A co jeżeli przez niego jesteśmy... wampirzycami?- spytała zciszając głos.  

- Pamiętasz dokładnie co zrobił? - odezwała się Lucia.  

-Na polu namiotowym zaatakował nas. Pewnie znowu wysysał z naszych szyi krew... później obudziłam się w jego zamku- przypominała sobie. Co było dalej? A tak. Wysunął kły. Dalej nie wiem bo się skuliłam. Wiem tylko, że czułam dziwny przypływ gorąca, które krążyło po moim ciele. -dodała.  

-Wysunął kły i ugryzł się w przedramię. Następnie kazał nam pić swoją krew. Później chyba nas zabił. Chwilę po tym tak jak mówisz zaczęły dziać się z nami te rzeczy. - dokończyła Luc.  Poza tym jesteś mi winna telefon. -dodała. 

- Jak tylko będę mogła czegokolwiek dotknąć to Tobie oddam. - przyrzekła. 

-Dziewczyny. Co się tak wydzieracie? - spytał Ronald.

-Wybacz bracie- przeprosiły.  

-Czy możecie zerknąć na listę przykładowych dań dla mojej przyszłej restauracji. - spytał dziewczyn o zdanie, trzymając w rękach papier. Pech chciał, że zaciął się trzymaną kartką.  

Wtedy Lucii i Lilianie wyrosły kły. Zaczęły się zbliżać do nieszczęśnika.  

-Ronald. Mam prośbę. Idź do pokoju.- ppowiedziała Lil ledwo się powstrzymując.  

- Ale nie...-zaczął chłopak. 

-Już!! - krzyknęła tracąc kontrolę. 

Ron na szczęście posłuchał zdenerwowanej i wrócił do pokoju. 

- Nie uwierzysz co właśnie miało miejsce. Liliana wrzasnęła na mnie.- wyznał Johnnemu.  

-Jesteś pewna? Bywa dziwna. Ale żeby od razu krzyczeć?- upewniał się John.  


*****

W salonie: 

- Nie możemy tu zostać. Mało nie rzuciłyśmy się na Ronalda.- zaczęła Lucia. 

-Wiem. To było okropne. Co mamy robić? Rodzice nie zgodzą się na naszą wyprowadzkę.  Poza tym wyglądamy jak młode kobiety. Na dodatek już na stałę - rozważała całą sytuację.  Może sprawdzę w Internecie co i jak- dodała. 

- Nie! Niczego nie dotykaj- ostrzegła Luc. 

- No tak. Jeszcze to. - przypomniała sobie smutną rzeczywistość. 

-Ja sprawdzę. - zaoferowała Lucy.  

Tak też zrobiła. 

-Znalazłam parę rzeczy. Wampiry nie mogą jeść normalnego jedzenia.  To już wiemy... niestety boleśnie się przekonałam. - rzekła. 

Aby nie czuć pragnienia wbicia kłów w śmiertelników musimy zadzwonić pod ten numer. Jeżeli nie zadzwonimy to zero kontaktów ze światłem słonecznym. -kontynuowała po czym od razu wbiła znaleziony numer i nacisnęła zieloną słuchawkę. Obie słyszały wolny sygnał. Drugi i trzeci. 

-Dzień dobry. Wampi apteka ,,Czyste kły" w czym możemy pomóc? - rzekł męski głos po drugiej stronie słuchawki. 

-Dobry wieczór. Jestem Lucia i dzwonię w takiej dziwnej sprawie... widzi Pan wraz z siostrą zostałyśmy... - 

-Zmienione w wampirzyce?- odezwał się aptekarz. 

- Tak! Proszę nam coś na to poradzić!!- prosiła zdesperowana Liliana. 

-Mogłabyś położyć telefon na stoliku? - spytał mężczyzna. 

Lucy tak też zrobiła. Po czym w salonie pojawił się ciemnowłosy wysoki chłopak. 

-Witajcie jestem Taylor. - przedstawił się. 

-Cześć jestem Lucia, a tu jest Liliana moja siostra i lepiej nie podawaj jej ręki.  Bo gdy tylko czegokolwiek dotknie zamienia to w proch.  

-Mam dla Ciebie specjalne rękawiczki Panienko Liliano. - powiedział po czym założył część ubrania nastolatce na ręce.




-I to na pewno... pomoże?- spytała niedowierzając.  

- Sama spróbuj. - zachęcił po czym podał jej rękę.  

Pełna obaw dotknęła palcem wskazującym ręki Tay'a.

-Śmiało. Widzisz, że nie stałem się kupką piasku. - namawiał Lilianę, która wreszcie się odważyła. 

-Brawo. I widzisz? Wszystko w porządku. A teraz druga sprawa. Mikstura przeciw gryzieniu. Na strychu macie 2 kartony. 3 sprawa zapraszam na kurs do Wampi świata. -instruował.  

-Wampi  świat?- powiedziały zaskoczone. 

- Tak. Chociaż niektórzy z nas żyją tutaj. - opowiadał dalej. Zajęcia dla nowych wampirów są we wtorki i piątki zawsze po północy. A wejście do naszego świata znajduje się na cmentarzu w krypcie. Dla śmiertelników jest ona niewidzialna. Mam nadzieję, że chociaż trochę Wam pomogłem. A teraz przepraszam. Muszę wrócić do apteki. - pożegnał się. 

-A jak mamy sie odwdzięczyć za ocalenie naszej rodziny przed nami? - zatrzymała mężczyznę Liliana. 

-Drobiazg. - obdarzył obie nastolatki szerokim uśmiechem na twarzy. 

czwartek, 24 września 2020

Rozdział 26

 A wraz z nim i pierwszy biwak nastolatek.  

-Dobra. Śpiwory. Są- odhaczyła Liliana. 

-Ja mam kukurydzę, pianki, kanapki i moje ukochane Quesadillas. -wyliczyła Lucia. 

-Na wszelki wypadek zabiorę spray'e przeciwko owadom- dodała Lil. 

- Hej dziewczęta. Spakowane i gotowe? - przerwał rozmyślania Dann.  

- Tak. -odpowiedziały obie. 

-No to chodźmy. - rzekli. 

I tak oto ruszyli w drogę na piękną polanę, na której wokół rozciągał się las. Było też jezioro. Gdy tylko obozowicze dotarli na miejsce od razu zaczęli rozstawiać namioty. 

-Może pomogę?- zaproponował Danny.  

-Czemu nie.- przyjęła pomoc 15-latka. 

Jak tylko wszystko było dopięte na ostatni guzik młodzież poszła prosto w stronę jeziora popływać. Tam właśnie wszystko się zmieniło. Lilianie zaczął podobać się Dann, a Lucia w końcu zwróciła uwagę na Oliviera. Może po prostu bliżej poznały drugiego z braci swoich dawnych obiektów zauroczeń.

Nowy bliski przyjaciel Lil wziął ją na ręce i zaczął biec z dziewczyną przełożoną w pół przez plecy do wody, po czym wrzucił ją do niej. 

-Osz Ty! Nie daruję Tobie tego! Odpłacę Ci tym samym- odgrażała się.

-A ja wolę coś innego. - mówiąc podszedł bliżej Liliany i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.  

Chwilę oszołomiona patrzyła na chłopaka po czym odwzajemniła pocałunek. Gdy dali upust swoim uczuciom dziewczyna uśmiechnęła się i w zemście wepchnęła chłopaka do wody. 

- Nie daruję- powiedział chlapiąc ukochaną. 

-Zaplanował to?- spytała Lucia. 

- Ale co? Te dziecinne zabawy? Chyba nie. Pocałunek tak. Już dłuższy czas mówił tylko o niej- przyznał Oli. Jeżeli chodzi o to... może się przejdziemy? -dodał nie śmiało. 

- Tak. Chodźmy. - rzekła. 

-W...wiesz. J...ja... eeehmm- zaczął wciąż szukając słów. 

-Śmiało.  -dodawała odwagi. 

-Bo... podobasz mi się. Pokochałem Cię od pierwszej chwili. I zastanawia mnie czy chciałabyś zostać moją dziewczyną- wyznał na jeden oddech. 

-Już w porządku? Nie udusisz się?- spytała. 

- Tak. Już dobrze. Musiałem powiedzieć szybciej bo inaczej mógłbym nigdy o to nie zapytać. Mam problemy ze śmiałością przy pięknej dziewczynie - powiedział zgodnie z prawdą.

-Będę szczęśliwa mając takiego chłopaka jakim jesteś - rzekła szeroko się uśmiechając. 

Obie nowopowstałe pary były szczęśliwe. Korzystali z pięknej pogody i miejsca w jakim byli ile tylko mogli. Gdy na dworze zaczęło robić się szaro cała 4 postanowiła wracać. Po dotarciu na miejsce chłopcy rozpalili ognisko i zaczęli smażyć kiełbaski z chlebkami. Po wielkiej uczcie nadszedł czas na pianki znad ogniska. Później opowiadali sobie straszne historie. Oczywiście to męska część zacnego grona biwakowiczów postanowiła straszyć opowieściami. 

W końcu jednak zmęczenie wzięło górę i nastolatkowie zgasili ognisko i  wchodzili do namiotów. Wszyscy zaraz pozasypiali. Jednak nie trwało to długo. Dzieci obudził hałas kręcącej się wokół ich obozu osoby. 

-Zostańcie.  My to sprawdzimy- rzekli po czym wyszli na zewnątrz. 

Dziewczęta posłusznie czekały. Jednak coś nie dawało im spokoju. Chłopcy długo nie wracali dlatego postanowiły to sprawdzić. Najpierw wyszła Liliana. 

-Dann? Gdzie jesteś. Wyjdź to nie jest śmieszne!- denerwowała się. Gdzie on jest?- myślała na głos idąc w stronę lasu. 

O nie. Danny- zaczęła biec w stronę leżącego chłopaka. Kiedy tylko nachyliła się chcąc sprawdzić czynności życiowe ukochanego poczuła ból nie do opisania w okolicy szyi. 

-Znowu się spotykamy- rzekł znajomy dziewczynie głos. 

Następnie Liliana widziała tylko ciemność. A wampir z najgorszych koszmarów dziewczyny ruszył w stronę namiotu, w którym siedziała coraz to bardziej zdenerwowana Lucia. Hrabia wszedł tam jak do siebie od razu rzucając się na dziewczynę zatapiając w niej swoje kły. Później zabrał siostry do swojego zamku. Kiedy tylko odzyskały przytomność, bestia znów wysunęła kły. Lecz ku ich zdziwieniu potwór zamiast wgryźć się ponownie w swoje ofiary, ugryzł swoje przedramię po czym przyłożył ranę do ust obu dziewczyn po kolei. 

-Pij albo skończę z Wami jak z Waszymi chłopcami- nakazał. 

Nie miały więc innego wyjścia. Posłuchały rozkazu Draculi, po czym znowu zrobiło im się ciemno w oczach. Jednak tym razem było coś nowego. Przez ich ciało przebiegało dziwne uczucie. Ich żyły wrzały. Było im bardzo gorąco jakby były palone żywcem.  Czym bardziej się temu opierały to coraz gorzej czuły ten nieprzyjemny żar wypełniający je od środka. Nie mogły już dłużej wytrzymać.  Odpieranie wampirzego jadu totalnie je wykończyło.  Poddały się przyjmując truciznę .  Obudziły się wczesnym rankiem. 

-Witajcie moje młode pisklaczki. - zabrał głos wampir. 

- Jak mogłeś ich zabić?! Nic Tobie nie zrobili!- od razu rzuciła się na potwora Liliana. 

Nie panując zupełnie nad sobą przebiła Hrabiego ostrym, drewnianym kołkiem. 

-Wiem gdzie jest wyjście chodźmy- rzekła i zostawiły umierającego wampira z wbitym prosto w serce z palikiem.